Wieczór upływa nam na przenoszeniu rzeczy i układaniu ich w szafkach na nowo. Robimy to z mega uśmiechem.na twarzy, przyfarciło się nam Późnym wieczorem a w zasadzie w nocy oglądamy zachód słońca . Jest zjawiskowy Godzina 23 a na zewnątrz wciąż widno
DZIEŃ 4
W końcu jest .. ANTARKTYDA
:D Ależ się cieszę, że znowu tu jestem Podpływamy do Elephant Island. To nasza pierwsza wyspa na Antarktydzie. Należy do archipelagu Szetlandów Południowych . W poprzednim rejsie nie dotarliśmy na tą wyspę, więc tym bardziej się cieszę. Na statku codziennie dostajemy gazetki pokładowe. Oprócz informacji o różnych aktywnościach na statku , informuje też o prognozie pogody, godziny wschodu i zachodu słońca, ale przekazuje też informację o odwiedzanych miejscach. Niestety jest tylko po niemiecku Z gazetki dowiaduję się, ,że wyspa odkryta została przez Brytyjczyka G. Powell w 1821 roku. Jest malutka , bo tylko 558 km2 i jest bardziej długa niż szeroka. ( kształt trąby słonia) Nazwa pochodzi od występujących tu kiedyś w dużych ilościach słoni morskich , my jednak widzimy już tylko pingwinki. Słoni ze względu na erozję lądu jest tu podobno już niedużo Z wyspą wiąże się bardzo ciekawa historia , związana ze słynnym irlandzkim badaczem i podróżnikiem. . Kiedy na początku zeszłego wieku Ernest Shackleton wybrał się na wyprawę statkiem Endurance, na m. Weddella napotkał pak lodowy,. Statek zatonął. Po kilku miesiącach, kiedy lód stopił się, ekipa 28 osób dotarła na łodziach ratunkowych właśnie na Elephant Island. Niestety wyspa leżała poza szlakiem ekip wielorybniczych , szansa na ratunek była więc bliska zeru. .Z 5 innymi podróżnikami na 7 m otwartej , drewnianej szalupie popłynęli 800 mil dalej po pomoc. Wylądowali na Georgii Południowej, gdzie pokonując lodowe góry dotarli do stacji wielorybniczej. Po kolejnych kilku miesiącach statek holowniczy ze Shackletonem dotarł na wyspę i uratowano 22 członków załogi. Co za determinacja...
Aura na początku średniawa , jest mglisto , z daleka słabo widać wyspę, ale im bliżej lądu tym widoczki piękniejsze. Wychodzi słońce, wyspa robi się pięknie oświetlona. Witają nas pływające pingwinki, co za spektakl
To pingiwnki maskowe , maja charakterystyczne paski pod brodą
Niestety są silne wiatry, więc nie ma mowy o lądowaniu na wyspie, szkoda...
na skałach widać kolonie pingwinów, są ich setki
Wieczorem mamy wieczór kapitański, jest free szampan . Za to nie ma rewii mody jak nieraz bywa na dużych wycieczkowcach. Mi to bardzo pasuje..DZIEŃ 5
Rano docieramy do King George Island czyli do Wyspy Króla Jerzego To największa wyspa Szetlandów Południowych, nazwana na cześć króla Jerzego III Na zdjęciu pokazana jest trasa, jaką statek odbył w nocy z Elephant Island. Na samym dole jest morze Weddella , więc gołym okiem widać, że rozbitkowie z zatopionego Endurance mieli niezły kawałek do pokonania na Elephant Island , nie mówiąc o warunkach atmosferycznych i na samej łodzi.
Wyspa Króla Jerzego jest najbardziej znaną nam Polakom wyspą, bo właśnie tutaj mieści się "nasza" stacja im. " Arctowskiego" Zanim jednak dotrzemy do zatoki Admiralicji , częściowo okrążamy wyspę , co pozwala nam zobaczyć i inne stacje badawcze. Bardzo się z tego cieszę, bo na poprzedniej wyprawie statek nie dopływał do tej części wyspy. Niestety pogoda niezbyt dopisuje, a w zasadzie to w ogóle. Jest mglisto, co jakiś czas pada śnieg, momentami ledwo co widać. Ale co tam, tak czy inaczej idziemy na pokład obserwować otoczenie. W sumie na wyspie jest sporo ,bo aż 9 stacji .Oglądamy stacje urugwajską Artigas , argentyńską, chilijską Frei i rosyjską Bellingshausen.
Chilijska i rosyjska są największe, prawie jak małe miasteczka. W Chilijskiej jest nawet kościół, z daleka widać zza mgły jego zarys. W rosyjskiej jest szpital , lodowisko, cerkiew a nawet port.
Nie wiedziałem że tak nędznie prezentuje się ta nasza stacja. Pewnie z jednej strony to kwestia braku finansów, niemniej z drugiej chyba możnaby jakoś bardziej zadbać o tę - jakby nie było - wizytówkę naszego kraju na południowej półkuli. Wyprawy zazdroszczę ?
Czy osoba nie znająca nic a nic niemieckiego a tylko angielski jeśli zdecyduje się na wycieczkę z tą konkretną firmą to w pewnym sensie z góry jest na przegranej pozycji i cierpi swego rodzaju dyskomfort podczas rejsu ze względu na to że część przydatnych informacji podawana jest wyłącznie po niemiecku czy jednak koniec końców nie ma to żadnego znaczenia?
Ale w dzisiejszych czasach chyba nie problem odpalić tłumacza google w telefonie, zrobić zdjęcie strony i tekst mamy przetłumaczony, A tego ptaszka to u którego oficera widać, bo coś nie mogę znaleźć ?
:D
@nelciowata, super relacja, ale tutaj muszę sprostować może to się przyda innym podróżnikom, którzy nie mają cały czas dostępu do internetu tak jak np w unii europejskiej. Wchodzimy na tłumacza google w swoim telefonie i ściągamy potrzebne nam języki, najlepiej od razu kilka najbardziej popularnych jak oprócz angielskiego, hiszpański, niemiecki czy portugalski, mając już ściągnięty słownik offline możemy sobie tłumaczyć teksty nie mając dostępu do internetu, podobnie jak możemy sobie ściągnąć mapy offline i też się nimi posługiwać bez internetu,Pozdrawiam i naprawdę zazdroszczę może jeszcze kiedyś się uda wybrać na taki rejs, namiary zapisałemTrzeba wejść przez aplikację google tłumacz, klikamy ikonkę w prawym górnym rogu i ściągamy, ważne żeby pobrać też Polski język, żeby można przetłumaczyć z innego obcego, przepraszam za ot
Wieczór upływa nam na przenoszeniu rzeczy i układaniu ich w szafkach na nowo. Robimy to z mega uśmiechem.na twarzy, przyfarciło się nam
Późnym wieczorem a w zasadzie w nocy oglądamy zachód słońca . Jest zjawiskowy
Godzina 23 a na zewnątrz wciąż widno
W końcu jest .. ANTARKTYDA :D Ależ się cieszę, że znowu tu jestem
Podpływamy do Elephant Island. To nasza pierwsza wyspa na Antarktydzie. Należy do archipelagu Szetlandów Południowych . W poprzednim rejsie nie dotarliśmy na tą wyspę, więc tym bardziej się cieszę.
Na statku codziennie dostajemy gazetki pokładowe. Oprócz informacji o różnych aktywnościach na statku , informuje też o prognozie pogody, godziny wschodu i zachodu słońca, ale przekazuje też informację o odwiedzanych miejscach. Niestety jest tylko po niemiecku
Z gazetki dowiaduję się, ,że wyspa odkryta została przez Brytyjczyka G. Powell w 1821 roku. Jest malutka , bo tylko 558 km2 i jest bardziej długa niż szeroka. ( kształt trąby słonia) Nazwa pochodzi od występujących tu kiedyś w dużych ilościach słoni morskich , my jednak widzimy już tylko pingwinki. Słoni ze względu na erozję lądu jest tu podobno już niedużo
Z wyspą wiąże się bardzo ciekawa historia , związana ze słynnym irlandzkim badaczem i podróżnikiem. . Kiedy na początku zeszłego wieku Ernest Shackleton wybrał się na wyprawę statkiem Endurance, na m. Weddella napotkał pak lodowy,. Statek zatonął. Po kilku miesiącach, kiedy lód stopił się, ekipa 28 osób dotarła na łodziach ratunkowych właśnie na Elephant Island. Niestety wyspa leżała poza szlakiem ekip wielorybniczych , szansa na ratunek była więc bliska zeru. .Z 5 innymi podróżnikami na 7 m otwartej , drewnianej szalupie popłynęli 800 mil dalej po pomoc. Wylądowali na Georgii Południowej, gdzie pokonując lodowe góry dotarli do stacji wielorybniczej. Po kolejnych kilku miesiącach statek holowniczy ze Shackletonem dotarł na wyspę i uratowano 22 członków załogi. Co za determinacja...
Aura na początku średniawa , jest mglisto , z daleka słabo widać wyspę, ale im bliżej lądu tym widoczki piękniejsze. Wychodzi słońce, wyspa robi się pięknie oświetlona.
Witają nas pływające pingwinki, co za spektakl
To pingiwnki maskowe , maja charakterystyczne paski pod brodą
Niestety są silne wiatry, więc nie ma mowy o lądowaniu na wyspie, szkoda...
na skałach widać kolonie pingwinów, są ich setki
Wieczorem mamy wieczór kapitański, jest free szampan . Za to nie ma rewii mody jak nieraz bywa na dużych wycieczkowcach. Mi to bardzo pasuje..DZIEŃ 5
Rano docieramy do King George Island czyli do Wyspy Króla Jerzego
To największa wyspa Szetlandów Południowych, nazwana na cześć króla Jerzego III
Na zdjęciu pokazana jest trasa, jaką statek odbył w nocy z Elephant Island.
Na samym dole jest morze Weddella , więc gołym okiem widać, że rozbitkowie z zatopionego Endurance mieli niezły kawałek do pokonania na Elephant Island , nie mówiąc o warunkach atmosferycznych i na samej łodzi.
Wyspa Króla Jerzego jest najbardziej znaną nam Polakom wyspą, bo właśnie tutaj mieści się "nasza" stacja im. " Arctowskiego"
Zanim jednak dotrzemy do zatoki Admiralicji , częściowo okrążamy wyspę , co pozwala nam zobaczyć i inne stacje badawcze. Bardzo się z tego cieszę, bo na poprzedniej wyprawie statek nie dopływał do tej części wyspy.
Niestety pogoda niezbyt dopisuje, a w zasadzie to w ogóle. Jest mglisto, co jakiś czas pada śnieg, momentami ledwo co widać. Ale co tam, tak czy inaczej idziemy na pokład obserwować otoczenie.
W sumie na wyspie jest sporo ,bo aż 9 stacji .Oglądamy stacje urugwajską Artigas , argentyńską, chilijską Frei i rosyjską Bellingshausen.
Chilijska i rosyjska są największe, prawie jak małe miasteczka. W Chilijskiej jest nawet kościół, z daleka widać zza mgły jego zarys. W rosyjskiej jest szpital , lodowisko, cerkiew a nawet port.