+3
gosiagosia 14 sierpnia 2015 16:27
Image

Woda idealnie przejrzysta. Kiedy chcieliśmy się wykapać podszedł do nas jakiś chłopak i powiedział, że w wodzie są parzące meduzy i żebyśmy uważali. Maciek zapomniał z Polski okularów do pływania. Francuz wrócił po chwili z maską i pożyczył ją Maćkowi „żeby nie poparzyły Cię meduzy”. Taki jeden z przykładów fajnych zachowań :)Po dwóch godzinach na plaży decyzja: idziemy na kalanki. Po drodze zahaczamy w Pianie o kawę i kasztanowe piwo Pietra.

Image

Image

Image

I dopiero potem kalanki.

Image

Krótka, około 30 min w jedną stronę, oznaczona żółtym kolorem, baaaardzo malownicza, trasa zaczyna się tuż przy początku (od strony Porto) Calanches. Charakterystyczna skała Tete du Chien - Głowa Psa wyznacza początek.
Image

Do Chateau Fort - Twierdzy.

Image

Przy czym „twierdza” to nie zamek, wieża czy co tam mogłoby się skojarzyć – tak nazywają się skały ze względu na skojarzenia, jakie w nadającym te nazwy wzbudziły.

Słoń. …chyba… ;)

Image

Trasa jest łatwa. Kalankowe widoki są jak kolory forumowe: pomarańczowo-czerwone skały, w tle pokryte zielenią góry, w dole niebieskie morze, w górze jeszcze bardziej niebieskie niebo.

Image

Image

ImageLAC DE NINO

Rano kolejnego dnia wstajemy bardzo wcześnie. Dziś pójdziemy do jeziora Nino. Podróż samochodem biegnie piękną, panoramiczną trasą nad wąwozem Spelunca. Na trasie co jakiś czas stoi zaparkowany samochód terenowy a obok niego siedzi sobie facet ze strzelbą i czeka. O co chodzi?! Pomaga wujek Google: w soboty i niedziele, na Korsyce mężczyźni z wiosek polują na dzikie świnie. Tylko dlaczego ci „nasi” siedzieli na ulicy a nie w lesie? Tego niestety wujek nie wiedział…
Temperatura z 20 stopni w czasie naszej podróży spada do przyjemnych 14 stopni. Piszę przyjemnych bo kiedy rozpoczynamy nasza wycieczkę na lekkie ubrania narzucamy tylko bluzy. Czapki, rękawiczki i kurtki czekają na swoją ewentualną kolej w plecakach. Na szczęście – nie doczekały się :D

Trekking do Lac de Nino można rozpocząć z trzech różnych miejsc:
1. Od Hotel le Castel de Vergio na wysokości 1404 m.(taki kanciasty brzydki budynek): biało - czerwonym szlakiem GR20 (podobno szlak najłatwiejszy do pokonania)
2. Od Fontaine de Caroline (takie małe źródełko po prawej stronie drogi z kierunku Porto) : szlak najpierw pomarańczowy (albo żółty – bo różnie podają) potem łączy się z GR20
3. Od Maison Forestiere de Poppaghia. Trudno przeoczyć: duży parking po prawej stronie, po lewej park linowy. 10 km za Castel de Vergio. Szlak oznaczony w całości żółtym kolorem.

Wybieramy trasę trzecią. Z opisów wynika, że jest najtrudniejsza ale najbardziej malownicza. Cała trasa ma około 12 km RT łącznie ze „spacerkiem” wokół jeziora. Poppaghia znajduje się na wysokości 1076 m. Najwyższy punkt, który musimy osiągnąć Bocca Stazzona 1762 m. Cała wycieczka trwała ok. 7 godzin. Łącznie z "popasem". ;)

Trasa najpierw biegnie wąskim a potem szerokim traktem o bardzo niewielkim nachyleniu w sosnowym lesie aż do mostku pod którym płynie potok Colga.

Image


Image


Drewniany znak z napisem NINU wskazuje dalszą drogę. Szlak jest bardzo dobrze oznaczony żółtymi znakami i ułożonymi piargami. Czasem wielkość piargi daje wyobrażenie o popularności trasy lub o fantazji układających.

Image

Image


Teraz idziemy zakosami, mając po lewej stronie potok Colga. Dochodzimy do najpiękniejszego odcinka trasy – wychodzimy z lasu na płaskie zbocze a dookoła piękne góry z Pagia Orbia w roli głównej. I kolorowe drzewa. I sosna w kształcie krzyża jak widzą ją jedni lub litery T jak twierdzą drudzy.

Image


Image

Image

Image


Kawałek dalej - to już wysokość 1411 m. - znajduje się kamienna opuszczona owczarnia - Bergerie de Colga. Od tego momentu trasa przestaje być łatwa. Niezalesiona, przebiegająca przez osunięte płyty skalne i duże kamienie często wymaga użycia wszystkich czterech kończyn.

Image

Image


Ale najbardziej uważać trzeba w miejscach, gdzie są skały o dużej, gładkiej powierzchni: wilgotne potrafią być bardzo śliskie i nawet wibram nie daje sobie z nimi rady.

Image


W końcu wspinamy się na Bocca Stazzona. Skała z małym krzyżem to miejsce, do którego dochodzi się chyba z wszystkich trzech punktów wyjściowych.

Image


Jeszcze kilka kroków i cel osiągnięty: Lac de Nino z jego pozzines, w otoczeniu masywu Rotondo. Podobno najpiękniejsze jest w czerwcu, kiedy trawa ma soczysty zielony kolor a wszystkie pozzines (studnie) wypełnione są wodą ale widok, który roztoczył się przed nami satysfakcjonował nas w pełni.

Image

Fajnie jest znaleźć się w miejscu, które powstawało przez tysiące lat i przez kolejny tysiąc prawdopodobnie się nie zmieni…

Po krótkim odpoczynku i drugim śniadaniu zostawiamy Edytę i Marka na skałach a sami schodzimy do doliny (1743 m). Trawa jest podmokła ale z dumą kroczymy kawałkiem oznaczonego naszymi narodowymi barwami szlaku GR20 w kierunku jeziora mijając te maleńkie oczka wodne.
I oo ! – jak ja lubię niespodzianki : dzikie konie i kuce.

Image

Image

Niektóre dały się oswoić ;)

Image

Jeszcze dodatkowa informacja: po stronie Bocca Stazzona w pobliżu jeziora znajduje się źródło z wodą pitną.

Robi się chłodno, czas więc już wracać. Tą samą trasą. Moi współwycieczkowicze czasem zapominają, że każdy z nich jest wyższy ode mnie o przynajmniej 10 cm więc tam, gdzie Oni sobie swobodnie podskakują na skałach….

Image

... ja miotam się i szukam oparcia dla stopy :mrgreen:

Image


Trekking do jeziora Nino zdecydowanie polecam. Nie tylko dla ostatecznego celu. Cała trasa jest po prostu jak marzenie. I pomimo, że czasami trzeba włożyć w nią trochę wysiłku to naprawdę warto.

W drodze powrotnej zatrzymujemy się żeby zaopatrzyć się w jadalne kasztany. Śliczne, puchate kulki wyglądają tak, że ma się ochotę je przytulić. A tak naprawdę najeżone są bardzo ostrymi igłami i kłują niemiłosiernie. Ale są pyszne. Nadają się do pieczenia ale ja nie bardzo lubię pieczone. Za to świeże, obrane z gorzkiej skórki smakują jak orzechy laskowe. W sklepie kilogram kosztuje 6 euro. Fajnie było mieć je za darmo :D I nie kradzione! Rosną bezpańsko przy drodze w niesamowitych ilościach.

Image

Image


Innym dostępnym za free owocem są owoce chruściny jagodnej albo po prostu poziomkowiec lub truskawkowiec jak ktoś woli. Smak nie powala – jakieś mdłe są i ta zewnętrzna skórka jest jak nieugotowana kaszka manna ale za to jak pięknie wyglądają!

Image

ImageGorges de Spelunca i Lac de Creno

Planując kolejny dzień byliśmy zgodni: żadnego łażenia. Urlop jest również do nicnierobienia 8-) Wyruszamy więc na plażę Arone. Zjazd w Pianie, identycznie jak do Ficajola i dopiero za jakis czas jest rozgałęzienie dróg z których jedna prowadzi na Arone. Dojeżdżamy do parkingu z którego rozpoczyna się trekking na Capu Rossu z genueńską wieżą Turghju zbudowaną w 1608 roku.

Image

Marek naciska, żeby tam właśnie jutro pójść. To będzie dyskusja na wieczór - niestety będziemy musieli wybrać - albo Capu Rossu albo Lac de Creno.
Arone to zupełnie inna plaża niż maleńka Ficajola. Jest szeroka, długa, z białym piaskiem i w sezonie pewnie z niezłą infrastrukturą. Nie wiem czy sa inne zjazdy - my pojechaliśmy do zejścia z restauracji Le Casabianca.

Image

Image

Niby mieliśmy zaplanowane to szaleństwo nicnierobienia ale po 2 godzinach trochę się nam znudziło tak szaleć :). Decyzja: jedziemy do wąwozu Spelunca.
Pomyliliśmy drogi i nieopatrznie zjechaliśmy na drogę prowadzącą do miejscowości Galeria. I jak to czasami bywa całkiem przypadkiem mieliśmy możliwość przejechania się kawałkiem najbardziej malowniczej trasy jaką kiedykolwiek dane nam było jechać. To, że przy okazji jest najbardziej krętą droga jaką można sobie wyobrazić i do tego biegnącą brzegiem wysokiego klifu jest sprawą drugorzędną. Ale czas naglił – chcieliśmy do Spelunca więc trzeba było zawrócić. I wjechać w drogę D 124 a nie D 81. Z Porto trzeba pojechać w górę, na Calvi i po ok. 0,5 km skręcić o prawie 360° do Ota. Stąd musimy przejechać ok. 7,5 km. Piękny dojazd z widokiem na malowniczo położone Ota.

Image

W ten sposób dojeżdżamy do miejsca, gdzie po prawej stronie jest boisko do piłki nożnej a zaraz za nim długi genueński most. Tu trzeba zatrzymać samochód, przejść za znakiem przez most i ścieżką w dół w lewo.

Image

Od tego momentu trasa nie pozostawia żadnych watpliwości – zgubić się nie można. I jest naprawdę łatwa. Nawet dla dzieci.

Image

Image


Po ok. 30, 40 min. dochodzi się do mostu Zaglia (1797r.) , gdzie koryto potoku Tavulella jest szerokie i wskazywane w opisach jako świetne miejsce do kąpieli.

Image

Gorges de Spelunca to część szlaku Tra Mare e Monti i można go przemierzyć między miejscowościami Ota i Evisa (lub w odwrotnym kierunku). Przed Evisą podobno jest dość strome podejście ale my tego nie sprawdziliśmy bo przy Zaglia byliśmy ok. 18 i nie uśmiechało nam się wędrować z powrotem po ciemku.
Gorges de Spelunca to jedna z najbardziej uczęszczanych krótkich tras na Korsyce. Myślę, że z powodu tego, że można ja pokonać bez specjalnego wysiłku.

Rano kolejnego dnia wyruszamy nad Jezioro Creno (wygrałam, wygrałam!) - będę się później zastanawiać czy to naprawdę była wygrana. Droga prowadzi znów na panoramę wąwozu Spelunca. Tym razem podróż jest dla niektórych z nas zabawna (ja, Edyta i Maciek) a niektórzy mielą w zębach niecenzuralne słowa (Marek). Zwierzęta jakby się zmówiły i stadnie wylazły na ulicę. Krowy i dzikie świnie z małymi łażą poboczem, od czasu do czasu tarasując drogę.

Image

Marek denerwuje się twierdząc, że jeżeli będziemy chcieli przyglądać się wszystkim zwierzakom to nigdy nie dojedziemy na miejsce. Szczytowy punkt jego… no… jakby to nazwać…. Hmmm…., złości :mrgreen: następuje, kiedy przed samochodem pojawia się niewielkie stadko kóz, które zajmując całą jezdnię kompletnie ignoruje nasze próby ich ominięcia. My nagrywamy, Marek jest zdesperowany więc jakoś mu się udaje…. po to, żeby za następnym zakrętem natknąć się na kolejne stado a za kolejnym - na kolejne stadzisko. Są ich dziesiątki – jeżeli nie setki. A zza zakrętów wyłaniają się kolejne. Kiedy oswobodziliśmy się z żelaznego uścisku kóz Marek odmówił jakiegokolwiek zatrzymywania samochodu z obawy, że nas….wyprzedzą. :P
Droga do Lac de Creno niby niedługa bo tylko 60 km ale nawigacja wskazuje 2 godziny. Zajęło nam to niestety jeszcze więcej czasu.
Na wąskiej drodze niedaleko Murzo pojawia się cysterna, zjeżdżamy na bok i zatrzymujemy samochód przytulając się do siatki na drodze. Cysterna przejeżdża z charakterystycznym zgrzytem po naszej karoserii. To był właśnie ten moment, w którym myślałam, że Capu Rossu może byłoby fajniejsze…. ;)
Wysiadamy, kierowca cysterny również. On ani słowa po angielsku – my po francusku umiemy się przywitać, pożegnać, policzyć i wyznać miłość. Nic z tego w tej sytuacji nie było zbyt przydatne. Na dodatek nie możemy połączyć się z wypożyczalnią. Sytuacja jest dość patowa. Ale od czego są anioły :D Pojawia się na pustej drodze, mówi po francusku do kierowcy cysterny, do nas po angielsku, wypełnia druk kolizji (opisy na nim tylko po francusku) po czym żegna się z nami i idzie dalej. W międzyczasie łączność zostaje przywrócona i o kolizji zostaje poinformowana wypożyczalnia i rentalcars. Wszystko jak z płatka.
Dalej jedziemy do miejscowości Soccia, skąd na wysokości 1000 m rozpoczyna się szlak. Charakterystycznym znakiem jest wielki metalowy krzyż. Cała droga jest łatwa , bardzo dobrze oznaczona i nie będzie stwarzać trudności . W dwie strony to ok. 6, 7 km a jezioro jest na wysokości 1310 m.

Image

Image

Samo jezioro otoczone jest wysokim sosnowym lasem i w części pokryte liliami wodnymi.

Image

Image

Image

Image

Krajobraz jest tak odmienny od krajobrazów górskich jezior, że dopiero kiedy przejdzie się na jego drugą stronę i zobaczy przestrzeń jaką standardowo oferują góry wiara, że jednak jesteśmy wysoko - wraca :).

Image

Image

Zwierzęta, które w Polsce kojarzymy ze stodołami, zagrodami, chlewami na Korsyce biegają wolno.


Dodaj Komentarz

Komentarze (14)

lubietenstan 14 sierpnia 2015 16:54 Odpowiedz
fajna relacja, sporo konkretów. czekam na więcej - na razie korsyka nie jest na mojej bucket list, ale mam nadzieję, że to się zmieni po przeczytaniu :)
wulkan 14 sierpnia 2015 17:12 Odpowiedz
Fajne i " treściwe" opisy. Z dużym zaciekawieniem czytam Twoją relację, tym bardziej,że w II połowie września będę na Sardynii, jeden tydzień na północy. Oczywiście jeden dzień przeznaczę na Bonifacio, Korsyka. Czekam na dalszy ciąg ...
moniaklb 18 sierpnia 2015 12:29 Odpowiedz
Czekam na dalsza czesc relacji. Od jakiegos czasu przygladam sie zdjeciom z tej czesc Wloch i tak mysle ze musze namowic najblizszych na wyjazd. Wycieczka lodka bardzo mnie zainteresowala. Byla mozliwosc wynajecia jej na krocej? A moze na krocej sie nie opalaca bo nie zadarzy sie doplynac do tych ladnych miejsc?
gosiagosia 18 sierpnia 2015 13:42 Odpowiedz
Nie sprawdzałam czy na krócej można. My jeszcze spóźniliśmy się o pół godziny :) Taki cały dzień na morzu nie jest uciążliwy - wręcz przeciwnie, przyroda jest tam tak atrakcyjna, że czas mijał bardzo szybko. Czas dojazdu do najodleglejszej plaży bez zatrzymywania się po drodze to ok 1,5 godziny.
moniaklb 19 sierpnia 2015 10:34 Odpowiedz
gosiagosia napisał:Nie sprawdzałam czy na krócej można. My jeszcze spóźniliśmy się o pół godziny :) Taki cały dzień na morzu nie jest uciążliwy - wręcz przeciwnie, przyroda jest tam tak atrakcyjna, że czas mijał bardzo szybko. Czas dojazdu do najodleglejszej plaży bez zatrzymywania się po drodze to ok 1,5 godziny.Domyslam sie ze dzien na morzu jest niezapomnianym przezyciem. To raczej o koszty chodzi bo u nas rozkladaja sie tylko na 2. Sardynia jest u mnie napewno w planach. Jeszcze tylko nie wiem kiedy. Jak nie bedzie mozliwosci wypozyczenia na krocej to wezmiemy na caly dzien. Nie mozemy przegapic czegos takiego :)
raphael 13 września 2015 07:16 Odpowiedz
Świetna relacja, fantastyczna przyroda.PS. ze względów wyżej opisanych nie lubię trekingów, które najpierw wygodnie sprowadzają w dół, a potem dają w kość - z powrotem lubię "z górki"
gosiagosia 13 września 2015 14:27 Odpowiedz
I z tej właśnie przyczyny wybrane trasy na Korsyce najpierw pną się w górę. Z jednym wyjątkiem - jeden wąwóz jednak jest :)
metia 13 września 2015 17:16 Odpowiedz
Świetna relacja, chyba czas zaplanować podróż w tamte rejony :) Czekam na ciąg dalszy!
raphael 8 listopada 2015 23:06 Odpowiedz
gosiagosia napisał:I sosna w kształcie krzyża jak widzą ją jedni lub litery T jak twierdzą drudzy. a mi to ewidentnie przypomina królika :)Poza tym podziękowania za typy "kulinarne". Jaką metodę najlepiej zastosować aby się dobrać do tych kasztanów... i jak je odróżnić od tych niejadalnych?
gosiagosia 9 listopada 2015 11:35 Odpowiedz
@Raphael - królika... powiadasz.... ;) Na Korsyce nie ma chyba problemu z odróżnianiem jadalnych od niejadalnych. Ja tych niejadalnych nie widziałam więc chyba tam po prostu nie rosną. Zresztą wyglądają inaczej - nasze rodzime maja łupinkę najeżoną pojedynczymi kolcami a te korsykańskie to gmatwanina drobnych igiełek, które naprawdę sprawiają wrażenie, że ugną się bezboleśnie pod palcami. Kasztany to przysmak dzikich świń ( ;) ) więc pod drzewami buszuje ich ogromna ilość. Swoją drogą zastanawiałam się jak one wyciągają je z łupinek :)My strącaliśmy kasztany z drzewa i rozłupywaliśmy butami.
jaroslaw132 15 maja 2017 12:28 Odpowiedz
Gratuluję relacji. Bardzo pomocna z naszego punktu widzenia lubimy trekking i aktywny wypoczynek szkoda że część zdjęć znikła z hostingi ,ale takie to uroki internetu.Jeszcze raz dziękuję za relację .
bonsa 18 maja 2017 10:03 Odpowiedz
Gosia, moglabys napisac w jakis sposob wypozyczyliscie samochod na Sardynii w mozliwoscia przejazd na Korsyke? Pisalam do wypozyczalni Avis w tej sprawie. Odpisali, ze nie ma mozliwosci zabrania samochodu na Korsyke :(.
bonsa 18 maja 2017 10:03 Odpowiedz
Gosia, moglabys napisac w jakis sposob wypozyczyliscie samochod na Sardynii w mozliwoscia przejazd na Korsyke? Pisalam do wypozyczalni Avis w tej sprawie. Odpisali, ze nie ma mozliwosci zabrania samochodu na Korsyke :(.
jerzy5 6 czerwca 2021 23:10 Odpowiedz
Piękna relacja, pomoże mi w tym roku ułożyć plan podróży