Trafia nam się nawet 15 minutowa ulewa – jesteśmy przygotowani.
Widok na Lake Arenal, dziś mamy bardziej pochmurny dzień ale cały ranek było słońce
A tutaj małe Lago Los Patos
Napotykamy mimozę, której liście zwijają się od dotknięcia palcem
Pod koniec trekkingu pole z sadzonkami kawy
Zawsze chciałem zobaczyć jak wygląda owoc kawy
I kolejny symbol Kostaryki – ręcznie malowany wóz Sarchi, pozostałość po tradycyjnych wozach kostarykańskich ciągniętych przez woły, które były podstawowym środkiem transportu aż do lat 50-tych ubiegłego wieku.
Wszędzie lata pełno sępników czarnych, są dominującym gatunkiem ptaków w całej okolicy
Następnego dnia wybieramy się do parku z mostami wiszącymi. Są trzy takie na Kostaryce i jeden mamy niedaleko – to MisticoPark. Tak, wiem, że to mega sztuczna atrakcja ale ma dobre recenzje w sieci i towarzystwo moje wyraża chęć przejścia się po tych wiszących mostach wśród koron drzew w dżungli.
Wejściówka – a jakże – po 28usd (!!!), płaczemy, płacimy i idziemy. Przyznaję, że ten park przygotowany jest nawet dla osób niepełnosprawnych na wózkach
Trasa oczywiście nie jest wymagająca, to raczej spacer w dżungli po utwardzonym podłożu
Przyznaję jednak, że te mosty są bardzo fajne. Jest ich 5 i naprawdę przechodzenie nimi przyspiesza bicie serca ? bo nieźle potrafią bujać.
Oprócz mostów atrakcją jest oczywiście roślinność w dżungli (raczej zasadzona przez właścicieli) – wspaniałe kwiaty helikonii na przykład:
A na koniec – wstęp do świąt Bożego Narodzenia w tropiku ? :
Mamy po drodze powrotnej jeszcze jedną atrakcję, o które wiem dzięki @ziolox22. To gorąca rzeka w której można się wykąpać za free. Wszędzie są prywatne hot-spa, gdzie za dostęp do niej trzeba słono zapłacić ale na jednym zakręcie można zostawić samochód na poboczu i boczkiem, boczkiem przejść koło mostu w dół, gdzie jest piękny dziki odcinek nieogrodzony przez drogie kurorty. Tam też się udajemy i – co niesamowite, bo rzeka wygląda jak lodowaty górski strumień – wchodzimy do wody o temperaturze dobrze nagrzanego jacuzzi. Ale frajda!!!!
Można tak leżeć w gorącej wartkiej wodzie cały wieczór, trzeba tylko uważać aby silny strumień nie porwał bielizny lub nie dostać w głowę płynącą skorupą kokosa ?
Nasz czas w La Fortuna mija szybko i trzeciego dnia po wygrzewaniu się na basenie przez całe przedpołudnie bierzemy się za trasę do Monteverde. Trzeba objechać całe Lake Arenal i wąskimi dróżkami, miejscami szutrem dojechać do Santa Elena.
Po drodze mijamy stado coati:
A to górskie krajobrazy południowej strony Lake Arenal w drodze do Santa Elena
Tu czeka nas kolejna wspaniała atrakcja Kostaryki – mgliste lasy Monteverde….
Stay tuned….Okolice Santa Elena to wspaniałe lasy deszczowe zatopione dosłownie w chmurach. Rezerwat Monteverde położony jest na wysokości ok. 1500m n.p.m więc pomimo ciepłego klimatu Kostaryki trzeba na trekking założyć co najmniej bluzę (i do plecaka kurtkę przeciwdeszczową oczywiście). Decydujemy się na najbardziej znany rezerwat czyli Monteverde, jest też obok Las Dzieci i rezerwat Santa Elena.
Wejściówka kosztuje … 25usd. Tak, już pewnie zauważyliście, że za wszystko kasują tu jak za zboże! Ale byliśmy tego świadomi więc wykładamy gotówę. Samochodem podjechaliśmy praktycznie pod samą bramę parku i zaparkowaliśmy na poboczu obok. Przy wejściu bramka licząca wchodzących, ilość turystów musi się zgadzać na koniec dnia
Mapa parku, mamy kilka godzin więc zejdziemy większość tych szlaków
Łudziłem się, że będzie to w końcu prawdziwa dżungla, dla której wzięliśmy nasze trekkingowe buty ale … zobaczcie sami jak wyglądają szlaki w Monteverde:
Widok lasu w pełni oddaje jego angielską nazwę – cloud forest, las mglisty:
Dochodzimy do punktu widokowego na szczycie wzgórza, niestety chmury po horyzont a podobno widać tutaj Pacyfik i Morze Karaibskie z jednego miejsca
Dzięki, ciekawie się zapowiada i mega fotki. Aż chciałabym zapytać, czym Ci się udały takie fajne ujęcia ? Easy country, kilka dni temu wróciłam i będę śledzić.
Sudoku napisał:@hiszpan A przez ten "most kolejowy" to musieliście przejechać autem?Obok był ledwo dyszący mostek drogowy, tak nas nawigacja poprowadziła, przejechaliśmy z duszą na ramieniu. Północna Kostaryka czyli wybrzeże karaibskie ma baardzo słabe drogi, mnóstwo dziur i fatalną nawierzchnię. Za to przez południe prowadzi Trans-americana i tam jedzie się świetnie, można nawet rozwinąć zawrotne prędkości rzędu 90km/h
;)
Z punktu widzenia avgeeka do Tortuguero fajniej jest w jedną stronę dolecieć - nie wiem, jak to teraz wygląda, ale 10 lat temu leciało się malutkim samolotem z fantastycznymi widokami podczas lądowania na okoliczne rozlewiska. Cały obszar się jak widzę mocno rozwinął turystycznie przez ten czas więc być może opcji jest więcej. Kiedyś samolot ze stolicy latał tylko dwa razy w tygodniu, loty były obsługiwane przez nieistniejące już z resztą linie Nature Air.
marcino123 napisał:Czekam na Park Corcovado i Bahia Drake, które były hitem mojego wyjazdu
:)Ciężko znaleźć (oprócz cen
;) ) minusy Kostaryki.Nie chcę się tutaj autorowi za bardzo wcinać w relację, ale uważam trochę inaczej. Kostaryka ma mnóstwo minusów, a największy z nich to przedstawianie swoich największych walorów w takiej formie, jak to się dzieje w najbardziej turystycznych okolicach kraju - ktoś 25 lat temu zasiał mały fragment lasu pomiędzy polami, sprowadziły się tam zwierzęta (lub ktoś je sprowadził, jak głoszą zarzuty względem niektórych miejsc), które nie mają za bardzo jak odejść, bo przecież dookoła brak innych lasów - i cyk, 20 dolarów za wstęp, a jeszcze wciśniemy Ci przewodnika. Chciałeś leniwca? Masz leniwca. Co za różnica, że ma tam niewiele więcej swobody niż w zoo. Amerykanie zadowoleni, można wrzucić fotkę na Instagrama, zaraz obok tej w żółtej kurtce na tle zamglonego lasu deszczowego i pojechać na plażę. Chcesz zobaczyć jak ratujemy sympatyczne zwierzątka? Dawaj 30 dolarów, obejrzysz sobie wegetującego leniwca w klatce wielkości tej dla chomika i jeszcze Ci wciśniemy, że jest tam szczęśliwy, a opłata z Twojego biletu idzie na jego szczęście. Długo by tak można pisać.Ale są tam na szczęście miejsca, gdzie dotarcie wymaga więcej czasu i organizacji, a przez to nie wygląda to tak, jak napisałem wyżej. Takimi właśnie miejscami są Corcovado czy Tortuguero. Na szczęście są też osoby takie jak Wy, które rozumieją, że warto tam dotrzeć, bo to inny rodzaj doświadczenia, niż natrzaskanie zdjęć tych samych zwierząt na krótkiej płatnej ścieżce w okolicach La Fortuny. I w kontekście tych kilku miejsc, które jeszcze tam się ostały, zgodzę się, że pewnie rzeczywiście nie mają minusów
;)
@Nvjc: niestety efekt globalizacji turystyki i idącego za nim pieniądza; choćby przykład Tortuguero, które - jak widać z relacji - stało się już bardzo mocno turystyczne i pewnie co za tym idzie też skomercjalizowane, jak wspomniał @marcino123 samoloty latają już 2 razy dziennie a nie w tygodniu itp. Te ponad 10 lat temu, chociaż oczywiście już wtedy była tam turystyka, wyglądało to znacznie spokojniej ; do tego stopnia że człowiek po wylądowaniu tam czuł się jak na przysłowiowym końcu świata. Infrastruktury prawie w ogóle nie było, parę skromnych homestayów, może jakieś dwie, trzy babcie we wiosce prowadziły jakąś gar kuchnię z daniem dnia, żeby było co zjeść i w zasadzie tyle.
Bardzo dobrze i ciekawie napisana relacja. W marcu planuję 2 tygodnie w Kostaryce. Czy możesz podać nazwę hostelu w którym zatrzymaliście się w Puerto Viejo?
@hiszpan ciekawa relacja.Powiedz proszę- jak ilość komaròw w porze deszczowej?- jak oceniasz łatwość zwiedzania/ ilość przebytych km ( myślimy nad wyjazdem x 2 letnim dzieckiem)- jakie całościowe koszty na miejscu bez biletòw lotniczych?Dzięki
@dudu - Komarów prawie wcale nie ma w ciągu dnia więc spoko. Jak idziesz na nocne zwiedzanie dżungli to są ale wtedy muga+długi rękaw- Poruszanie się po Kostaryce jest mega proste, nie ma szalonych kierowców i jeździ się raczej wolno = co oznacza długi czas w samochodzie nawet na krótszy dystans. Jeżeli młody wytrzyma to spoko- No to zależy od ceny hoteli jakie znajdziesz. Da się naprawdę tanio za niższy standard. Ja prawie zawsze szukałem ze śniadaniem lub w przypadku AirBnB z kuchnią. Najwyższy koszt to wstęp do parków o czym pisałem w relacji. Ceny w knajpach też spoko - poniżej "warszawskich"
@markar - nie mam pojęcia bo nie wymieniałem walut w Kostaryce. Prawie wszędzie działa płacenie USD lub kartą, Revolut się świetnie spisał. Dolary przywiozłem sobie z Polski.IMHO nie ma takiej potrzeby w Kostaryce zdobywać lokalne colony - no chyba, że dla ich walorów wizualnych bo są śliczne i kolorowe banknoty. Wszyscy i wszędzie przyjmują płatności w USD.
Trafia nam się nawet 15 minutowa ulewa – jesteśmy przygotowani.
Widok na Lake Arenal, dziś mamy bardziej pochmurny dzień ale cały ranek było słońce
A tutaj małe Lago Los Patos
Napotykamy mimozę, której liście zwijają się od dotknięcia palcem
Pod koniec trekkingu pole z sadzonkami kawy
Zawsze chciałem zobaczyć jak wygląda owoc kawy
I kolejny symbol Kostaryki – ręcznie malowany wóz Sarchi, pozostałość po tradycyjnych wozach kostarykańskich ciągniętych przez woły, które były podstawowym środkiem transportu aż do lat 50-tych ubiegłego wieku.
Wszędzie lata pełno sępników czarnych, są dominującym gatunkiem ptaków w całej okolicy
Następnego dnia wybieramy się do parku z mostami wiszącymi. Są trzy takie na Kostaryce i jeden mamy niedaleko – to MisticoPark. Tak, wiem, że to mega sztuczna atrakcja ale ma dobre recenzje w sieci i towarzystwo moje wyraża chęć przejścia się po tych wiszących mostach wśród koron drzew w dżungli.
Wejściówka – a jakże – po 28usd (!!!), płaczemy, płacimy i idziemy. Przyznaję, że ten park przygotowany jest nawet dla osób niepełnosprawnych na wózkach
Trasa oczywiście nie jest wymagająca, to raczej spacer w dżungli po utwardzonym podłożu
Przyznaję jednak, że te mosty są bardzo fajne. Jest ich 5 i naprawdę przechodzenie nimi przyspiesza bicie serca ? bo nieźle potrafią bujać.
Oprócz mostów atrakcją jest oczywiście roślinność w dżungli (raczej zasadzona przez właścicieli) – wspaniałe kwiaty helikonii na przykład:
A na koniec – wstęp do świąt Bożego Narodzenia w tropiku ? :
Mamy po drodze powrotnej jeszcze jedną atrakcję, o które wiem dzięki @ziolox22. To gorąca rzeka w której można się wykąpać za free. Wszędzie są prywatne hot-spa, gdzie za dostęp do niej trzeba słono zapłacić ale na jednym zakręcie można zostawić samochód na poboczu i boczkiem, boczkiem przejść koło mostu w dół, gdzie jest piękny dziki odcinek nieogrodzony przez drogie kurorty. Tam też się udajemy i – co niesamowite, bo rzeka wygląda jak lodowaty górski strumień – wchodzimy do wody o temperaturze dobrze nagrzanego jacuzzi. Ale frajda!!!!
Można tak leżeć w gorącej wartkiej wodzie cały wieczór, trzeba tylko uważać aby silny strumień nie porwał bielizny lub nie dostać w głowę płynącą skorupą kokosa ?
Nasz czas w La Fortuna mija szybko i trzeciego dnia po wygrzewaniu się na basenie przez całe przedpołudnie bierzemy się za trasę do Monteverde. Trzeba objechać całe Lake Arenal i wąskimi dróżkami, miejscami szutrem dojechać do Santa Elena.
Po drodze mijamy stado coati:
A to górskie krajobrazy południowej strony Lake Arenal w drodze do Santa Elena
Tu czeka nas kolejna wspaniała atrakcja Kostaryki – mgliste lasy Monteverde….
Stay tuned….Okolice Santa Elena to wspaniałe lasy deszczowe zatopione dosłownie w chmurach. Rezerwat Monteverde położony jest na wysokości ok. 1500m n.p.m więc pomimo ciepłego klimatu Kostaryki trzeba na trekking założyć co najmniej bluzę (i do plecaka kurtkę przeciwdeszczową oczywiście). Decydujemy się na najbardziej znany rezerwat czyli Monteverde, jest też obok Las Dzieci i rezerwat Santa Elena.
Wejściówka kosztuje … 25usd. Tak, już pewnie zauważyliście, że za wszystko kasują tu jak za zboże! Ale byliśmy tego świadomi więc wykładamy gotówę. Samochodem podjechaliśmy praktycznie pod samą bramę parku i zaparkowaliśmy na poboczu obok.
Przy wejściu bramka licząca wchodzących, ilość turystów musi się zgadzać na koniec dnia
Mapa parku, mamy kilka godzin więc zejdziemy większość tych szlaków
Łudziłem się, że będzie to w końcu prawdziwa dżungla, dla której wzięliśmy nasze trekkingowe buty ale … zobaczcie sami jak wyglądają szlaki w Monteverde:
Widok lasu w pełni oddaje jego angielską nazwę – cloud forest, las mglisty:
Dochodzimy do punktu widokowego na szczycie wzgórza, niestety chmury po horyzont a podobno widać tutaj Pacyfik i Morze Karaibskie z jednego miejsca