...ale i pomysłowo - te obrazy, w zależności o tego, z jakiego kąta je oglądamy mają dwa różne oblicza:
Jest też ekspozycja poświęcona pisarzowi, poecie i malarzowi brazylijskiemu, Viniciuszowi de Moraes, najbardziej znanemu chyba z tego, że napisał tekst do "Dziewczyny z Ipanemy"....
...ale również ze sztuki "Orfeu da Conceição", na podstawie którego powstał musical "Czarny Orfeusz", a w związku z nim trafiam w Farol Santander nareszcie na iście polski akcent
:)
Ostatnim (czyli najniżej położonym) projektem artystycznym prezentowanym w wieżowcu jest dzieło, które mnie faktycznie zaskoczyło. Jego autor, Brazylijczyk Vik Muniz, zgromadził różne śmieci, które pojawiły się w wyniku remontu budynku i stworzył przy ich użyciu ogromne obrazy przedstawiające widok z Farol Santander. Zdjęcia tych instalacji można obejrzeć w sali, ale dopiero film tam puszczany pokazuje rzeczywistą skalę każdej z tych prac. Były to połacie materiału o powierzchni chyba co najmniej 100 m2 każda, na których autor układał deski, żarówki, cegły, kaski, druty, cokolwiek mu pasowało, przy czym robił to w taki sposób, że śmieci te tworzyły całkiem realny obraz otoczenia budynku. Naprawdę, ogrom pracy w to włożony robi wrażenie.
Na dole zaś znajdują się dwa piętra z rekonstrukcjami sal zarówno zarządu, jak i mniej nobilitowanych pracowników banku, a także z informacjami historycznymi.
Po tym zaskakująco ciekawym doświadczeniu nieśmiało opuszczam budynek, by przyjrzeć się jego sąsiadom. Uliczki bezpośrednio przy farolu wyglądają niczym przeniesione z dolnego Manhattanu.
To jednak tylko pozory. Wystarczy przestać zadzierać głowę do góry, a dostrzega się, że przy drzewach, ławkach, a czasem wprost na chodniku jakaś szaro-bura postać leży w barłogu, siedzi w bezczynym letargu, albo przegląda zawartość swych wypchanych po brzegi toreb. To jednak dopiero przedsmak tego, co dzieje się na wysadzanym palmami placu przed katedrą. Tam, w wielkim obozowisku utworzonym przez namioty organizacji filantropijnych kłębi się niezliczona masa ludzi brudnych, głodnych, a często chorych, która rozlewa się na sąsiednie ulice. Widok jest wielokroć bardziej przygnębiający, niż wszystkie oznaki biedy, które widywałem do tej pory w Sao Paulo.
Za dnia porządku pilnuje bardzo liczna policja, ale wczoraj wieczorem widziałem w tej okolicy raptem kilka radiowozów. Nie czuję jakiegoś wielkiego zagrożenia, ale dyskomfort psychiczny przebywania tutaj jest ogromny. Nie chodzi o to, że coś mi śmierdzi, czy psuje poczucie estetyki, ale o natłok nieszczęścia ludzkiego w jednym miejscu. Są to obrazy kompletnie u nas nieznane (bo Ukraińcy uciekający przed wojną, to zupełnie inna kategoria nieszczęścia) i oby tak pozostało.
Kontrastem do sytuacji na placu katedralnym jest majestatyczne, ciche i czyste, a czasem aż nadto chyba ozłocone wnętrze świątyni. Szykują się tu akurat do jakiegoś koncertu muzyki sakralnej.
W pobliżu katedry jest kilka innych starych obiektów. Gdyby całą tą część miasta udało się doprowadzić do stanu takiego, jak np. przy Pateo do Collegio, starówka mogłaby być wizytówką Sao Paulo.
Tymczasem, tym z czego miasto słynie chyba najbardziej jest sztuka uliczna. Liczba obrazów, murali i szeregowych graffiti jest tu oszałamiająca. Od małych malunków po ogromne prace, pokrywające czasem cały budynek. Ciekawym przewodnikiem po nich jest https://www.mar360.art.br/en/ (a to tylko za rok 2022). Jadąc przez miasto głowa kręci się wokół szyi, tyle tu tego.
Wizytę w tej części miasta kończę konstatacją, że Sao Paulo, w całej swej gargantuicznej dysproporcji do Gdyni, ma z nią jedną rzecz wspólną: trolejbusy
:)
Wracam do hotelu, bo umówiłem się na wymeldowanie o 15:00. Potem już tylko kurs na lotnisko GRU i fru... do Europy. O tym już niedługo.Jako się rzekło, oto ostatni odcinek...
Na lotnisko docieram za 98 BRL. Godzina 15:00 jest dobrym wyborem, bo nie ma jeszcze wielkiego ruchu po godzinach pracy. Oddaję bagaż i z 3 kartami pokładowymi w srebrno-czerwonej obwolucie udaję się na lot.
Tak, jeśli człowiek chce się przelecieć tanio pierwszą klasą za mile Miles&More, to trasa GRU-FRA jest dobrym na to sposobem. Wyniosło mnie to 190 zł (oczywiście + stosowna liczba mil). Na podstawie różnych relacji i opinii zdaję sobie sprawę, że ten lot jest spóźniony o ładnych klika lat, jeśli nie o dekadę. Pierwsza klasa Lufthansy jest już niestety pod wieloma względami nadgryziona zębem czasu (zwłaszcza rozrywka pokładowa), co sytuuje ją w ogonie w wyścigu o miano tych najlepszych. Tak się przynajmniej mówi. Dziś sprawdzę to na własnej skórze, choć ocena będzie bardzo kulawa, bo nie mam empirycznego porównania z innymi produktami pierwszoklasowymi.
Na razie udaję się do bardzo przyjemnego saloniku Espaco Banco Safra. To ten za szybami.
Raz już tu gościłem i doświadczenie to było bardzo dobre. Dziś jest nieco tłoczniej, ale nie wplywa to negatywnie na moje odczucia. Jest duży wybór jedzenia i napojów, wygodne fotele, estetyczny wystrój, przestrzeń. Czegóż chcieć więcej
:) ?
[/quote]Check in na lot do FRA był jeszcze szybszy. Zdziwiło mnie, że nie sprawdzano ani ESTA, ani szczepienia. Lufthansie wystarczą najwyraźniej dane wprowadzone przeze mnie w trakcie on line check in, a zwłaszcza odhaczony "ptaszek" przy oświadczeniu, że jakby co, to poniosę wszelkie koszty, jeśli nie wpuszczą mnie do USA.... No ale chyba nie zrobią mi tego przy mojej pierwszej w życiu wizycie tamże[/quote]Coś się zmieniło w tym temacie. Przy tegorocznym wylocie z WAW do Toronto nikt nie sprawdzał kanadyjskiej eTA. Znaczy, że była sprawdzona w inny sposób. Zarówno kanadyjska eTA jak i amerykańska ESTA są powiązane z numerem paszportu. Po maszynowym odczycie paszportu przez osobę na check-inie czy urzędnika Immigration po prostu widać, że klient ma eTA czy ESTA.
We FRA obsługiwał mnie bardzo młody chłopak, chyba nowicjusz (pytał sąsiadów o różne kwestie), więc być może działał asekuracyjnie
:)Na marginesie, SQ daje na cały lot wifi gratis dla pasażerów w C i F, więc chyba nadam jeszcze odcinek z pokładu (z którego piszę właśnie te słowa).
Wiedziałem, że po przylocie będzie jeszcze bieganina, więc nawet jej nie sprawdzałem, co by się nie drażnić
:DWypiłem 2 kieliszki Shiraz (bardzo dobre, ale nawet nie wiem, z jakiego kraju) i tyle.Na bieżąco można sprawdzać tu:https://inflightmenu.singaporeair.com/home
@tropikey: zaiste poczekalnia LA w SCL jest znakomita - jest przeznaczona tylko dla paxów segmentu premium (bilet biznes / premium międzynarodowe) oraz posiadaczy najwyższego statusu w LATAMPASS.
@lataczuk mając do wyboru otwarte ramiona latynoskiego kraju i forum z dalekiego, zimnego środkowoeuropejskiego kraju - nic dziwnego że utonął w tych ramionach [emoji23]
W kwestii formalnej to Dolce Gusto jest ciśnieniowy (15 bar) . Z tanich i popularnych kapsułkowców tylko Tassimo Bosha oszukuje na ciśnieniu (3 bar). [emoji12]
tropikey napisał:(...) część z wyrobami reginalnymi, pamiątkami i innymi atrakcjami, dla których tu dotarłem jest dość mała. Może po prostu trafiłem tu o złej porze? Na szczęście, są charakterystyczne dla tej imprezy tańce ludowe, ale nie w wykonaniu zespołów folklorystycznych, lecz zwykłych mieszkańców.Co innego część jarmarczna, ze świeżą dostawą z Chin i Bangladeszu oraz że wszelkiego rodzaju second handem. Tu na brak sprzedawców narzekać nie można. Czyżby taka właśnie przyszłość czekała Feria de Mataderos?Dla mnie właśnie ta spontaniczność i tańce w wykonaniu mieszkańców, a nie zespołów, dodawały wyjątkowości właśnie temu miejscu.Nie pamiętam jakiejś większej ilości chińszczyzny - jeśli rzeczywiście co tydzień wygląda to tak jak mówisz, to niesamowita szkoda. :/
Jasne, pełna zgoda! Mnie też ujęło właśnie to, że bawili się zwykli ludzie, a nie wyszkolona do tego grupa
:)Fajnie, że mają w sobie tyle luzu, ale i szacunku dla tradycji. Już widzę, jak u nas na festynie ludzie wyskakują do oberka, czy innego kujawiaka
:DA co do asortymentu, to mam podejrzenie, że spora część wystawców mogła tego dnia nie przyjechać ze względu na niepewną pogodę, obawiając się, że klienci mogą nie dopisać.
Się kurde znalazł uważny czytelnik
:DWstyd się było przyznać, więc już o tym nie wspomniałem... Jakby to ująć... Na to, że mogłem to zrobić wpadłem dopiero w samolocie do GDN. Nie wiem dlaczego, ale lecąc z FRA do MUC założyłem sobie, że tam już wstępu nie mam.
Całkiem możliwe że mogliśmy się minąć na lotnisku AEP 18.11, z tym że ja leciałem do El Calafate.Kolejka rzeczywiście była taka że się załamałem, na szczęście po chwili pracownik lotniska wyciągnął z kolejki podróżnych na mój lot, do osobnego punktu check-in.Co ciekawe, do Salty lecialem kilka dni później i wtedy był luz.
Co do obłożenia w F @tropikey: oczywiście część miejsc jest sprzedawana (za cash albo mile- mile to też waluta, nie zapominajmy o tym; to nie jest żaden "darmowy" czy "nagrodowy" bilet jak często to się usiłuje prezentować
;-)), ale druga część często jest z upów - upy biorą się generalnie oczywiście z wypełnienia biznesu, ale też różnie z tym jest. Praktyczny przykład spoza protokołu: jest powiedzmy 2 pracowników linii wracających z urlopu na stby do C a kabina jest full - co się robi? Przenosi przy gejcie dwóch płatnych paxów z C do F (wg godności, czyli zaczynając od HON o ile są na liście) i w ten sposób tworzy dostępność dla tych z stby
;)
Obydwa regiony ładne, górzyste.W Patagonii byłem w dość turystycznych miejscach, takich jak El Chalten, Perito Moreno.W Salce pojechałem do większej dziczy - opuszczonych wiosek i kopalń na zachód od San Antonio de los Cobres.
Relacja wręcz nadziana przydatnymi uwagami i ciekawymi obserwacjami, a do tego pisane "live", to kawał dobrej roboty
:o Pytanie techniczne: czym robiłeś zdjęcia? Szczególnie te czernie z NY sprawiają wrażenie:tropikey napisał:
Dziękuję za miłe słowa
:)Oby jak najwięcej osób skorzystało!A co do zdjęć, to... telefonem
:) Huawei P20 Pro, więc już powoli robi się emeryt, na dodatek poobtłukiwany tu i ówdzie.
Drobny suplement do relacji (od str. 68)
:) https://etruckandtrailer.com/2023/02/01 ... er-1-2023/Wyjaśnienie:Dobry znajomy od wieków pasjonuje się autami, zwłaszcza takimi starszymi. Pisze o tym książki, przez wiele lat pracował w drukowanym magazynie o ciężarówkach, a gdy tytuł został zamknięty, uruchomił zbliżony, tylko że internetowy. Podczas pobytu w Argentynie zapytałem go o napotkanego tam Fiata, wyglądającego jak nasz 125p pick up. Wyjaśnił mi, że to wersja argentyńska i poprosił przy okazji o więcej zdjęć różnych tamtejszych okazów, no i tak doszło do tego, co powyżej
:)
...ale i pomysłowo - te obrazy, w zależności o tego, z jakiego kąta je oglądamy mają dwa różne oblicza:
Jest też ekspozycja poświęcona pisarzowi, poecie i malarzowi brazylijskiemu, Viniciuszowi de Moraes, najbardziej znanemu chyba z tego, że napisał tekst do "Dziewczyny z Ipanemy"....
...ale również ze sztuki "Orfeu da Conceição", na podstawie którego powstał musical "Czarny Orfeusz", a w związku z nim trafiam w Farol Santander nareszcie na iście polski akcent :)
Ostatnim (czyli najniżej położonym) projektem artystycznym prezentowanym w wieżowcu jest dzieło, które mnie faktycznie zaskoczyło. Jego autor, Brazylijczyk Vik Muniz, zgromadził różne śmieci, które pojawiły się w wyniku remontu budynku i stworzył przy ich użyciu ogromne obrazy przedstawiające widok z Farol Santander. Zdjęcia tych instalacji można obejrzeć w sali, ale dopiero film tam puszczany pokazuje rzeczywistą skalę każdej z tych prac. Były to połacie materiału o powierzchni chyba co najmniej 100 m2 każda, na których autor układał deski, żarówki, cegły, kaski, druty, cokolwiek mu pasowało, przy czym robił to w taki sposób, że śmieci te tworzyły całkiem realny obraz otoczenia budynku. Naprawdę, ogrom pracy w to włożony robi wrażenie.
Na dole zaś znajdują się dwa piętra z rekonstrukcjami sal zarówno zarządu, jak i mniej nobilitowanych pracowników banku, a także z informacjami historycznymi.
Po tym zaskakująco ciekawym doświadczeniu nieśmiało opuszczam budynek, by przyjrzeć się jego sąsiadom. Uliczki bezpośrednio przy farolu wyglądają niczym przeniesione z dolnego Manhattanu.
To jednak tylko pozory. Wystarczy przestać zadzierać głowę do góry, a dostrzega się, że przy drzewach, ławkach, a czasem wprost na chodniku jakaś szaro-bura postać leży w barłogu, siedzi w bezczynym letargu, albo przegląda zawartość swych wypchanych po brzegi toreb. To jednak dopiero przedsmak tego, co dzieje się na wysadzanym palmami placu przed katedrą. Tam, w wielkim obozowisku utworzonym przez namioty organizacji filantropijnych kłębi się niezliczona masa ludzi brudnych, głodnych, a często chorych, która rozlewa się na sąsiednie ulice. Widok jest wielokroć bardziej przygnębiający, niż wszystkie oznaki biedy, które widywałem do tej pory w Sao Paulo.
Za dnia porządku pilnuje bardzo liczna policja, ale wczoraj wieczorem widziałem w tej okolicy raptem kilka radiowozów. Nie czuję jakiegoś wielkiego zagrożenia, ale dyskomfort psychiczny przebywania tutaj jest ogromny. Nie chodzi o to, że coś mi śmierdzi, czy psuje poczucie estetyki, ale o natłok nieszczęścia ludzkiego w jednym miejscu. Są to obrazy kompletnie u nas nieznane (bo Ukraińcy uciekający przed wojną, to zupełnie inna kategoria nieszczęścia) i oby tak pozostało.
Kontrastem do sytuacji na placu katedralnym jest majestatyczne, ciche i czyste, a czasem aż nadto chyba ozłocone wnętrze świątyni. Szykują się tu akurat do jakiegoś koncertu muzyki sakralnej.
W pobliżu katedry jest kilka innych starych obiektów. Gdyby całą tą część miasta udało się doprowadzić do stanu takiego, jak np. przy Pateo do Collegio, starówka mogłaby być wizytówką Sao Paulo.
Tymczasem, tym z czego miasto słynie chyba najbardziej jest sztuka uliczna. Liczba obrazów, murali i szeregowych graffiti jest tu oszałamiająca. Od małych malunków po ogromne prace, pokrywające czasem cały budynek. Ciekawym przewodnikiem po nich jest
https://www.mar360.art.br/en/ (a to tylko za rok 2022). Jadąc przez miasto głowa kręci się wokół szyi, tyle tu tego.
Wizytę w tej części miasta kończę konstatacją, że Sao Paulo, w całej swej gargantuicznej dysproporcji do Gdyni, ma z nią jedną rzecz wspólną: trolejbusy :)
Wracam do hotelu, bo umówiłem się na wymeldowanie o 15:00. Potem już tylko kurs na lotnisko GRU i fru... do Europy. O tym już niedługo.Jako się rzekło, oto ostatni odcinek...
Na lotnisko docieram za 98 BRL. Godzina 15:00 jest dobrym wyborem, bo nie ma jeszcze wielkiego ruchu po godzinach pracy.
Oddaję bagaż i z 3 kartami pokładowymi w srebrno-czerwonej obwolucie udaję się na lot.
Tak, jeśli człowiek chce się przelecieć tanio pierwszą klasą za mile Miles&More, to trasa GRU-FRA jest dobrym na to sposobem. Wyniosło mnie to 190 zł (oczywiście + stosowna liczba mil). Na podstawie różnych relacji i opinii zdaję sobie sprawę, że ten lot jest spóźniony o ładnych klika lat, jeśli nie o dekadę. Pierwsza klasa Lufthansy jest już niestety pod wieloma względami nadgryziona zębem czasu (zwłaszcza rozrywka pokładowa), co sytuuje ją w ogonie w wyścigu o miano tych najlepszych. Tak się przynajmniej mówi. Dziś sprawdzę to na własnej skórze, choć ocena będzie bardzo kulawa, bo nie mam empirycznego porównania z innymi produktami pierwszoklasowymi.
Na razie udaję się do bardzo przyjemnego saloniku Espaco Banco Safra. To ten za szybami.
Raz już tu gościłem i doświadczenie to było bardzo dobre. Dziś jest nieco tłoczniej, ale nie wplywa to negatywnie na moje odczucia. Jest duży wybór jedzenia i napojów, wygodne fotele, estetyczny wystrój, przestrzeń. Czegóż chcieć więcej :) ?