Na dużych konarach suszą się kormorany, co jakiś czas idą ponurkować po rybkę ale po połowie muszą rozprostować skrzydła na słońcu
„Pppanie, potrzymaj mi pppiwo….”:
Nie tylko kormorany, trafia się nam ibis zielony
Wśród zarośli brodzą długoszpony żółtoczelne, od razu widać która to samica i samiec!
Jak widzicie mamy to ptactwo właściwie na wyciągniecie ręki, przez to, że mamy cichy silniczek elektryczny nikogo nie płoszymy
Wspaniałe tukany, kolejny symbol Kostaryki ?
Co chwila widać przelatujące niesamowicie kolorowe ary
Płyniemy różnymi odnogami, jest wspaniała pogoda i budząca się do życia dżungla wygląda niesamowicie.
Wpadamy w stado wielkich motyli z niebieskimi skrzydełkami ale nie udało mi się zrobić ostrego zdjęcia, intensywny kolor robi niesamowite wrażenie
Podpływamy do brzegu podziwiać naprawdę wielkiego pająka
Zabrnęliśmy już mocno głęboko w sieć kanałów w parku
Trzy godziny mijają jak z bicza strzelił, jeszcze na koniec pokazują się nam kajmany
Wracamy, tuż przed Tortuguero na niebie przepiękne i majestatyczne fregaty
Jest ciągle jeszcze początek dnia, na śniadanie "gadzio pinto" oczywiście i huzia na plażę ?
Łódkę powrotną mamy o 14, w oczekiwaniu degustujemy lokalne mango lassi z lodamy – pycha!
Po drodze powrotnej znowu dużo ptaków oraz wygrzewające się na łachach kajmany.
Dla mnie Park Tortuguero to absolutnie obowiązkowa pozycja w Kostaryce. Jest po prostu przepięknie a jeszcze można trafić w sezonie na żółwie. Odbieramy samochód z parkingu i tniemy najbliższe trzy godziny na nasz kolejny nocleg – tym razem to będzie willa z AirBnB w okolicach La Fortuna, tam czeka nas dłuższy, trzydniowy wypoczynek i eksploracja okolic wulkanu Arenal. Stay tuned…
@malawita – fotki robię Iphonem 13pro oraz Sony A7 III z obiektywem Tamron 28-200x
Sudoku napisał:
@hiszpan A przez ten "most kolejowy" to musieliście przejechać autem?
Obok był ledwo dyszący mostek drogowy, tak nas nawigacja poprowadziła, przejechaliśmy z duszą na ramieniu. Północna Kostaryka czyli wybrzeże karaibskie ma baardzo słabe drogi, mnóstwo dziur i fatalną nawierzchnię. Za to przez południe prowadzi Trans-americana i tam jedzie się świetnie, można nawet rozwinąć zawrotne prędkości rzędu 90km/h
;)Robimy dłuższy postój – trzy noce w tym samym miejscu kilka kilometrów od La Fortuna. Znalazłem willę na odludziu na AirBnB, która na ten okres wyszła nam taniej niż osobne hotele dla 3 par. Jednak przyjazd przed sezonem to fajna sprawa dla portfela. Willa ma oczywiście wspaniały basen, który okupujemy w każdym wolnym momencie i nie ma sąsiadów – dojazd możliwy tylko samochodem. Jest grill i kuchnia więc pichcimy sobie z radochą śniadania i kolacje, kupując lokalne produkty w pobliskim markecie.
Oprócz basenu jest też piękny ogród gdzie przylatuje mnóstwo kolorowych ptaszków a przede wszystkim gości tam stado koliberków. No mam czas więc postanowiłem pobawić się aparatem i ustrzelić kilka fotek lokalnym kolibrom – zobaczcie sami:
No ale trzeba się też ruszyć z miejsca. Okolice La Fortuna to mega turystyczna pułapka dla leniwych turystów. Drogie hotele z basenami i spa, zorganizowane wycieczki, quady, zip-lines, kawałki prywatnej dżungli z alejkami wyłożonymi asfaltem, mini-zoo z leniwcami itp. czyli wszystko czego potrzebuje masowy turysta (najlepiej amerykański). Wszędzie pełno zorganizowanych grup z przewodnikami przewożonych od jednej płatnej atrakcji do drugiej minibusami. No cóż – gospodarka Kostaryki na pewno czerpie z tego niezłe dochody. Mam tylko wrażenie, że spora cześć tych turystów nigdy nie opuszcza okolic La Fortuna i widzi taką cukierkową Kostarykę z pocztówki. Ale że na taki pobyt jest spore zainteresowanie więc nie potępiam.
My pierwszego dnia jedziemy zobaczyć wodospad La Fortuna. Przyznaję, że nasza willa jest rozpieszczająca i po prostu nie mam serca odrywać dziewczyn od basenu i słońca na jakieś całodzienne eskapady więc jedziemy obejrzeć coś blisko. Wiem, że w okolicy są ładniejsze wodospady ale ten mamy prawie pod nosem. Nad całą okolicą góruje wulkan Arenal, niestety podczas naszego pobytu głównie tonie w chmurach.
Dojazd do wodospadu jest wąską ale dobrą drogą.
No i wstęp kosztuje 18usd od osoby – niewygórowanie pewnie dla Amerykanów a dla nas zgrzytanie zębami.
Wodospad może nie rzuca na kolana ale jest uroczo
Cała frajda za te pieniądze to wskoczyć do tej lodowatej wody i popływać obok wodospadu co skrzętnie czynimy ?
Po południu namawiam ekipę na trekking u stóp wulkanu. Jest kilka możliwości i po poszukiwaniu w internecie wybieram trasę Arenal 1968. To prawie 5-kilometrowy szlak z kilkoma wzniesieniami, poprowadzony częściowo po polu lawowym z erupcji w 1968 roku. Generalnie wulkan Arenal wybucha dość regularnie niszcząc okolicę. Nazwa miejscowości według lokalnej miejskiej legendy - La Fortuna wzięła się właśnie od tego, że jedna z dużych erupcji zniszczyła wszystko dookoła a oszczędziła małą osadę u stóp wulkanu. Ale prawdziwe pochodzenie nazwy jest raczej pochodną dość żyznych ziem uprawnych w okolicy. Na sam wulkan nie wolno wchodzić. Oficjalnie nie wolno, wystarczy tylko zapytać miejscowego taksówkarza i za odpowiednią opłatą zorganizuje nielegalną wspinaczkę na sam szczyt. Opowiedzieli nam o tej możliwości napotkani Polacy.
Przy wjeździe na parking trzeba przełknąć kolejną pigułkę czyli opłatę za park w wysokości 25usd i możemy ruszać na czerwony szlak. Buty trekkingowe jak najbardziej wskazane ale oczywiście widziałem małżeństwo Amerykanów z dziećmi maszerujące w japonkach (w Zakopcu byli wcześniej czy co?)
Przyroda jest oczywiście przepiękna, zieleń niesamowicie soczysta a od czasu do czasu tropikalna roślinność pokazuje nam swoje kolory
Dzięki, ciekawie się zapowiada i mega fotki. Aż chciałabym zapytać, czym Ci się udały takie fajne ujęcia ? Easy country, kilka dni temu wróciłam i będę śledzić.
Sudoku napisał:@hiszpan A przez ten "most kolejowy" to musieliście przejechać autem?Obok był ledwo dyszący mostek drogowy, tak nas nawigacja poprowadziła, przejechaliśmy z duszą na ramieniu. Północna Kostaryka czyli wybrzeże karaibskie ma baardzo słabe drogi, mnóstwo dziur i fatalną nawierzchnię. Za to przez południe prowadzi Trans-americana i tam jedzie się świetnie, można nawet rozwinąć zawrotne prędkości rzędu 90km/h
;)
Z punktu widzenia avgeeka do Tortuguero fajniej jest w jedną stronę dolecieć - nie wiem, jak to teraz wygląda, ale 10 lat temu leciało się malutkim samolotem z fantastycznymi widokami podczas lądowania na okoliczne rozlewiska. Cały obszar się jak widzę mocno rozwinął turystycznie przez ten czas więc być może opcji jest więcej. Kiedyś samolot ze stolicy latał tylko dwa razy w tygodniu, loty były obsługiwane przez nieistniejące już z resztą linie Nature Air.
marcino123 napisał:Czekam na Park Corcovado i Bahia Drake, które były hitem mojego wyjazdu
:)Ciężko znaleźć (oprócz cen
;) ) minusy Kostaryki.Nie chcę się tutaj autorowi za bardzo wcinać w relację, ale uważam trochę inaczej. Kostaryka ma mnóstwo minusów, a największy z nich to przedstawianie swoich największych walorów w takiej formie, jak to się dzieje w najbardziej turystycznych okolicach kraju - ktoś 25 lat temu zasiał mały fragment lasu pomiędzy polami, sprowadziły się tam zwierzęta (lub ktoś je sprowadził, jak głoszą zarzuty względem niektórych miejsc), które nie mają za bardzo jak odejść, bo przecież dookoła brak innych lasów - i cyk, 20 dolarów za wstęp, a jeszcze wciśniemy Ci przewodnika. Chciałeś leniwca? Masz leniwca. Co za różnica, że ma tam niewiele więcej swobody niż w zoo. Amerykanie zadowoleni, można wrzucić fotkę na Instagrama, zaraz obok tej w żółtej kurtce na tle zamglonego lasu deszczowego i pojechać na plażę. Chcesz zobaczyć jak ratujemy sympatyczne zwierzątka? Dawaj 30 dolarów, obejrzysz sobie wegetującego leniwca w klatce wielkości tej dla chomika i jeszcze Ci wciśniemy, że jest tam szczęśliwy, a opłata z Twojego biletu idzie na jego szczęście. Długo by tak można pisać.Ale są tam na szczęście miejsca, gdzie dotarcie wymaga więcej czasu i organizacji, a przez to nie wygląda to tak, jak napisałem wyżej. Takimi właśnie miejscami są Corcovado czy Tortuguero. Na szczęście są też osoby takie jak Wy, które rozumieją, że warto tam dotrzeć, bo to inny rodzaj doświadczenia, niż natrzaskanie zdjęć tych samych zwierząt na krótkiej płatnej ścieżce w okolicach La Fortuny. I w kontekście tych kilku miejsc, które jeszcze tam się ostały, zgodzę się, że pewnie rzeczywiście nie mają minusów
;)
@Nvjc: niestety efekt globalizacji turystyki i idącego za nim pieniądza; choćby przykład Tortuguero, które - jak widać z relacji - stało się już bardzo mocno turystyczne i pewnie co za tym idzie też skomercjalizowane, jak wspomniał @marcino123 samoloty latają już 2 razy dziennie a nie w tygodniu itp. Te ponad 10 lat temu, chociaż oczywiście już wtedy była tam turystyka, wyglądało to znacznie spokojniej ; do tego stopnia że człowiek po wylądowaniu tam czuł się jak na przysłowiowym końcu świata. Infrastruktury prawie w ogóle nie było, parę skromnych homestayów, może jakieś dwie, trzy babcie we wiosce prowadziły jakąś gar kuchnię z daniem dnia, żeby było co zjeść i w zasadzie tyle.
Bardzo dobrze i ciekawie napisana relacja. W marcu planuję 2 tygodnie w Kostaryce. Czy możesz podać nazwę hostelu w którym zatrzymaliście się w Puerto Viejo?
@hiszpan ciekawa relacja.Powiedz proszę- jak ilość komaròw w porze deszczowej?- jak oceniasz łatwość zwiedzania/ ilość przebytych km ( myślimy nad wyjazdem x 2 letnim dzieckiem)- jakie całościowe koszty na miejscu bez biletòw lotniczych?Dzięki
@dudu - Komarów prawie wcale nie ma w ciągu dnia więc spoko. Jak idziesz na nocne zwiedzanie dżungli to są ale wtedy muga+długi rękaw- Poruszanie się po Kostaryce jest mega proste, nie ma szalonych kierowców i jeździ się raczej wolno = co oznacza długi czas w samochodzie nawet na krótszy dystans. Jeżeli młody wytrzyma to spoko- No to zależy od ceny hoteli jakie znajdziesz. Da się naprawdę tanio za niższy standard. Ja prawie zawsze szukałem ze śniadaniem lub w przypadku AirBnB z kuchnią. Najwyższy koszt to wstęp do parków o czym pisałem w relacji. Ceny w knajpach też spoko - poniżej "warszawskich"
@markar - nie mam pojęcia bo nie wymieniałem walut w Kostaryce. Prawie wszędzie działa płacenie USD lub kartą, Revolut się świetnie spisał. Dolary przywiozłem sobie z Polski.IMHO nie ma takiej potrzeby w Kostaryce zdobywać lokalne colony - no chyba, że dla ich walorów wizualnych bo są śliczne i kolorowe banknoty. Wszyscy i wszędzie przyjmują płatności w USD.
A ten tu to bazyliszek płatkogłowy
Na dużych konarach suszą się kormorany, co jakiś czas idą ponurkować po rybkę ale po połowie muszą rozprostować skrzydła na słońcu
„Pppanie, potrzymaj mi pppiwo….”:
Nie tylko kormorany, trafia się nam ibis zielony
Wśród zarośli brodzą długoszpony żółtoczelne, od razu widać która to samica i samiec!
Jak widzicie mamy to ptactwo właściwie na wyciągniecie ręki, przez to, że mamy cichy silniczek elektryczny nikogo nie płoszymy
Wspaniałe tukany, kolejny symbol Kostaryki ?
Co chwila widać przelatujące niesamowicie kolorowe ary
Płyniemy różnymi odnogami, jest wspaniała pogoda i budząca się do życia dżungla wygląda niesamowicie.
Wpadamy w stado wielkich motyli z niebieskimi skrzydełkami ale nie udało mi się zrobić ostrego zdjęcia, intensywny kolor robi niesamowite wrażenie
Podpływamy do brzegu podziwiać naprawdę wielkiego pająka
Zabrnęliśmy już mocno głęboko w sieć kanałów w parku
Trzy godziny mijają jak z bicza strzelił, jeszcze na koniec pokazują się nam kajmany
Wracamy, tuż przed Tortuguero na niebie przepiękne i majestatyczne fregaty
Jest ciągle jeszcze początek dnia, na śniadanie "gadzio pinto" oczywiście i huzia na plażę ?
Łódkę powrotną mamy o 14, w oczekiwaniu degustujemy lokalne mango lassi z lodamy – pycha!
Po drodze powrotnej znowu dużo ptaków oraz wygrzewające się na łachach kajmany.
Dla mnie Park Tortuguero to absolutnie obowiązkowa pozycja w Kostaryce. Jest po prostu przepięknie a jeszcze można trafić w sezonie na żółwie.
Odbieramy samochód z parkingu i tniemy najbliższe trzy godziny na nasz kolejny nocleg – tym razem to będzie willa z AirBnB w okolicach La Fortuna, tam czeka nas dłuższy, trzydniowy wypoczynek i eksploracja okolic wulkanu Arenal.
Stay tuned…
@malawita – fotki robię Iphonem 13pro oraz Sony A7 III z obiektywem Tamron 28-200x
Obok był ledwo dyszący mostek drogowy, tak nas nawigacja poprowadziła, przejechaliśmy z duszą na ramieniu. Północna Kostaryka czyli wybrzeże karaibskie ma baardzo słabe drogi, mnóstwo dziur i fatalną nawierzchnię. Za to przez południe prowadzi Trans-americana i tam jedzie się świetnie, można nawet rozwinąć zawrotne prędkości rzędu 90km/h ;)Robimy dłuższy postój – trzy noce w tym samym miejscu kilka kilometrów od La Fortuna. Znalazłem willę na odludziu na AirBnB, która na ten okres wyszła nam taniej niż osobne hotele dla 3 par. Jednak przyjazd przed sezonem to fajna sprawa dla portfela. Willa ma oczywiście wspaniały basen, który okupujemy w każdym wolnym momencie i nie ma sąsiadów – dojazd możliwy tylko samochodem. Jest grill i kuchnia więc pichcimy sobie z radochą śniadania i kolacje, kupując lokalne produkty w pobliskim markecie.
Oprócz basenu jest też piękny ogród gdzie przylatuje mnóstwo kolorowych ptaszków a przede wszystkim gości tam stado koliberków. No mam czas więc postanowiłem pobawić się aparatem i ustrzelić kilka fotek lokalnym kolibrom – zobaczcie sami:
No ale trzeba się też ruszyć z miejsca. Okolice La Fortuna to mega turystyczna pułapka dla leniwych turystów. Drogie hotele z basenami i spa, zorganizowane wycieczki, quady, zip-lines, kawałki prywatnej dżungli z alejkami wyłożonymi asfaltem, mini-zoo z leniwcami itp. czyli wszystko czego potrzebuje masowy turysta (najlepiej amerykański). Wszędzie pełno zorganizowanych grup z przewodnikami przewożonych od jednej płatnej atrakcji do drugiej minibusami. No cóż – gospodarka Kostaryki na pewno czerpie z tego niezłe dochody. Mam tylko wrażenie, że spora cześć tych turystów nigdy nie opuszcza okolic La Fortuna i widzi taką cukierkową Kostarykę z pocztówki. Ale że na taki pobyt jest spore zainteresowanie więc nie potępiam.
My pierwszego dnia jedziemy zobaczyć wodospad La Fortuna. Przyznaję, że nasza willa jest rozpieszczająca i po prostu nie mam serca odrywać dziewczyn od basenu i słońca na jakieś całodzienne eskapady więc jedziemy obejrzeć coś blisko. Wiem, że w okolicy są ładniejsze wodospady ale ten mamy prawie pod nosem.
Nad całą okolicą góruje wulkan Arenal, niestety podczas naszego pobytu głównie tonie w chmurach.
Dojazd do wodospadu jest wąską ale dobrą drogą.
No i wstęp kosztuje 18usd od osoby – niewygórowanie pewnie dla Amerykanów a dla nas zgrzytanie zębami.
Wodospad może nie rzuca na kolana ale jest uroczo
Cała frajda za te pieniądze to wskoczyć do tej lodowatej wody i popływać obok wodospadu co skrzętnie czynimy ?
Po południu namawiam ekipę na trekking u stóp wulkanu. Jest kilka możliwości i po poszukiwaniu w internecie wybieram trasę Arenal 1968. To prawie 5-kilometrowy szlak z kilkoma wzniesieniami, poprowadzony częściowo po polu lawowym z erupcji w 1968 roku. Generalnie wulkan Arenal wybucha dość regularnie niszcząc okolicę. Nazwa miejscowości według lokalnej miejskiej legendy - La Fortuna wzięła się właśnie od tego, że jedna z dużych erupcji zniszczyła wszystko dookoła a oszczędziła małą osadę u stóp wulkanu. Ale prawdziwe pochodzenie nazwy jest raczej pochodną dość żyznych ziem uprawnych w okolicy.
Na sam wulkan nie wolno wchodzić. Oficjalnie nie wolno, wystarczy tylko zapytać miejscowego taksówkarza i za odpowiednią opłatą zorganizuje nielegalną wspinaczkę na sam szczyt. Opowiedzieli nam o tej możliwości napotkani Polacy.
Przy wjeździe na parking trzeba przełknąć kolejną pigułkę czyli opłatę za park w wysokości 25usd i możemy ruszać na czerwony szlak. Buty trekkingowe jak najbardziej wskazane ale oczywiście widziałem małżeństwo Amerykanów z dziećmi maszerujące w japonkach (w Zakopcu byli wcześniej czy co?)
Przyroda jest oczywiście przepiękna, zieleń niesamowicie soczysta a od czasu do czasu tropikalna roślinność pokazuje nam swoje kolory