Na koniec wielkie ropuchy, które się żywią mniejszymi żabkami
Wspaniałe i naprawdę duże pająki
A ten miał niesamowicie niebieską sieć w łapach
Bardzo dużo pasikoników
Ten niebieski żuczek znany jest z bardzo nieprzyjemnego zapachu, którym obsikuje ofiarę, lepiej się nie zbliżać
Gąsienice, ważki i motyle
Tu się coś właśnie przepoczwarzało
W pewnym momencie nasz przewodnik ostrzegł nas wyraźnie aby nie zbliżać się za bardzo do tej włochatej gąsienicy – to Megalopyge opercularis – gąsienica pewnej ćmy. Jest mega bardzo toksyczna dla człowieka. Dotkniecie oznacza na początku bardzo silny ból (porównywalny z bólem od złamanej kości) a potem groźny obrzęk, wymagana jest natychmiastowa wizyta w szpitalu. Uważamy więc bardzo przy robieniu zdjęć
Tak naprawdę to co drugi owad lub płaz tutejszy jest co najmniej trujący jak nie toksyczny. I na koniec piękna pachnąca i kolorowa roślinność.
Uff jak było duszno, mieliśmy na sobie długie spodnie i długie rękawy aby choć trochę ochronić się przed latającymi insektami. Piękne przyrodnicze zwieńczenie wyjazdu nam się trafiło.
No i wracamy, ostatniego dnia trzeba dojechać samochodem do San Jose, przebić się przez korki i dotrzeć na lotnisko. Przejeżdżamy przez lokalne ulice omijając duży korek na autostradzie:
Na lotnisku jeszcze wizyta w saloniku VIP Longue Costa Rica.
Jedzonko spoko ale alko było płatne
Lecimy najpierw do Miami. Zabiera nas American Airlines na Benku 737.
To tylko 2,5 godziny lotu więc nie ma żadnego cateringu oprócz napojów non-alko. Ale przemiły i zabawny steward tak jakby przepraszając za brak jedzenia (nie da się nawet kupić) roznosi drobne prezenty, mi trafiła się wódeczka do soku pomidorowego. Roznosił butelki z wodą w przezabawny sposób pytając każdego "cziken or pasta?" i rozdając samą wodę - miał niezłą radochę widząc miny pasażerów.
W Miami tylko przesiadka, mamy trzy godziny więc na luzie. O dziwo nie ma kolejek do emigracji i przelatujemy przez formalności jak burza. Jest jeszcze czas spróbować amerykańskie piwko. W knajpce na terminalu alegoria oczekujących na wolny stolik
:D (kto chodzi do popularnych knajp w USA w rush hours to wie o co chodzi ? )
No i sama degustacja.
Do Londynu wracamy również American Airlines na Benku 777
Catering bardzo poprawny
A na Heathrow spotykam @Megaloman -a, który zaprasza mnie do saloniku BA Concorde. Pozdrawiam i dziękuję jeszcze raz. Nie ma to jak się spotkać w podróży
:)
No i został ten ostatni, najbardziej nielubiany przeze mnie lot – powrotny do Warszawy, BA na A320
Koniec tej wspaniałej wyprawy, którą w większości spędziliśmy na łonie przyrody. Mega pozytywne zaskoczenie jak łatwo się podróżuje i zwiedza Kostarykę i jak dużo jest w stanie nam dać wrażeń. Polecam wszystkim pojechanie tam na własną rękę, wszystko się da załatwić z lokalesami przez whatsaapa, noclegi są relatywnie tanie (przynajmniej poza sezonem) a Kostaryka jest tego naprawdę warta.
Dzięki, ciekawie się zapowiada i mega fotki. Aż chciałabym zapytać, czym Ci się udały takie fajne ujęcia ? Easy country, kilka dni temu wróciłam i będę śledzić.
Sudoku napisał:@hiszpan A przez ten "most kolejowy" to musieliście przejechać autem?Obok był ledwo dyszący mostek drogowy, tak nas nawigacja poprowadziła, przejechaliśmy z duszą na ramieniu. Północna Kostaryka czyli wybrzeże karaibskie ma baardzo słabe drogi, mnóstwo dziur i fatalną nawierzchnię. Za to przez południe prowadzi Trans-americana i tam jedzie się świetnie, można nawet rozwinąć zawrotne prędkości rzędu 90km/h
;)
Z punktu widzenia avgeeka do Tortuguero fajniej jest w jedną stronę dolecieć - nie wiem, jak to teraz wygląda, ale 10 lat temu leciało się malutkim samolotem z fantastycznymi widokami podczas lądowania na okoliczne rozlewiska. Cały obszar się jak widzę mocno rozwinął turystycznie przez ten czas więc być może opcji jest więcej. Kiedyś samolot ze stolicy latał tylko dwa razy w tygodniu, loty były obsługiwane przez nieistniejące już z resztą linie Nature Air.
marcino123 napisał:Czekam na Park Corcovado i Bahia Drake, które były hitem mojego wyjazdu
:)Ciężko znaleźć (oprócz cen
;) ) minusy Kostaryki.Nie chcę się tutaj autorowi za bardzo wcinać w relację, ale uważam trochę inaczej. Kostaryka ma mnóstwo minusów, a największy z nich to przedstawianie swoich największych walorów w takiej formie, jak to się dzieje w najbardziej turystycznych okolicach kraju - ktoś 25 lat temu zasiał mały fragment lasu pomiędzy polami, sprowadziły się tam zwierzęta (lub ktoś je sprowadził, jak głoszą zarzuty względem niektórych miejsc), które nie mają za bardzo jak odejść, bo przecież dookoła brak innych lasów - i cyk, 20 dolarów za wstęp, a jeszcze wciśniemy Ci przewodnika. Chciałeś leniwca? Masz leniwca. Co za różnica, że ma tam niewiele więcej swobody niż w zoo. Amerykanie zadowoleni, można wrzucić fotkę na Instagrama, zaraz obok tej w żółtej kurtce na tle zamglonego lasu deszczowego i pojechać na plażę. Chcesz zobaczyć jak ratujemy sympatyczne zwierzątka? Dawaj 30 dolarów, obejrzysz sobie wegetującego leniwca w klatce wielkości tej dla chomika i jeszcze Ci wciśniemy, że jest tam szczęśliwy, a opłata z Twojego biletu idzie na jego szczęście. Długo by tak można pisać.Ale są tam na szczęście miejsca, gdzie dotarcie wymaga więcej czasu i organizacji, a przez to nie wygląda to tak, jak napisałem wyżej. Takimi właśnie miejscami są Corcovado czy Tortuguero. Na szczęście są też osoby takie jak Wy, które rozumieją, że warto tam dotrzeć, bo to inny rodzaj doświadczenia, niż natrzaskanie zdjęć tych samych zwierząt na krótkiej płatnej ścieżce w okolicach La Fortuny. I w kontekście tych kilku miejsc, które jeszcze tam się ostały, zgodzę się, że pewnie rzeczywiście nie mają minusów
;)
@Nvjc: niestety efekt globalizacji turystyki i idącego za nim pieniądza; choćby przykład Tortuguero, które - jak widać z relacji - stało się już bardzo mocno turystyczne i pewnie co za tym idzie też skomercjalizowane, jak wspomniał @marcino123 samoloty latają już 2 razy dziennie a nie w tygodniu itp. Te ponad 10 lat temu, chociaż oczywiście już wtedy była tam turystyka, wyglądało to znacznie spokojniej ; do tego stopnia że człowiek po wylądowaniu tam czuł się jak na przysłowiowym końcu świata. Infrastruktury prawie w ogóle nie było, parę skromnych homestayów, może jakieś dwie, trzy babcie we wiosce prowadziły jakąś gar kuchnię z daniem dnia, żeby było co zjeść i w zasadzie tyle.
Bardzo dobrze i ciekawie napisana relacja. W marcu planuję 2 tygodnie w Kostaryce. Czy możesz podać nazwę hostelu w którym zatrzymaliście się w Puerto Viejo?
@hiszpan ciekawa relacja.Powiedz proszę- jak ilość komaròw w porze deszczowej?- jak oceniasz łatwość zwiedzania/ ilość przebytych km ( myślimy nad wyjazdem x 2 letnim dzieckiem)- jakie całościowe koszty na miejscu bez biletòw lotniczych?Dzięki
@dudu - Komarów prawie wcale nie ma w ciągu dnia więc spoko. Jak idziesz na nocne zwiedzanie dżungli to są ale wtedy muga+długi rękaw- Poruszanie się po Kostaryce jest mega proste, nie ma szalonych kierowców i jeździ się raczej wolno = co oznacza długi czas w samochodzie nawet na krótszy dystans. Jeżeli młody wytrzyma to spoko- No to zależy od ceny hoteli jakie znajdziesz. Da się naprawdę tanio za niższy standard. Ja prawie zawsze szukałem ze śniadaniem lub w przypadku AirBnB z kuchnią. Najwyższy koszt to wstęp do parków o czym pisałem w relacji. Ceny w knajpach też spoko - poniżej "warszawskich"
@markar - nie mam pojęcia bo nie wymieniałem walut w Kostaryce. Prawie wszędzie działa płacenie USD lub kartą, Revolut się świetnie spisał. Dolary przywiozłem sobie z Polski.IMHO nie ma takiej potrzeby w Kostaryce zdobywać lokalne colony - no chyba, że dla ich walorów wizualnych bo są śliczne i kolorowe banknoty. Wszyscy i wszędzie przyjmują płatności w USD.
Na koniec wielkie ropuchy, które się żywią mniejszymi żabkami
Wspaniałe i naprawdę duże pająki
A ten miał niesamowicie niebieską sieć w łapach
Bardzo dużo pasikoników
Ten niebieski żuczek znany jest z bardzo nieprzyjemnego zapachu, którym obsikuje ofiarę, lepiej się nie zbliżać
Gąsienice, ważki i motyle
Tu się coś właśnie przepoczwarzało
W pewnym momencie nasz przewodnik ostrzegł nas wyraźnie aby nie zbliżać się za bardzo do tej włochatej gąsienicy – to Megalopyge opercularis – gąsienica pewnej ćmy. Jest mega bardzo toksyczna dla człowieka. Dotkniecie oznacza na początku bardzo silny ból (porównywalny z bólem od złamanej kości) a potem groźny obrzęk, wymagana jest natychmiastowa wizyta w szpitalu. Uważamy więc bardzo przy robieniu zdjęć
Tak naprawdę to co drugi owad lub płaz tutejszy jest co najmniej trujący jak nie toksyczny.
I na koniec piękna pachnąca i kolorowa roślinność.
Uff jak było duszno, mieliśmy na sobie długie spodnie i długie rękawy aby choć trochę ochronić się przed latającymi insektami.
Piękne przyrodnicze zwieńczenie wyjazdu nam się trafiło.
No i wracamy, ostatniego dnia trzeba dojechać samochodem do San Jose, przebić się przez korki i dotrzeć na lotnisko.
Przejeżdżamy przez lokalne ulice omijając duży korek na autostradzie:
Na lotnisku jeszcze wizyta w saloniku VIP Longue Costa Rica.
Jedzonko spoko ale alko było płatne
Lecimy najpierw do Miami. Zabiera nas American Airlines na Benku 737.
To tylko 2,5 godziny lotu więc nie ma żadnego cateringu oprócz napojów non-alko. Ale przemiły i zabawny steward tak jakby przepraszając za brak jedzenia (nie da się nawet kupić) roznosi drobne prezenty, mi trafiła się wódeczka do soku pomidorowego. Roznosił butelki z wodą w przezabawny sposób pytając każdego "cziken or pasta?" i rozdając samą wodę - miał niezłą radochę widząc miny pasażerów.
W Miami tylko przesiadka, mamy trzy godziny więc na luzie. O dziwo nie ma kolejek do emigracji i przelatujemy przez formalności jak burza. Jest jeszcze czas spróbować amerykańskie piwko.
W knajpce na terminalu alegoria oczekujących na wolny stolik :D (kto chodzi do popularnych knajp w USA w rush hours to wie o co chodzi ? )
No i sama degustacja.
Do Londynu wracamy również American Airlines na Benku 777
Catering bardzo poprawny
A na Heathrow spotykam @Megaloman -a, który zaprasza mnie do saloniku BA Concorde. Pozdrawiam i dziękuję jeszcze raz. Nie ma to jak się spotkać w podróży :)
No i został ten ostatni, najbardziej nielubiany przeze mnie lot – powrotny do Warszawy, BA na A320
Koniec tej wspaniałej wyprawy, którą w większości spędziliśmy na łonie przyrody. Mega pozytywne zaskoczenie jak łatwo się podróżuje i zwiedza Kostarykę i jak dużo jest w stanie nam dać wrażeń.
Polecam wszystkim pojechanie tam na własną rękę, wszystko się da załatwić z lokalesami przez whatsaapa, noclegi są relatywnie tanie (przynajmniej poza sezonem) a Kostaryka jest tego naprawdę warta.