i nasze ulubione kontrole policyjne;) przestawne znaki zmniejszające stopniowo ograniczenie 60, 40,20... i na końcu znak kontrola policyjna:) nam udało się na szczęście uniknąć bliższego spotkania z nimi
:)
i tak pierwszy stop to wspominane przez nas Volubis czyli ruiny rzymskiego miasta z przełomu II i III w. Ważniejsze miejsca udostępnione dla zwiedzających na terenie Volubilis to m.in. kilka rzymskich willi z mozaikami podłogowymi, termy, Kapitol, dom Orfeusza, ulica Decumanus Maximus czy łuk triumfalny, który znajduje się w samym centrum; osobiście (zwykle tego nie praktykujemy) tak w tym wypadku polecamy wynająć przewodnika (koszt ok. 50MAD), który urozmaici zwiedzanie historią miejsca i różnymi ciekawostkami. Samo wejście, jak dobrze pamiętamy, to koszt 12MAD/os i należy przeznaczyć na ich zwiedzanie ok 1-1,5h. Ruiny polecamy odwiedzić o zachodzie słońca
na koniec dostajemy niezwykłe pożegnanie
;) atak małpiszonka
;)
Dodatkowe atrakcje po drodze nie pozwalają nam pokonać trasy fez-pustynia w jeden dzień, a godzina już późna bo ok 23 więc zatrzymujemy się w jedynym hotelu gdzie widać oznaki życia Ksar Timnay Hotel, Midelt:) Przymusowy "Wybór" okazuje się być całkiem niezły, choć jednym z droższych podczas naszego pobytu, ok 300MAD/2os http://www.booking.com/hotel/ma/ksar-timnay.pl.html
a na śniadanko, dnia następnego zatrzymuje się nieopodal hotelu, w przydrożnej cafe Paris;)
najedzeni, napojeni ruszamy w długą drogę, chcemy zdarzyć na 15, aby zdążyć na umówione wcześniej spotkanie z Omarem, który ma nas nocą zabrać na pustynie. I tak po drodze mijamy: -100tki rzek widmo, które winny być a ich nie ma;)
- małe wioseczki pt. "chodź zobaczymy co to za wioska", czyli dlaczego przejazd zajmuje nam tyle ile zajmuje:)
-wypas dromaderów
-Vallee-Ziz-Errachidia, miejsce bajeczne nr 22 i znowu spożywamy czarny napój, takiej ilości cukru, pochodzenia coca-cola, jak w Maroku nie spożyliśmy łącznie przez ostatnie 5 lat
- górki, pagórki, gdzieś w okolicach la vallée du Ziz; koniecznie trzeba się tu zatrzymać i popatrzeć na krajobraz z góry
- jak mniemamy dalej la vallée du Ziz
i co taka droga może się nudzić?
pustynia coraz bliżej,a tu wciąż to nowsze, lepsze widoki — Aoufouss
jednak cały czas trzeba skupiać się na drodze; przeszkody pojawiają się znikąd, oczywiście przyczepka na zdjęciu ciągnięta jest, nie przez samochód,a osobę. Najbardziej "przypadły" nam do gusty traktory i motocykle poruszające się w nocy, bez oświetlenia po drogach publicznych. Uważajcie, nie raz nie odbyło się bez ostrego hamowania czy odbijania na drugi pas.
po krótkim błądzeniu docieramy do Merzouga, gdzie jesteśmy umówieni z Omarem, który ma zabrać nas na mała eskapadę na pustynie, start ok 16, powrót następnego dnia ok 9. Ale o tym w następnym odcinku
:)opowieści część czwarta, zapraszam na pustynię
:) Jeśli oczywiście chcecie znać jakieś szczegóły to pytajcie.
Po krótkim błądzeniu po Merzouga, docieramy do hotelu gdzie jesteśmy umówieni z Omarem, który ma nas zabrać na małą eskapadę na pustynie. Wycieczkę rezerwujemy jeszcze w Polsce, po wymianie kilku maili i drobnych negocjacjach (http://www.cameltrekking.com/). Pisaliśmy jeszcze z kilkoma Marokańczykami, których strony o organizowaniu nocy na pustyni znaleźliśmy w Internecie. Ale wybraliśmy Omara, mimo, że nie jest najtańszy (o tym za ile i co było w pakiecie za chwilkę) ale wzbudził naszą sympatię i zaufanie. Oczywiście dobre opinie i wysokie oceny też nie były bez znaczenia. Przyjechaliśmy jakąś godzinę przed czasem dlatego recepcjonista hotelu proponuje nam kąpiel w basenie za drobną opłatą. O umówionej godziny pojawia się... nie Omar. Ale po krótkiej weryfikacji okazuje się, że to jego człowiek (weryfikacja telefoniczna)
:) Ten zabiera nas do innego hotelu gdzie zamieniamy nasze sreberko na inny napęd 4x4, kopytny;)
Co w cenie 35EUR/os: - wielbłąd do własnej dyspozycji, nam trafił się jimi hendrix oraz brad pitt (imiona nadane przez opiekunów). Dobrze, ze nie wzięliśmy opcji na dwa dni, 3h łącznie na wielbłądzie wystarczająco! cztery litery bolą
;)
- obiad i śniadanie; kucharz, którym był nas Przewodnik zaserwował nam w warunkach polowych: zupę, tajine, wiadro owoców... i dwóch Niemców, wszystko smaczne i dużo;) Śniadanie, typowe - bułka, dżem, serek, owoce, herbata.
- nocleg w oazie; jako, że było nas mało, dostaliśmy cały duży namiot dla siebie;)
- bębniasrki wieczorek. Nasz przewodnik (na marginesie przesympatyczny!) uczył nas przy blasku gwiazd grać na bębnach, opowiadał dowcipy, jednym słowem nie pozwolił nam zasnąć! Były tez poważne rozmowy; opowiadał jak porzucił naukę by pomóc utrzymać rodzicom dom i dać możliwość edukacji dla młodszego rodzeństwa. I tu zaskoczył nas swoim optymizmem... że nic by nie zmienił, nigdzie się nie wyprowadzi, bo choć biednie, kocha tu mieszkać i to co robi:) Uczmy się od niego!
- jazda na desce i nartach po piachu; oj nie szło nam za dobrze
:)
- inne zabawy piaskowe
- wschód i zachód słońca na pustyni
- gwieździste niebo
;)
- po powrocie z pustyni, udostępnili nam pokój w hotelu dzięki czemu mogliśmy się wykapać,a później odpocząć nad basenem
;)
Cała eskapada zaczęła się ok. 16 -17,a wróciliśmy ok. godz. 9. Co nas zastanawia, to końcowa wypowiedź naszego Przewodnika (bijemy się w piersi, zapomnieliśmy imienia). Powiedział, że za taką noc na pustyni nie dostaje nic od Omara. Jedyny co może zrobić, żeby zarobić to zaoferować nam wyroby swojej rodziny (były to małe rzeźby, mydelniczki czy figurki wielbłądów). Do tej pory nie wiem czy próbował nas naciągnąć czy taka była prawda. Nic nie kupiliśmy, ale zostawiliśmy napiwek (zasłużony!) i słodycze z Polski dla jego młodszej siostry.
Podsumowując: ok 1,5 drogi na wielbłądach do obozowiska i tyle samą w drugą, zachód słońca, sandboarding, kolacja, bębny, berber whisky, krótka noc, wschód słońca i powrót do Merzouga
:)
Części kolejne już wkrótce, nie możesz się doczekać lub lubisz zaglądnij tutaj--> Maroko oczami AJ
Jakieś pytania?
;) chcecie więcej?
;)Przyszedł czas na część 5
:)
Po nocy na pustyni, szybkim prysznicu w udostępnionym nam pokoju hotelowym oraz kawie i świeżym soku z pomarańczy, mimo zmęczenia i braku snu w wystarczającej ilości decydujemy się jechać dalej. Pakując się do samochodu, naszym celem na dziś miał być nocleg w Ouarzazate lub dolinie Dades. Jednak jeszcze przed opuszczeniem Merzouga nasz plan ulega zmianie. A wszystko dzięki jednemu magicznemu zdaniu w przewodniku... coś na kształt "tam nic nie ma", nie ma czyli to co AJ lubi najbardziej. Chwila zawahania i decyzja, zawracamy! Naszym celem jest przejazd 24km (http://goo.gl/maps/eI0r9) jeszcze dalej na południe za Merzouge czyli tam gdzie kończy się droga N13 (Taouz), na końcu stacjonują oddziały wojskowe i ponoć dalej już tylko pustynia, gdzie zakazu wstępu pilnują uzbrojone jednostki. Zostajemy zawróceni zanim zdążyliśmy dojść do końcowego muru.
Jednak zanim zdążyliśmy ponownie wsiąść do samochodu, oblegają nas dzieciaki:) Na szczęście mamy jeszcze jakiś zapas słodyczy, więc zaczynamy się go pozbywać. Widzi to wszystko jakiś 50letni Marokańczyk, który w zamian służy nam życzliwą radą. Prosto nie można jechać, ale skręćcie tutaj (tak tutaj miedzy budynkiem, wysypiskiem, a palem) w prawo ... długo nie musiał nas namawiać
po drodze nasz samochód mówił do nas "to nie droga dla mnie". Jednak jego słowa nie robiły na nas wrażenia, jedziemy! Jak się później okazało skoro słowa nie działały to postanowił zastrajkować (coś nam poodpadało, ale ostatecznie udało się poskładać i kontynuować podróż
;))
i tak docieramy rzeczywiście na kraniec.. wiesz, że dalej już tylko kilometry pustyni i zakazany teren
nasze ulubienice z końca świata! Ich radość z otrzymanych kredek i słodyczy bezcenna i tu rada dla Was, wybierając się w biedniejsze regiony Maroko weźcie kredki, o to najczęściej proszą dzieci (na tyle ile je zrozumieliśmy), ale cieszą się ze wszystkiego!
Miejsce niesamowite, ludzie też! Prawdziwe Maroko!
Choć niektóra dzieci (a raczej ich wzrok) budziły w nas lekki strach
powracając z końca świata w stronę Merzouge zostajemy "zaatakowani" po raz kolejny przez grupę dzieci, serca nam miękną i pozbywamy się całego zapasu jedzenia (i nie tylko) jaki mamy w samochodzie. Jedyne co zostaje na tylnym siedzeniu samochodu to suche bułki. Nie chcieliśmy im dawać starego pieczywa, ale nawet o to zaczynają nas prosić! bardziej nawet niż np. o snickersy, które wcześniej dostały. Niektórzy pewnie mogą nas skrytykować, że to nie ludzkie takie "karmienie" dzieci, ale czy ludzkim byłoby odjechać obojętnie?
w podziękowaniu chcą nam dać.... nie to jednak tylko do zdjęcia
;)
Czas pożegnać tereny pustynne, opuszczamy Merzouge i obieramy kierunek na zachód kolejna część opowieści przed Wami, zamęczę Was
;)
W związku z obrotem sprawy, wspomnianym w poprzednim poście, Merzouge opuszczamy ok 13, a nie jak wcześniej planowaliśmy w godzinach rannych. Ale przecież pod tym hasłem ma być nasz wyjazd, nic nas nie goni, rezerwacji brak, zatrzymujemy się gdzie mamy ochotę i spędzamy tam tyle czasu ile dusza zapragnie. Wiemy jedno, dziś w Ouarzazate spać nie będziemy:)
Pierwszy raz podczas tej wyprawy, pilot zamienia się miejscami z kierowcą. J. wybrał w sumie dość dobry moment na drzemkę, jeden z mniej ciekawych krajobrazów jak do tej pory. Po drodze mijamy dwie większe miejscowości jak Rissani i Erfoud, (jednak nie decydujemy się nawet na mały stop tutaj), parę mniejszych wiosek oraz dość płaski krajobraz.
Chyba zbliżamy się do naszego kolejnego celu, doliny Todra... coraz więcej pagórków po prawej i lewej. Aby dostać się na miejsce kierujemy się na miejscowość Tinerhir, w której musimy odbić w prawo. jedziemy tak jakieś parę kilometrów i naszym oczu ukazuje się taki oto krajobraz:
Miasteczko Tinerhir jest dobra bazą wypadową dla osób pragnących spędzić czas na przełomie rzeki Todra. Sami mamy zamiar szukać tutaj jakiegoś miejsca noclegowego w drodze powrotnej. Z Tinerhir do wejścia/wjazdu do doliny jest około 15 km.
Rzeka Todra płynie wąską i głęboką doliną o stromych, czerwonych ścianach, które w najwyższym punkcie wynoszą ponoć 300 m. W najwęższym miejscu dolina ma ok 10-15 m szerokości. Zatrzymujemy się tylko na krótką przerwę w głównym punkcie doliny, co spowodowane jest dużą ilością turystów, mimo, że jesteśmy po sezonie. Dla chętnych, jest tam mały punkt widokowy, na który możemy się wdrapać skręcając w lewo zaraz po minięciu wysokich ścian wąwozu. jaki widok jest z góry nie powiem, bo z braku czasu decydujemy się ten punkt wycieczki ominąć. Bardziej interesuje nas zdanie z przewodnika "droga po kilkunastu kilometrach od doliny Todra przejezdna tylko dla samochodów 4x4". Nie muszę mówić, że jedziemy... naszym peugeot 206
:D
Daleko jechać nie musimy, jakieś 10km dalej docieramy do magicznego (choć urozmaiconego ludzka ręką) miejsca, gdzie mają oprócz miętowej herbaty piwo, tak piwo! tak ciężko dostępne w Maroku piwo:) oczywiście w zbójnickiej cenie, ale ulegamy pokusie napicia się go w takim miejscu. Tzn pilot, kierowca niestety nie może
;) Jednak wiemy, że tu spać nie będziemy, a szkoda! jak ktoś jest zainteresowany podobno można tu spać w grocie, pod ziemia (ich strona http://www.aubergelefestival-todragorge.com/) Po krótkim postoju, widząc że słońce schodzi już coraz niżej rozważamy odwrót. Ale jak? Przecież nie dotarliśmy nawet do tej drogi tylko dla 4x4
:) Ruszamy więc w nieznane. Droga coraz gorsza, ale widoki nie ustępują
I całe szczęście, że nie dokonaliśmy odwrotu! Docieramy do miejsca jak z gier komputerowych, Toumliline! Poniższe zdjęcia mam nadzieje choć trochę ukaże Wam magię tego miejsca
W oddali dostrzegamy najwyższy punkt w okolicy, decyzja może być jedna:) Wyjeżdżając dość "ciekawą" drogą pod górkę mamy wrażenie, że docieramy na plac budowy. Okazuje się jednak, że to już działający hotel... hotel na wzgórzu, tuż nad cmentarzem, o kiepskich warunkach sanitarnych i mieszkalnych -czyli must stay - zmieniamy plany i zostajemy tu na noc. Ale wszystkie te "niedogodnosci" rekompensuje wystrój wnętrza
;)
Nie mają swojej strony, ale nie sposób nie zobaczyć tego hotelu. a tu takie tam widoczki z tarasu
:)
W hotelu, jak i na wzgórzu jesteśmy tylko my i powiedzmy ktoś a la "recepcjonista". Po krótkiej z nim rozmowie (na migi oczywiście) decydujemy się zamówić tu obiadokolację. Jednak okazuje się, że musi nie tylko ugotować, ale i zdobyć zwierzynę, więc na posiłek przyjdzie nam czekać 1h (jak się później okaże warto, oj warto!). My w tym czasie decydujemy się, na krotki spacer... stanowimy nie małą atrakcję dla mieszkańców. Chyba niewiele osób tu dociera. A mieszkańcy żyją w swoim życiem, jakby z boku całej tej turystycznej mgiełki, w miejscu gdzie czas zmienił bieg... (aparatu nie zabraliśmy, więc i zdjęć brak... ale kazba piękna!)
i jest! big, mniami kolacja z najlepszym melonem ever na deser na tarasiku! do tego widok, odgłosy osłów i modlitw.... rozkoszujemy się chwilą, sami, ponad wszystkim... chwilo trwaj!
Chwila jednak mija, budzimy się rano by zawrócić w kierunku doliny Todra i ruszyć dalej. A kolejny cel to dolina Dades. Po drodze zatrzymujemy się jeszcze na szybkie śniadanie w Tinerhir. Tutaj czeka nas mile zaskoczenie. Alkohol to trunek bardzo trudno dostępny w Maroku, ale nawet jak go nie ma na półce warto zapytać bo czasami zostajecie zaproszeni na zaplecze, a tam...
35 stopni na zewnątrz, a my urat(d)owani zimnym małym piwem...
:) druga ściana to duży wybór win... postanawiamy kupić jedno na wieczór (ale zdecydowanie nie jest to ich dobra strona)
cdn.obiecuję wrzucić kolejną część opowieści najpóźniej jutro.
Tymczasem takie małe spostrzeżenie/ostrzeżenie: bardzo nam miło, że osobie "bo my" podobają się nasze zdjęcia z wyprawy do Maroko, jednak zdecydowanie mniej cieszy nas fakt, że osoba ta kopiuje nasze zdjęcia beż żadnej zgody i informacji kto jest ich autorem. Chyba, że ktoś ma takie same oko i aparat, to sorki
Wiadomość na fb nie doczekała się odpowiedzi, dlatego pytam czy autor kopii jest tutaj?
:)jesteśmy... z lekkim poślizgiem na kolejnym odcinku rajdu Maroko 2013
;)
Po szybkim śniadaniu, pora ponownie wpakować się do naszego automobila i ruszyć drogą n10 w kierunku Doliny Dades. Do przejechania mamy jakieś 70 km (licząc od miejscowości Tinghir), po przebyciu których w Boumalne Dades odbijamy w prawo by ruszyć ku dolinowej przygodzie
:) Dolina Dades znana jest głównie ze swoich palmowych oaz, malowniczych kazb oraz różnorodnych formacji skalnych. Za sprawą plantacji róż, które porastają dno doliny jest też często zwana "doliną róż". Z powstających tutaj wyrobów z róż cieszy się całe Maroko. Nam niestety nie było dane zobaczyć tego cuda, ale może kiedyś uda się tu wrócić w maju, aby zobaczyć tą kolorową dolinę i poczuć woń róż. Na pewno cały ten krajobraz w okresie wiosennym wygląda odmiennie, nie tylko za sprawą kwiatów ale i większej ilości wody, która spływa z gór. Inne określenie tego miejsca to „Dolina Tysiąca Kazb”, a to z kolei za sprawą licznych kazb wzniesionych na zboczach mijanej doliny, które zamieszkiwane są przez rodowitych Berberów.
Początkowa droga wiedzie dość szeroką doliną z licznymi zagajnikami palmowymi oraz kazbami. Potem droga zaczyna lekko piąć się w górę.
Po kilku/kilkunastu kilometrach docieramy do wioski Tamlalt, za którą możemy zobaczyć odmienne formacje skalne tzw. „wzgórze ludzkich ciał”, czyli skały naniesione przez płynącą tędy w przeszłości rzekę. Wg legendy jest to grupa biesiadników weselnych zamienionych przez Allaha w kamienie. Miało to być karą za zachowanie Panny Młodej. Rzeczywiście, jak się przypatrzeć można dostrzec ludzkie kształty
;)
Droga wije się i wije, by dotrzeć chyba do najbardziej spektakularnego odcinka trasy, Dadès Gorge. Liczne serpentyny po niemal pionowej ścianie mogą odebrać mowę;)
Są dwa strategiczne punkty gdzie możemy podziwiać te widoki. Jeden to zatoczka tuż przed hotelo-resteuracją, drugi to właśnie kawka czy soczek w tym miejscu z piękną panoramą na przejechany odcinek
:) Na zdjęciu poniżej wspomniana restauracji i widok z niej
jako, że ciekawscy jesteśmy postanawiamy jechać dalej, a tam cały czas to samo, dolina, góry i piękne widoki, nuda;)
18.09 - 2.10.2013pogodowo okres super, nie za gorąco (poza Essaouira - tam trafiło nam 39C), ale ciepło i bezdeszczowo, chyba tylko 2 dni mieliśmy pochmurne:)jedyny minus - wszystkie rzeki to rzeki widma - pod tym wzgledem chyba lepiej jechać na wiosne:) choć wszytsko ma swój urok!
Witam. Ponieważ za miesiąc jadę do Maroko, mam pytanie nie orientujesz się może czy jest jakiś transport publiczny na drodze R307 z Demnate do Ourzazate?Chciałbym z wodospadów Ouzoud jechać jak najkrótszą drogą do doliny róż.
Dzięki serdeczne. Z tego wynika że będę musiał jednak jechać przez Marrakesz. Na dwie osoby wypożyczenie samochodu jest trochę za drogie. My też lądujemy w Fezie, ale startujemy w Rabacie. Droga jak widzę jest piękna.
Mieliśmy ten sam dylemat, tez podróżowaliśmy w dwójkę i koszty trochę nas zniechęcały. Ale po, zdecydowanie możemy powiedzieć, że warto wypożyczyć samochód. Bez niego nie dotarlibyśmy w 2/3 miejsc, które znalazły się na naszej drodze. Rozważcie wypożyczenie samochodu, nawet kosztem innych rzeczy. Zobacz resztę zdjęć jakie zrobiliśmy tylko dzięki temu, że podróżowaliśmy samochodem. No i ludzie, jakich spotkaliśmy dzięki dotarciu w takie zakątki... całkiem inne nastawienie niż w turystycznym Fezie, choć tam tez można spotkać całkiem sympatycznych mieszkańców, którzy nie są nastawienie na wyciągnięcie z Ciebie każdego grosza i sprzedaży wszystkiego co się rusza lub nie;)
Ładne zdjęcia, właśnie wszystkie obejrzałem. A co do samochodu, to pomyślę, może z Fezu pojadę do Marrakeszu autobusem i tam na trzy dni wypożyczę samochód. Trochę tylko się boję tego ruchu w Marrakeszu.
trzeba przyznać przejazd przez Marrakesz był największym wyzwaniem, ale samochód wypozyczasz, żeby jechać dalej a nie po marrakeszu. proponuje pokonac trase na pustynie (po drodze mnostwo pieknych miejsc)
Swietna relacja i piekne zdjecia. Gratuluje. Zadziwiajaco podobny kraj do Jordanii ktora tez objechalismy samchodem przez 15 dni
:DNigdy nie bralam pod uwage Maroka jako przyszlej desytnacji ale teraz mnie kolega AJAJ zainspirowal!
kangaroo1983 napisał:Swietna relacja i piekne zdjecia. Gratuluje. Zadziwiajaco podobny kraj do Jordanii ktora tez objechalismy samchodem przez 15 dni
:DNigdy nie bralam pod uwage Maroka jako przyszlej desytnacji !DziękujemyJordania... może kiedyś, oby!
:)Maroko z czystym sumieniem polecamy!kangaroo1983 napisał: kolega AJAJ koleżanka i kolega
;)AJ = Ania i Jasiek, taki nasz skrót
;)
Przeglądałem sobie Twoje (bardzo dobre z resztą) zdjęcia z Maroka, moją uwagę przykuł obóz na pustyni. Ten sam, w którym gościłem niemal równo rok temu. Również wykupiłem wycieczkę u Omara z tym że po wytargowaniu zgodził się na 30euro za osobę. Chciałem odnieść się do sytuacji przewodnika, który powiedział nam że Omar nie daje mu pieniędzy. My mieliśmy podobną sytuację. Tuż przed powrotem z pustyni przewodnik wyjął figurki, róże pustyni itp mówiąc, że po drugiej stronie ergu mieszka jego rodzina, która jest bardzo biedna i jedyne pieniądze jakie zarabiają to te ze sprzedaży wyrabianych przez siebie pamiątek. O Omarze nic nie wspomniał. Cóż wydaje mi się, że jest to jedynie bajeczka dla turystów i sposób dorabiania przez nich do pensji. Utwierdziłem się w tym po tym gdy zobaczyłem identyczne figurki na kilku straganach za 1/4 ceny jaką chciał przewodnik. Jeśli był w porządku to wszystko gra, nie ma problemu żeby taką pamiątkę od niego kupić w ramach podziękowania. Niestety w Maroku spotkaliśmy masę ludzi (z podobnymi historiami o biednej rodzinie), którzy próbowali sprzedać nam różne buble za 300% ceny rynkowej... W stopce jest link do mojej strony, gdzie również opisałem wrażenia z nocy na pustyni, więc zapraszam jakby ktoś chciał poczytać. Jakby ktoś jeszcze miał do czynienia z Omarem niech da znać bo jestem ciekaw czy faktycznie przewodnicy zarabiają tylko na tym co sprzedadzą.
Witam.Za Twoją namową zarezerwowałem samochód w Marakeszu na cztery dni i chcemy zrobić trasę: https://goo.gl/maps/0gBOr i w drugim dniu drogi będziemy jechać w stronę Tinghir i gdzieś po drodze będziemy szukać noclegu. Mam pytanie odnośnie opisywanego dzisiaj przez Ciebie hotelu, ile płaciliście za pokój, czy jest łazienka, ile kosztowała kolacja? Wiedzy nigdy za wiele. Według opisów jakie znalazłem w internecie od kilku lat cała droga R 317 i R 704 jest utwardzona i przejezdna dla normalnych samochodów. Mam tylko nadzieję, że nie będzie w tym czasie (6 -9 marca) padał śnieg.Pozdrawiam.
HejŚwietne zdjęcia i wspaniała wyprawa. Takim pierdzielem
;) ponad 2000km to niezły sukces. Byłem w Maroku miesiąc temu i jak zobaczyłem ile kontroli jest z Marakeszu do Essaouira to dziękowałem bogu ze nie wypożyczyłem auta.Nie przytrafiła wam się żadna kontrola ?
dziekujemy wszystkim za dobre słowo, mobilizują do dalszych części opowieści (ale to juć po weekendzie)
;) jacekwoj16 napisał:Witam.Za Twoją namową zarezerwowałem samochód w Marakeszu na cztery dni i chcemy zrobić trasę: https://goo.gl/maps/0gBOr i w drugim dniu drogi będziemy jechać w stronę Tinghir i gdzieś po drodze będziemy szukać noclegu. Mam pytanie odnośnie opisywanego dzisiaj przez Ciebie hotelu, ile płaciliście za pokój, czy jest łazienka, ile kosztowała kolacja? Wiedzy nigdy za wiele. Według opisów jakie znalazłem w internecie od kilku lat cała droga R 317 i R 704 jest utwardzona i przejezdna dla normalnych samochodów. Mam tylko nadzieję, że nie będzie w tym czasie (6 -9 marca) padał śnieg.Pozdrawiam.Jeśli dobrze pamiętamy, nocleg to 150MAD/2os, a obiad ok 50MAD/2os. Niestety warunki pozostawiają trochę do życzenia, łazienkę niby mieliśmy w pokoju, łożko dwuosobowe też, ale ja bezpieczniej czułam się kładąc na poduszce własną bluzę i dopiero na niej głowę
;) pościel wyglądała na wielokrotnego użytku. ale i tak uważam, że warto
:)Weź tylko pod uwagę, że my byliśmy we wrześniu, po dośc długim okresie suszy. Obawiam się, że teraz dośc duża część dróg może być nieprzejezdna z powodu spływającej wody z gór (po okresie deszczowym). Dlatego przed wyjazdem na dana trasę upewnij się, że da się się ją przemierzyć zwykłym samochodem. Choć miejscowi też czasami wyolbrzymiają, jak słyszeli, że R307 chcemy przejechac naszym rajdowym 206 łapali się za głowy
;) Podczas naszego tripu nawet rzeki były rzekami widmo. Nie wiemy jak jest po okresie zimowym.skoli napisał:HejŚwietne zdjęcia i wspaniała wyprawa. Takim pierdzielem
;) ponad 2000km to niezły sukces. Byłem w Maroku miesiąc temu i jak zobaczyłem ile kontroli jest z Marakeszu do Essaouira to dziękowałem bogu ze nie wypożyczyłem auta.Nie przytrafiła wam się żadna kontrola ?na szczęście nie! raz tylko zaglądneli nam przez szybkę, mówiąc prosze jechać dalej
:)debowy napisał:Przeglądałem sobie Twoje (bardzo dobre z resztą) zdjęcia z Maroka, moją uwagę przykuł obóz na pustyni. Ten sam, w którym gościłem niemal równo rok temu. Również wykupiłem wycieczkę u Omara z tym że po wytargowaniu zgodził się na 30euro za osobę. Chciałem odnieść się do sytuacji przewodnika, który powiedział nam że Omar nie daje mu pieniędzy. My mieliśmy podobną sytuację. Tuż przed powrotem z pustyni przewodnik wyjął figurki, róże pustyni itp mówiąc, że po drugiej stronie ergu mieszka jego rodzina, która jest bardzo biedna i jedyne pieniądze jakie zarabiają to te ze sprzedaży wyrabianych przez siebie pamiątek. O Omarze nic nie wspomniał. Cóż wydaje mi się, że jest to jedynie bajeczka dla turystów i sposób dorabiania przez nich do pensji. Utwierdziłem się w tym po tym gdy zobaczyłem identyczne figurki na kilku straganach za 1/4 ceny jaką chciał przewodnik. Jeśli był w porządku to wszystko gra, nie ma problemu żeby taką pamiątkę od niego kupić w ramach podziękowania. Niestety w Maroku spotkaliśmy masę ludzi (z podobnymi historiami o biednej rodzinie), którzy próbowali sprzedać nam różne buble za 300% ceny rynkowej... W stopce jest link do mojej strony, gdzie również opisałem wrażenia z nocy na pustyni, więc zapraszam jakby ktoś chciał poczytać. Jakby ktoś jeszcze miał do czynienia z Omarem niech da znać bo jestem ciekaw czy faktycznie przewodnicy zarabiają tylko na tym co sprzedadzą.dokładnie ta sama historia! Dlatego nic nie kupilimy u niego, ale za jego sympatyczność dostał napiwek!
:)a co do takim pierdzielem.... wypraszamy sobie;) wykorzystalismy go na 200%.. sami byliśmy zaskoczeni.. jaki i Pani w wypożyczalni.... szczególnie zdziwiona stanem jego zabrudzenia;)
Fajne zdjecia i fajny trip, ale jak w przypadku relacji z palestyny znow man wrazenie ze ktos inne miejsce opisuje:p widoki rownie ladne pamietam ale mieszkancow zupelnie inaczej odbieram
;) banda naciagaczy i oszustow odbierajaca sporo przyjemnosci z podrozy
;) ale to moze dlatego ze Wy jezdziliscie autemWysłane z mojego LG-E460 przy użyciu Tapatalka
Washington napisał:Fajne zdjecia i fajny trip, ale jak w przypadku relacji z palestyny znow man wrazenie ze ktos inne miejsce opisuje:p widoki rownie ladne pamietam ale mieszkancow zupelnie inaczej odbieram
;) banda naciagaczy i oszustow odbierajaca sporo przyjemnosci z podrozy
;) ale to moze dlatego ze Wy jezdziliscie autemWysłane z mojego LG-E460 przy użyciu TapatalkaDzięki!Naciągacze i oszuści, na pewno tak! Choćby wspomniany przez nas przewdonik w Fez. Staramy sie jednak wyciągać pozytywy z każdego doświadczenia. A o dośwadczeniach z naciąganiem ludzi można napisać oddzielny rozdział (tyle ich jest), póki co w opisie skupiamy się na miejscach;) Fakt faktem, że jadąc samochodem spotykalismy po drodze całkiem innych ludzi niż w turystycznych miejscowośiach, od starszego pana, który za podwiezienie samochodem dawał nam garść orzechów laskowych, ojca dzieci, który jak zobaczył, że dajemy im lizaki biegł za nami z siatką śliwek, do dziieciaków, które uderzały pistoletami zabawkami w nasz samochód.
Nieznany napisał:W swojej relacji piszesz o zbójnickiej cenie za piwo. Jaka to konkretnie cena?
:)I po ile w Maroko stoją mocniejsze trunki?Zacznijmy od tego, że nie mają czegoś takiego jak duże piwo. Sprzedają przeważnie 0,3l, jeśli w ogóle. Bo piwo to produkt deficytowy w całym kraju
:( W supermarketach są tylko pozycje takie jak piwo bezakoholowe (choć pod koniec wyjazdu dowiedzieliśmy się, że jest jedna sieć, która ma piwa (niestety nie wiem jaka)).Cena zależy w dużej mierze od tego gdzie kupujesz. I tak np w knajpce w Fez czy w hotelu Quzaratet piwo małe to koszt ok 40-50MAD. W Essaouira w lokalu nad samym morzem standardowo też jak nie więcej, ale nam udało się znaleźć bar za 25MAD/małe (nad oceanem). Oczywiście standardem odbiegała od poprzedników, ale w tym był jej cały urok (pokazując pustą butelkę i kierując wzrok na barmana, 30 sek później mieliśmy w ręku kolejne pełne butelki). I to był chyba najtańsze, nie licząc odwiedzin w lokalnym "monopolowym" gdzie płaciliśmy za małe chyba 11MAD. Ale takie miejsce w czasie całej naszej podróży udało nam się znaleźć tylko jedno i to była cena dla miejscowych. Do miejsca tego zaprowadził nas chłopak z recepcji hotelu, w którym spaliśmy w Essaouira i też on dokonał za nas zakupu. Inna rzecz, ze turysta by tam nigdy sam nie trafił, a jakby już zabłądził to pewnie by go do środka nie wpuścili. W końcu to taki ich nielegalny mały biznes jak mniemam. Ale ruch mieli jak u nas na otwarcie nowego Saturna, pisk i zgiełk taki sam;) Jak już wspomniałam zakupu dokonał za nas Marokańczyk, ale po poprosił nas abyśmy zabrali również jego zakupy alkoholowe i oddali mu dopiero w hotelu. Gdyby ktoś zobaczył go niosącego alkohol mógłby mieć kłopoty... chcieć a nie móc czyli nie tylko w Polsce kombinują jak zdobyć rzeczy zakazane;)można też szukać sklepów z bogatym zapleczem, jak wspominane w którymś poście powyżej.Co do innych alkoholi, my nabyliśmy tam jeszcze tylko wino, w cenie chyba 70-80MAD (ale smakowało gorzej niż nasze wino za 3zł!)A nie przepraszam jeszcze raz skorzystaliśmy z promocji 2 za 1 i kupiliśmy mohito, zapominając o przestrodze "nie bierz napojów z lodem". Ale żyjemy, nic nam nie jest więc chyba potwierdza to, że regułę do każdej przestrogi podchodzić należy z dystansem i rozsądkiem
;) ceny dokładnie nie pamiętam, ale kupując dwa w cenie 1 wychodziło podobnie jak w Polsce, kupując jeden byłoby to mniej więcej 2xdrożej
;)
Dzięki.
:) Czytałem, że w każdym większym mieście są wyznaczone sklepy sprzedające alkohol więc mam nadzieję, że w tych oficjalnych będzie trochę taniej.No i trzeba się będzie ratować 0,75l dopuszczalnym na pasażera przylatującego do Maroka.
:)
Nieznany napisał:Dzięki.
:) No i trzeba się będzie ratować 0,75l dopuszczalnym na pasażera przylatującego do Maroka.
:)jak nie lecisz z bagażem podróżnym z przesiadką przez Włochy to jasne:) nas ograniczyło 100ml na buteleczkę w podręcznym, stąd zabraliśmy sporo buteleczek po 50ml
:)
W Fezie jest wielkie centrum handlowe niedaleko Medyny /taksówka 7DH/ gdzie można kupić bardzo dobre wino Mykenes 50 DH za 1,5 litra, wódkę za 70DH 0.7. W innych dużych miastach podobnie są przynajmniej 2,3 sklepy / stoiska w marketach/ z alkoholem. W Esaouira jest też sklep , trzeba wyjść z Medyny w stronę dworca autobusowego.
Nieznany napisał:A w hipermarketach typu Carrefour nie ma alkoholu?Kolega powyżej pisze, że są.My byliśmy, nie znaleźliśmy, a jak zapytaliśmy o piwo to nie mieli ciekawych min, a odpowiedź brzmiała nie.
Byłem w ogromnym Carrefourze w Rabacie - alkoholu zupełnie brak. Chyba najszybciej taksówkarza poprosić o zawiezienie do sklepu z alkoholem lub miejscowych za jakąś drobną opłatą.
Ludzie, bez alkoholu też da się żyć
:D w Polsce macie go pod dostatkiem:P Poza tym wystarczy dać lokalnemu chłopakowi parę monet i zaprowadzić was gdzie tylko chcecie;) O alko może i nieco trudno, za to inne używki są wszędzie i co chwilę ktoś je na ulicy próbuje sprzedać:)
debowy napisał:Ludzie, bez alkoholu też da się żyć
:D Da się, tylko co to za życie.
;) Weź tu wytrzymaj na trzeźwo z 7-9 osobami przez dwa tygodnie na trzeźwo.
;)
W sieci Metro alkoholu więcej niż w Polsce. Najtaniej w hiszpańskie enklawie Ceucie 1,1 euro za 0.75 l wódki. Specjalne stoiska z alkoholem w sieci Mariane to chyba marokański Cerrefour.
Kański napisał:Byłem w ogromnym Carrefourze w Rabacie - alkoholu zupełnie brak. Chyba najszybciej taksówkarza poprosić o zawiezienie do sklepu z alkoholem lub miejscowych za jakąś drobną opłatą.W Carrefourze w Marakakeszu alkohol jest, i to sporo. Co prawda na osobnym stoisku w podziemiu ale jest
8-) . A jest tak oddzielone że nawet wyjście z tego działu jest osobno poza sklep gdzieś z tyłu.W El jadida z kolei lakoholu w Carrefourze w wielkim centrum handlowym nie było, nie wiem od czego to zależy.Do innych marketów nie dotarłam.
adriano84 napisał:i w jakimś markecie koło ogrodów Majorelle: 31.640421,-8.000558tak rzeczywiście, zapomniałam o tym miejscu! Też tam byliśmy
:) Bardzo dobrze wyposażony.Jasne, że alkohol da się kupić, ale musisz się nachodzić w poszukiwaniu, poprosić kogoś, żeby Cię tam zaprowadził lub trafić przypadkiem. Nie jest on powszechnie dostępny i do tanich produktów nie należy, zarówno w stosunku do cen innych rzeczy, jak i do cen w Polsce.
Plokij napisał:Czy możesz zdradzić ile wydaliście na paliwo? mieliście na benzynę?niestety tego to nawet my nie wiemy;) cześć płaciliśmy kartą, część gotówką. Ciężko będzie.
jacekwoj16 napisał:Piękne widoki. Jeszcze 13 dni i też tam będę.koniecznie zdaj fotorelacje po powrocie!
:) Jesteśmy ciekawi jak te regiony wyglądają po okresie deszczowym
;)To ładnych widoków, przejezdnych dróg i wielu przygód
:)
Postaram się zmobilizować i też choć w paru słowach i zdjęciach zrelacjonować podróż. Takie relację chyba najbardziej pozwalają poznać kraj i trasy, które ma się zamiar przejechać.
[quote="AJAJ"]opowieści część czwarta, zapraszam na pustynię
:)Jeśli oczywiście chcecie znać jakieś szczegóły to pytajcie.Hej!!!Świetna relacja i jeszcze lepsze fotki. Będę tam za 3 tygodnie i moją wyprawę będzie można nazwać "Tropami AJAJ" bo trasę wybrałem niemal taką samą. Termin mam klepnięty u Omara i tu pytanie- czy wpłacaliście jakąś zaliczkę na konto Omarowi?Bo nam kazał wpłacić połowę kwoty jako zaliczkę. A tak w ogóle to ten cały Omar chyba Pana Boga za nogi chwycił (o przepraszam Allaha Akbara
;) ).Ktoś tu na F4F rzucił info i teraz pół Polski z Omarem na pustynie jeździ. Kapuchę teraz człowiek trzepie, że hej.Kiedyś to sam karawany prowadzał, a teraz słyszę już, że ludzi wynajmuje.Tylko czy mu jakościometr nie spadnie.Takiej ekstra relacji to nie napiszę ( zazdroszczę lekkiego pióra) ale jak coś nowego lub innego mi się przytrafi to dodam swoje 3 grosze.
Dzięki pifko za dobre słowa!Co do Omara - to chyba nawet lepiej, że nie on, bo nasz przewodnik był więcej niż lepiej (tylko nie możemy sobie przypomnieć jego imienia- ale jak Ci się trafi to pozdrów go od nas;))
:)Zaliczki żadnej nie wpłacaliśmy, co więcej nie podaliśmy nawet konkretnego terminu, bo nie wiedzieliśmy ile nam zajmie dotarcie na pustynie (napisaliśmy mu sms dzień wcześniej,że będziemy jutro:) Tak teraz myślę, że w sumie wybierając inne "biuro" może być podobnie. W oazie nocowała z nami inna wycieczka, od innego organizatora (wspomniana Niemiecka para) a spędzaliśmy czas dokładnie tak samo, w sumie razem:)Przypomnę jeszcze co pisałam wcześniej, sprawdź przejezdność dróg. To życzę wycieczki pełnej pozytywnych wrażeń! I koniecznie napisz relacje po powrocie
:)
AJAJ napisał:Dzięki pifko za dobre słowa!Co do Omara - to chyba nawet lepiej, że nie on, bo nasz przewodnik był więcej niż lepiej (tylko nie możemy sobie przypomnieć jego imienia- ale jak Ci się trafi to pozdrów go od nas;))
:)Zaliczki żadnej nie wpłacaliśmy, co więcej nie podaliśmy nawet konkretnego terminu, bo nie wiedzieliśmy ile nam zajmie dotarcie na pustynie (napisaliśmy mu sms dzień wcześniej,że będziemy jutro:) Tak teraz myślę, że w sumie wybierając inne "biuro" może być podobnie. W oazie nocowała z nami inna wycieczka, od innego organizatora (wspomniana Niemiecka para) a spędzaliśmy czas dokładnie tak samo, w sumie razem:)Przypomnę jeszcze co pisałam wcześniej, sprawdź przejezdność dróg. To życzę wycieczki pełnej pozytywnych wrażeń! I koniecznie napisz relacje po powrocie
:)Dzięki za superszybką odpowiedź.Trzy tygodnie w Maroku to dla nas kawał życia i kasy, dlatego tak szczegółowo planujemy.Co do wyprawy na pustynię to może pójdziemy za radą i spróbujemy z marszu uderzyć do Omara.Jeszcze pytanie z działu telekomunikacji : czy kupowaliście jakąś marokańską kartę pre-paid, czy korzystaliście z superdrogich polskich połączeń. A jaki nam się trafi przewodnik to go pozdrowimy słowami: " أنا لا أعرف عنك، ولكن أنا أحييكم من الناس الذين لم أر في حياتي." (Nie znam cię, ale pozdrawiam cię od ludzi, których nigdy nie widziałem.)
:twisted: A jeśli chodzi o przejezdność dróg to zostawiam to lokalesom. Przemieszczać będziemy się tylko i wyłącznie transportem publicznym wspomaganym podwózkami w trudniej dostępne rejony.
Mieliśmy tylko polskie telefony i używaliśmy ich w nagłych przypadkach. A informacje do Polski o tym, że nie zostaliśmy wymienieni na wielbłądy przesyłaliśmy korzystając z bezpłatnego wifi (raczej bez problemu dostępnego, albo sieci otwarte albo wystarczyło napić się kawki i dostawaliśmy hasło
:))Jak stop i autobus to spokojna głowa, nie utknięcie na pustkowiu
:)
"PS. Dlaczego wszyscy zwracają się w formie męskiej?
;)"No dlatego, że Ania by chyba tak nie napisała."Jak pójdziecie pewnie usłyszycie anegdotę o dziewczynie przez która słupek musiał zostać "naruszony" (zapewniali(niestety), że jest to historia godna wspomnienia podczas kolejnych wycieczek) ... bo uwięziła tam telefon;) Jak coś to o Ani;) "nie pytajcie jak ";) W każdym razie było szukanie majstrów i demolka
;) Nie wiem czy bardziej byli zdziwieni czy rozśmieszeni
:)"
Witam.Bardzo się cieszę, żę trafiłam na Waszą relację, bo planujemy w 4 osoby podobny wypad we wrześniu. 1. Przyznam, że trochę nas straszono, że w tym czasie mają ramadan - okres miesięcznego postu i w związku z tym mogą pojawić się problemy z brakiem miejsc w hotelach, zamkniętymi bankami czy restauracjami, niezbyt przychylną obsługą itp. Czy możecie się do tego jakoś odnieść? Wiem, że też byliście po sezonie...2. Chciałam też Was poprosić o stworzenie trasy w google maps zgodnie z którą podróżowaliście. Chciałabym porównać naszą trasę.. Niektóre widoki są na prawdę piękne, może wystarczyłoby delikatnie odbić z naszej i też się nimi cieszyć...póki co mamy takie plany: https://maps.google.pl/maps?saddr=Tange ... s&t=m&z=11ewentualnie mapka alternatywna bez Casablanci i Rabatu - wylot z Agadiru:https://maps.google.pl/maps?saddr=Tange ... ps&t=m&z=7dodatkowo po przeczytaniu Waszej relacji dopisałam gdzieś z boku że warto zahaczyć o wzgórze El-Qolia i zaporę jezioro Bin el Ouidane - dzięki Wam za to!
:)3. Czy moglibyście oszacować mniej więcej koszty 15 dniowej podróży? Chcemy się zmieścić w 2 tygodniach, ewentualnie zakończymy podroż na Marakeszu (odpuścimy Cassablancę i Rabat - ponoć mała strata po tak intensywnych i pięknych 2 tygodniach).Napiszcie proszę w jakich kosztach powinna zamknąć się para
:) (jedziemy w dwie pary chcemy wypożyczyć jedno większe autko).Pytania kieruje również do reszty forumowiczów - jeśli znacie na nie odpowiedź, będę wdzięczna za rady.
:)PozdrawiamMaxima
Maxima0909 - kilka uwag/informacjitrasa jaka macie na te 15 dni jest raczej za duza. W biegu nie zdazy sie uchwycic klimatu tego kraju i wszystko zobaczycie po "łebkach" o ile mozna odpuściec Case (chyba ze ktos chce zwiedzac najwiekszy meczet) to Rabat uwazam za miejsce konieczne do odwiedzenia. jest w nim naprawde kilka miejsc godnych odwiedzenia. proponuje abyscie zrobili sobie mini kalendarz kiedy i gdzie bedziecie, co tam ogladacie i gdzie nocujecie. wtedy wyjdzie wam ze z czasem krucho
:)za pierwszym razem jak byłem w Maroko to miałem podobna trase (tylko nie zjezdzałem ponizej Tubkala) ale 3 tygodnie i niestety tez czasu zabrakło. Proponuje z Ajt Bin Haddu od razu na Marakesz sie kierowac. jadac w 4 osoby spokojnie mozna myslec o autku - tu trzeba liczyc okolo 100zl /dzien. noclegi to (wersja ekonomiczna ) okolo 50 zl za pokoj 2 osobowy. jedzenie podobnie. ostatnio bylem w maroku na przełomie wrzesnia i pazdziernika wiec ceny duzo sie nie zmieniły.robiac samemu sniadania i kolacje tez mozna troche przyoszczedzic. Do Ajaja- dziekuje za przypomnienie ciepłych miejsc podczas naszej "tym razem ciepłej " zimy
:)
Sorki, miałam chwilowe problemy z czasem, ale już odpisujejacekwoj16 napisał:"PS. Dlaczego wszyscy zwracają się w formie męskiej?
;)"No dlatego, że Ania by chyba tak nie napisała. Tu się mylisz;) a J. napisałby np. "Dawno nie widziałam"?
;)Co do pytań Maxima09091. Jak ktoś już wspomniał jest to święto ruchome, my na niego nie trafiliśmy. Problemów z wejściem, miejscami, zakupami nigdzie nie było; jedyna róznica ruch mniejszy co dla nas było plusem:)2. Tutaj nasza trasa przejazdu jak jechaliśmyPatrząc na Twoją trasę i myśląc 2 tygodnie nasuwa mi się jedno - za duże tempo. Jak Wam się gdzieś spodoba nie będziecie mieli czasu nawet się tam zatrzymać na dłuższą chwilę. Odpowiedzcie sobie na pytanie czy chcecie przeznaczyć jakiś czas np. obcowanie z mieszkańcami, ich kulturą, penetrowanie zakamarków czy chociażby na plażowanie. Oczywiście to zależy od Waszych prywatnych preferencji jak lubicie/chcecie spędzić wakacje, my od początku nastawialiśmy się na tempo spokojniejsze, nie chcieliśmy kolejnych wakacji w trybie turbo. Jeszcze w domu, planowaliśmy ambitnie odwiedzić Chefchaouen i Legzira (Sidi Ifni), jednak miejsca napotkane przypadkiem szybko to zweryfikowały
:) Rabat i Casablance odpuściliśmy już w planach. Do Agadiru pojechaliśmy, aby przejechać przełęcz Tizi n’Test (na miejscu był tylko jeden dzień odpoczynku:plaża +ocean)Sprawdźcie jeszcze w jakim terminie jest festiwal Nowożeńców (Imilchil Festival), podobno warto się tam zjawić, nam się nie udało3. Co do kosztów, takie pytanie już padło. niestety nie jesteśmy w stanie tego określić, nie planowałam pisać relacji więc nie liczyłamCałkowity koszt lotów: 400zl/osKoszt samochodu: 260EUR/10dni + koszt paliwa: myślę, że ok 1tys PLN Noclegi od 120MAD do max.350MAD za 2 os (można taniej, ale my zwykle po całym dniu jazdy/ zwiedzania byliśmy zbyt zmęczeni na szukanie)Jedzenie, napoje i inne dobrodziejstwa - w zależności od Waszych potrzeb i tego je chcecie się żywić (ale raczej taniej niż w Polsce)Z wejściówek/atrakcji płatny był Volubis (chyba 50MAD/os), wypad na pustynie (35EUR/os), Ogrody w Mararakszu (50MAD/os) i chyba tyle.Myślę, że wyszło nas ok 4-4,5tys/os. Weź pod uwagę, że Wam te koszty rozłożą się na 4 osoby, u nas dzieliły się na dwa.@grzewor, oj sama sobie przypominam, dlatego z miła chęcią poczytam tez inny punkt widzenia na Maroko
:)
Dziękuję za odpowiedzi
:)Czy z dużym wyprzedzeniem kupowaliście bilety lotnicze?W jakim dokładnie terminie byliście w Maroko? (jeśli ta informacja się gdzieś pojawiła to przepraszam, musiałam przeoczyć)Nie próbowaliście wynająć samochodu jeszcze w Polsce?
Maxima0909 napisał:Dziękuję za odpowiedzi
:)Czy z dużym wyprzedzeniem kupowaliście bilety lotnicze?W jakim dokładnie terminie byliście w Maroko? (jeśli ta informacja się gdzieś pojawiła to przepraszam, musiałam przeoczyć)Nie próbowaliście wynająć samochodu jeszcze w Polsce?Bilety kupowaliśmy z jakimś 2 miesięcznym wyprzedzeniem. A byliśmy tam w dniach 18.09 - 2.10.2013 (na miejscu + noc w Pizie i wieczór, ranek w Brukseli).Samochód wynajęliśmy w Polsce, jakieś 2-3 tyg przed wyjazdem, internetowo w Europcar. Jak pisałam wcześniej jako jedna z niewielu wypożyczalni umożliwiała zwrot samochodu w innym mieście bez dodatkowej opłaty
Dlaczego zdecydowaliście się na oddanie auta w Agadirze? Nie było możliwości w Essaouirze?Czy bilety z innym miejscem lądowania i wylotu są droższe? Jakimi liniami lecieliście?
Maxima0909 napisał:Dlaczego zdecydowaliście się na oddanie auta w Agadirze? Nie było możliwości w Essaouirze?Czy bilety z innym miejscem lądowania i wylotu są droższe? Jakimi liniami lecieliście?Była możliwość oddania w Essaouira, ale dwa dni dłużej z samochodem wychodziły bardzo drogo. W Essaouira nie ma wypożyczalni i ktoś z Agadiru musiałby przyjechać po samochód.A co do biletów, wiedzieliśmy, ze nie chcemy robić kółka (choćby z powodu ograniczonego czasu) tylko zacząć na północy, a zakończyć na południu (lub ewentualnie odwrotnie). Więc klikaliśmy, szukaliśmy, aż znaleźliśmy dogodny termin i tani bilet
:) i jak by nie patrzeć było to najlepsze zagranie logistycznie (nie chcieliśmy np wracać ponownie do Marrakeszu). A lecieliśmy Ryanair (dokładny opis w pierwszym poście).
AJAJ napisał:ciąg dalszy następuje...by następnego dnia wyruszyć... drogą R307 z Ouarzazate do Demnate, o której już tutaj wspominałam.orientujecie się czy jest szansa na nocleg w górach przy drodze R307?
Haniaa napisał:orientujecie się czy jest szansa na nocleg w górach przy drodze R307?Hoteli tam na pewno nie ma. Jednak zawsze możecie zabrać namiot i rozbić się gdzieś na dziko (ale nie wiem jak tam jest z bezpieczeństwem). Napotkani po drodze ludzie w mijanych czasami wioskach byli bardzo sympatyczni możliwe, że ktoś Was przenocuje... choć nie wiem czy będą mieli gdzie. Raczej polecam przejechać trasę za jednym zamachem.
olir1987 napisał:super opis, tylko 15 dni to dośc sporo;)Ha... a ja się martwię czy w trzy tygodnie ogarnę objazd Maroka.Co prawda mam zaplanowane 3 dni na narty w Oukaimeden. Zobaczymy co z tego wyjdzie.
Wydaje mi się, że przez miesiąc byłoby co tam robić. Tylko po dwóch tygodniach trochę zaczynasz mieć dość nagabywania. choć z drugiej strony uodparniasz się na to
:)No i tylko te 26 dni urlopu w roku....
:(
karrolkie napisał:rewelacyjny opis
:D ja ruszam do maroka w przyszlym tygodniu i juz nie moge sie doczekac, a wasze zdjecia, szczegolnie te z sahary MEGA
:DNo to będziemy niedaleko. My 18 marca lecimy z GDN do Marakeszu. Sprawdzimy, czy AJAJ pisze prawdę i tylko prawdę
;)
karrolkie, dziękipifko, weryfikuj, dokumentuj i opowiadaj po powrocie
;) sami jesteśmy ciekawi jak to wygląda po porze deszczowej
:)a tymczasem niezapomnianych wrażeń, bo z tego co piszecie oboje niebawem startujecie
;)
AJAJ napisał:karrolkie, dziękipifko, weryfikuj, dokumentuj i opowiadaj po powrocie
;) sami jesteśmy ciekawi jak to wygląda po porze deszczowej
:)a tymczasem niezapomnianych wrażeń, bo z tego co piszecie oboje niebawem startujecie
;)Pora deszczowa jak pora deszczowa. Da się przeżyć
;) Ale sprawdzam od kilku dni prognozę pogody w rejonach , w których będę i podczas wejścia na Toubkal prognozują -6 st i śnieżycę.Masakra. Zobaczymy jak sprawdzą się prognozy. Ale jak na razie narty w Oukaimeden zapowiadają się różowo ( czyt. zajefajnie).Ciekaw jestem też jak sprawdzą się opowieści co poniektórych moich znajomych, że czasami wyciągi nie działają i organizują komunikację zastępczą ( osiołki)
:mrgreen: Tam policji na stokach na szczęście nie ma z alkomatami, więc piersiówka spakowana i zapas alku też zabezpieczony. Jak za dawnych lat.
:lol:
Wróciłem.Ślady pobytu AJAJ znalazłem np. w ogrodach Majorelle :
:P Toubkal zdobyty. Temperatura rano około -5 stopni ale cholerny lodowaty wiatr i odczuwalna to z -20.Ledwo daliśmy radę.Niestety w Oukaimeden na narty już za ciepło. Ale wcześniej ze dwa tygodnie to by wypaliło.Za to na pustyni w dzień jak w piekle a w nocy około 0 stopni.Jak wyjeżdżaliśmy to w Rabacie 9 kwietnia było w dzień 36 stopni w cieniu a w autobusie miejskim nieklimatyzowanym kilka stopni więcej. Cieszyłem się, że wracam do kraju. A tu 4 stopnie. Chcę z powrotem do Maroka. I jak tu takiemu dogodzić?
pifko napisał:Wróciłem.Ślady pobytu AJAJ znalazłem np. w ogrodach Majorelle :zaskoczę Cię, to nie my;) nie niszczymy przyrody/ ale może komuś zapadliśmy w pamięć;)zmierzyliście się z drogą R 307? w ogóle to czekamy na relację, z miłą chęcią powspominamy
;)
AJAJ napisał:pifko napisał:Wróciłem.Ślady pobytu AJAJ znalazłem np. w ogrodach Majorelle :zaskoczę Cię, to nie my;) nie niszczymy przyrody/ ale może komuś zapadliśmy w pamięć;)zmierzyliście się z drogą R 307? w ogóle to czekamy na relację, z miłą chęcią powspominamy
;) Ależ jasne, że nawet was o to nie podejrzewałem. To tak trochę satyrycznie miało zabrzmieć.
;) A z tą relacją trochę ciężko będzie. Jak dla mnie to za wysoko trochę postawiliście poprzeczkę swoją relacją.Ale może zmienię trochę formę i ujdzie. Już zacząłem w wordzie pisać.
Mam dwa pytania do Was
:)- ten hotel, w którym spaliście w dolinie Todry, znajdował się w Toumliline czy Tinghir?- co myślicie o przejechaniu takiej trasy przez obie doliny: dolinki z Ouarzazate do Merzugi?Jest w ogóle sens zapuszczać się dalej w doliny niż dojechaliście? cały fragment trasy liczy 540km - na jednym baku się nie przejedzie na pewno. Gdzie po Ouarzazate (bo zakładam, że tam są) są następne stacje beznzynowe?
cappricio napisał:Mam dwa pytania do Was
:)- ten hotel, w którym spaliście w dolinie Todry, znajdował się w Toumliline czy Tinghir?- co myślicie o przejechaniu takiej trasy przez obie doliny: dolinki z Ouarzazate do Merzugi?Jest w ogóle sens zapuszczać się dalej w doliny niż dojechaliście? cały fragment trasy liczy 540km - na jednym baku się nie przejedzie na pewno. Gdzie po Ouarzazate (bo zakładam, że tam są) są następne stacje beznzynowe?1. Spaliśmy w Toumliline.2. Czy jest sens zapuszczać się dalej... nie wiem bo tam nie byliśmy, więc ciężko jest nam się wypowiedzieć na temat widoków i stanu dróg. Też zastanawialiśmy się czy jechać dalej zamiast zawracać, ale z oszczędności czasu zrezygnowaliśmy z dalszej jazdy. Gdybyśmy mieli go więcej na pewno byśmy pojechali dalej, jedyne co ryzykujesz to nawrotkę. Pytanie tez w jakim czasie tam jedziesz, w okresie letnim trasa powinna być raczej przejezdna.3. Stacji raczej nie brakuje, w każdej większej miejscowości znajdziesz taką bez problemu. Niestety gdzie dokładnie nie jestem w stanie powiedzieć, ale myślę, ze w Tinghir, Rissani lub przy Dades na pewno będą
:)
dzięki za odpowiedź
:) zobaczymy w takim razie, jak będziemy stać z czasem, bo po Merzoudze jeszcze kawałek północy chcemy zobaczyć
:)jeśli będzie się nam ok jechało, to może pojedziemy dalej
:) dam znać po powrocie czy się udało
:)
cappricio napisał:dzięki za odpowiedź
:) zobaczymy w takim razie, jak będziemy stać z czasem, bo po Merzoudze jeszcze kawałek północy chcemy zobaczyć
:)jeśli będzie się nam ok jechało, to może pojedziemy dalej
:) dam znać po powrocie czy się udało
:)Też będę czekał z niecierpliwością, bo miałem nocleg w oazie w Todrze i rozmawiając z właścicielem o dalszej jeździe wąwozem tak jak Wy planujecie to nie ma szans na Merzougę. Czeka Was nawrotka. A nocleg mieliśmy tu:http://pl.tripadvisor.com/Hotel_Review- ... egion.htmlPolecam ze względu na widoki, bardzo starających się właścicieli (Abdou był stażystą w filmie Mumia 2 i tak też wygląda
:D ), możliwość zwiedzenia Oazy, źródła Sacre Fish, no i kolacja czy śniadanko na jednym z wielu tarasów bezcenne.
pifko napisał:Też będę czekał z niecierpliwością, bo miałem nocleg w oazie w Todrze i rozmawiając z właścicielem o dalszej jeździe wąwozem tak jak Wy planujecie to nie ma szans na Merzougę. Czeka Was nawrotka. dlaczego czeka ich nawrotka? My jakąś 1/3 trasy przejechaliśmy, pozostała część drogi jest aż tak w kiepskim stanie?A tak w ogóle nadal czekamy na Twoje zdjęcia
:)
AJAJ napisał:pifko napisał:Też będę czekał z niecierpliwością, bo miałem nocleg w oazie w Todrze i rozmawiając z właścicielem o dalszej jeździe wąwozem tak jak Wy planujecie to nie ma szans na Merzougę. Czeka Was nawrotka. dlaczego czeka ich nawrotka? My jakąś 1/3 trasy przejechaliśmy, pozostała część drogi jest aż tak w kiepskim stanie?A tak w ogóle nadal czekamy na Twoje zdjęcia
:)Rzekłbym... ajajaj... ciężko idzie pisanie. Jak w Warszawie. Budują metro i mają już pół metra
:D A propos trasy R704-R703 kilkadziesiąt kilometrów prowadzi granią i trzeba przygotować się na takie drogi :Ale widoki po drodze warte każdej ewentualnej nawrotki. Powodzenia. Bardzo chciałbym zobaczyć tamte tereny osobiście ale nie mieliśmy auta. Dlatego czekam na fotorelacje i opis. Sam w Norwegii wjeżdżałem w takie miejsca na spontan, że dzisiaj sam się dziwię.
łoooo... spodziewałam się jakiejś szutrowej drogi, może bardziej wyboistej, ale takich rzeczy to nie.wg mapy ostatnia wioska w dolinie Dades jest w punkcie A link i do następnego zaludnionego rejonu jest (Agoudal) ok 40 km... tego odcinka należy się chyba obawiać. Potem z Agoudal wjeżdża się już do Todry i też dopiero po 30km jest Toumliline... 70 km bezludzia. Trochę się przeraziłam
:P trzeba się z tym przespać...A nocleg mieliśmy tu:http://pl.tripadvisor.com/Hotel_Review- ... egion.htmlPolecam ze względu na widoki, bardzo starających się właścicieli (Abdou był stażystą w filmie Mumia 2 i tak też wygląda
:D ), możliwość zwiedzenia Oazy, źródła Sacre Fish, no i kolacja czy śniadanko na jednym z wielu tarasów bezcenne.pifko, a możesz powiedzieć, ile płaciliście i za jakie warunki?
wybieram się za 3 tygodnie - 29.05-13.06, a trasę chcemy taką przejechać (przynajmniej na ten moment): nasza trasajest raczej klasyczna i bardzo poglądowa no i niemożliwa do realizacji w 2 tygodnie... także coś się na pewno zmieni jeszcze...
Quote: wybieram się za 3 tygodnie - 29.05-13.06, a trasę chcemy taką przejechać (przynajmniej na ten moment)my wybieramy sie końcem sierpnia i planowana przez nas trasę zamieściłam tu:viewtopic.php?f=348&t=47363&p=388953#p388953jest już po wielokrotnych przeróbkach, bo wszyscy których sie radziłam twierdzili, że w 2 tygodnie nie damy rady... zresztą nawet po jej skróceniu nadal padają takie opinie
:) doskonale wiem jak to jest z czegoś rezygnować - chciałoby sie zobaczyć wszystko!
:)z tego co do tej pory się dowiedziałam to szkoda czasu na Casablankę - dlatego też po wielu sugestiach bardziej doświadczonych z niej zrezygnowaliśmy.. natomiast widzę, że nie wzięłaś pod uwage wodospadu Ouzoud - nie wiem czy celowo, ale myślę że WARTO się nad tym zastanowić. odsyłam cię do wyżej podanego tematu, prosiłam tam o pomoc w kilku kwestiach - może z racji tego, że wyjeżdzasz wcześniej znasz juz odpowiedzi na któreś z pytań? byłabym wdzięczna za pomoc
:)))pozdrawiam!
:)
To nie jest tak, że twierdzimy, że nie dacie rady. Dacie, ale to zależy jakiego typu wyjazdy lubicie. Jeśli najważniejsze jest dla Was zobaczenie jak największej ilości miejsc czyli szybkie zwiedzanie i zrobienie pamiątkowej foty, to dacie radę. Wasz wyjazd będzie polegał na przejeździe z punktu A do B i dalej do punktu C. Dla nas w wizycie w danym kraju ważne jest też wtopienie się w klimat danego miejsca, poznanie miejscowych ludzi, posłuchanie ich opowieści czy zatrzymanie się na dłużej w miejscu, które nas urzeknie. "Pijmy szybko berber whisky, bo za 2h musimy być w punkcie D" to nie dla nas. Choć i tak staramy się zobaczyć dużo i często mamy tempo większe niż byśmy chcieli.Podobnie nasz ostatni wyjazd do Izraela, lista rzeczy "to see" była długa, jednak na miejscu uległa znacznie skróceniu:)
pifko napisał:cappricio napisał:dzięki za odpowiedź
:) zobaczymy w takim razie, jak będziemy stać z czasem, bo po Merzoudze jeszcze kawałek północy chcemy zobaczyć
:)jeśli będzie się nam ok jechało, to może pojedziemy dalej
:) dam znać po powrocie czy się udało
:)Też będę czekał z niecierpliwością, bo miałem nocleg w oazie w Todrze i rozmawiając z właścicielem o dalszej jeździe wąwozem tak jak Wy planujecie to nie ma szans na Merzougę. Czeka Was nawrotka.wrócili! na szybko tylko powiem, że daliśmy radę! droga w pierwszym tygodniu czerwca jest przejezdna bez problemu, zajmuje kilka godzin, ale WARTO. Przepiękne widoki, pustkowie, tylko my i przestrzeń i czasem dzicy pasterze z kozami, owcami, wielbłądami, mułami!
:Dnawet minęliśmy się z jednym panciem z rodziną, który jechał w przeciwnym kierunku
;) lokalsi jeżdża, więc turyści też mogą
:D
cappricio napisał:pifko napisał:cappricio napisał:dzięki za odpowiedź
:) zobaczymy w takim razie, jak będziemy stać z czasem, bo po Merzoudze jeszcze kawałek północy chcemy zobaczyć
:)jeśli będzie się nam ok jechało, to może pojedziemy dalej
:) dam znać po powrocie czy się udało
:)Też będę czekał z niecierpliwością, bo miałem nocleg w oazie w Todrze i rozmawiając z właścicielem o dalszej jeździe wąwozem tak jak Wy planujecie to nie ma szans na Merzougę. Czeka Was nawrotka.wrócili! na szybko tylko powiem, że daliśmy radę! droga w pierwszym tygodniu czerwca jest przejezdna bez problemu, zajmuje kilka godzin, ale WARTO. Przepiękne widoki, pustkowie, tylko my i przestrzeń i czasem dzicy pasterze z kozami, owcami, wielbłądami, mułami!
:Dnawet minęliśmy się z jednym panciem z rodziną, który jechał w przeciwnym kierunku
;) lokalsi jeżdża, więc turyści też mogą
:Dsuper! to teraz relacja
;)
Piszcie piszcie! Weekend 4 dniowy mam nadzieję będzie wam sprzyjał, bo od dwóch dni sprawdzam forum w poszukiwaniu nowej relacji z Maroka
:D już jesteśmy podekscytowani naszą wyprawą na maksa!!!
:D Piszcie czy udało Wam się zrobić całą zakładaną trasę? dotarliście do Merzouga? u kogo nocowaliście na pustyni? jak sztuka negocjacji?
:P opracowaliście jakąś złotą metodę?
:) gdzie wypożyczyliście auto? czy paliwo jest drogie? gdzie spaliście, co jedliście i WSZYSTKOOOO taka jestem ciekawa!!! pozdrawiam
:)
W drodze do Merzouga widziałam jedynie zarysy górek ze skał, później zaczęło lekko świtać i zobaczyłam powoli pustynne krajobrazy. Wszystko wyglądało na bardzo suche, nigdzie nie było zieleni. Raz na jakiś czas palma.W autobusie jakiś pan proponował nocleg i próbował wcisnąć wizytówkę, ale podziękowałam, bo już mieliśmy. Po wyjściu z autobusu mieliśmy zadzwonić do Mustafy, chłopaka z Merzouga Deser House, z którym byliśmy w kontakcie jeszcze długo przed przyjazdem. To on radził nam wziąć nocny autobus i u niego mieliśmy nocować. Ma 24 lata i zna arabski, berberski, francuski, angielski, portugalski i hiszpański. Wow.Nie zdążyliśmy zadzwonić po Musta, bo on już tam na nas czekał. Dom był bardzo blisko, 5 minut drogi od stacji.Merzouga rozlega się aż na 15 km i składa się z kilku części. Najwyższa wydma jest przy głównej części, czyli tam, gdzie mieszkał Musta. Ponoć w całej Merzouga mieszka około 1000 rodzin (każda po przynajmniej 4-5 dzieci).Z rana jeszcze dospaliśmy i o 10 wyszliśmy z pokoju, wzięliśmy prysznic i pogadaliśmy z dwójką Niemców z pokoju obok. Oni właśnie jechali w stronę gór, do Tinghir. Poznaliśmy tam też Hiszpankę z Girony, 35-latkę, która po raz trzeci jest w Maroko i podróżuje sama. Podczas drugiej wizyty w Maroko trafiła na Mustafę i przyjechała tu ponownie w tym roku odpocząć. Tam zjedliśmy wspólnie śniadanie - chleb z dżemem, oliwą i syropem z daktyli. Przed wyjazdem Niemców nagraliśmy filmik, jak Tuarowie, czyli ludzie pustyni, wiążą chusty na głowach (filmik - w HD!!). Niemcy pojechali, a nasza trójka, Hiszpanka i Mustafa poszliśmy na spacer po okolicy. Przeszliśmy między domami i dotarliśmy do skraju miejscowości, gdzie był cmentarz (dość ciekawy) i wielbłądy. Wróciliśmy inną drogą przez ogród, gdzie ktoś próbował coś uprawiać - między polami poprowadzone były kanaliki, czyli system irygacyjny!Wróciliśmy do domu Mustafy i poszliśmy spać. Było juz tak gorąco, że nie dało się wyjść z domu. Można było jedynie spać. Zasnęłam momentalnie. Wstaliśmy i wciąż niestety upał paraliżował. Było tak sucho, mój nos był pełen kurzu i czułam się jak rodzyna. Co chwilę przed domem Mustafy rozlegała się piaskowa burza. Jeden podmuch i wszystko fruwa.Piłam dużo wody, była przepyszna xDPóźniej, koło 18, poszliśmy na wydmę, aby obejrzeć zachód słońca. Upał nie doskwierał już tak bardzo. Mustafa nie chciał z nami iść, bo był bardzo zmęczony. Ostatnio ponoć miał wycisk z wielbłądami, bo musiał odprowadzać ludzi 4x dziennie w obie strony, a przewodnicy zawsze chodzą pieszo, nie na wielbłądach. Jednak jakiś odcinek drogi dalej spotkaliśmy... Mustafę xD Mimo zmęczenia postanowił jednak pójść z nami. Wdrapanie się na wydmę było bardzo ciężkie, ale daliśmy radę i obejrzeliśmy zachód. Było pięknie, non stop wiało i piasek był wszędzie. Ale i tak było to najlepsze co do tej pory w Maroko widziałam! Po zachodzie słońca inni ludzie sobie poszli, a my poczekaliśmy na gwiazdy. Było przepięknie i cieplutko od piasku. Gdy zaczęło się oziębiać, wróciliśmy do Mustafy do domu.Pożegnaliśmy się z Hiszpanką. Sporo z nią rozmawiałam i polubiłam ją. Wie, co w życiu ważne.Zaplanowaliśmy, że następnego dnia jedziemy do Boumalne Dades zobaczyć dolinę rzeki, a później w stronę Marakeszu, zobaczy się gdzie.Autobus do Marakeszu z rana o 7.UWAGA! POLECAM NOCLEGI!!Polecam zatrzymanie się u Mustafy. Przemiły z niego chłopak! Wiele dla nas zrobił, więc polecam gorąco, jak wybieracie się do Merzouga, możecie przenocować u niego - merzougahouse@gmail.com lubwww.merzougadeserthouse.wordpress.ComPiszę to, bo naprawdę z niego super gość, ma dużą rodzinę i za taką uczciwość, jaką od niego możecie uzyskać warto wesprzeć tę rodzinę! Chciałabym mu pomóc. Znajdziecie też na tripadvisor jak chcecie poczytać więcej!
;)
i nasze ulubione kontrole policyjne;) przestawne znaki zmniejszające stopniowo ograniczenie 60, 40,20... i na końcu znak kontrola policyjna:) nam udało się na szczęście uniknąć bliższego spotkania z nimi :)
i tak pierwszy stop to wspominane przez nas Volubis czyli ruiny rzymskiego miasta z przełomu II i III w.
Ważniejsze miejsca udostępnione dla zwiedzających na terenie Volubilis to m.in. kilka rzymskich willi z mozaikami podłogowymi, termy, Kapitol, dom Orfeusza, ulica Decumanus Maximus czy łuk triumfalny, który znajduje się w samym centrum; osobiście (zwykle tego nie praktykujemy) tak w tym wypadku polecamy wynająć przewodnika (koszt ok. 50MAD), który urozmaici zwiedzanie historią miejsca i różnymi ciekawostkami. Samo wejście, jak dobrze pamiętamy, to koszt 12MAD/os i należy przeznaczyć na ich zwiedzanie ok 1-1,5h.
Ruiny polecamy odwiedzić o zachodzie słońca
na koniec dostajemy niezwykłe pożegnanie ;) atak małpiszonka ;)
Dodatkowe atrakcje po drodze nie pozwalają nam pokonać trasy fez-pustynia w jeden dzień, a godzina już późna bo ok 23 więc zatrzymujemy się w jedynym hotelu gdzie widać oznaki życia
Ksar Timnay Hotel, Midelt:) Przymusowy "Wybór" okazuje się być całkiem niezły, choć jednym z droższych podczas naszego pobytu, ok 300MAD/2os
http://www.booking.com/hotel/ma/ksar-timnay.pl.html
a na śniadanko, dnia następnego zatrzymuje się nieopodal hotelu, w przydrożnej cafe Paris;)
najedzeni, napojeni ruszamy w długą drogę, chcemy zdarzyć na 15, aby zdążyć na umówione wcześniej spotkanie z Omarem, który ma nas nocą zabrać na pustynie. I tak po drodze mijamy:
-100tki rzek widmo, które winny być a ich nie ma;)
- małe wioseczki pt. "chodź zobaczymy co to za wioska", czyli dlaczego przejazd zajmuje nam tyle ile zajmuje:)
-wypas dromaderów
-Vallee-Ziz-Errachidia, miejsce bajeczne nr 22
i znowu spożywamy czarny napój, takiej ilości cukru, pochodzenia coca-cola, jak w Maroku nie spożyliśmy łącznie przez ostatnie 5 lat
- górki, pagórki, gdzieś w okolicach la vallée du Ziz; koniecznie trzeba się tu zatrzymać i popatrzeć na krajobraz z góry
- jak mniemamy dalej la vallée du Ziz
i co taka droga może się nudzić?
pustynia coraz bliżej,a tu wciąż to nowsze, lepsze widoki — Aoufouss
jednak cały czas trzeba skupiać się na drodze; przeszkody pojawiają się znikąd, oczywiście przyczepka na zdjęciu ciągnięta jest, nie przez samochód,a osobę. Najbardziej "przypadły" nam do gusty traktory i motocykle poruszające się w nocy, bez oświetlenia po drogach publicznych. Uważajcie, nie raz nie odbyło się bez ostrego hamowania czy odbijania na drugi pas.
po krótkim błądzeniu docieramy do Merzouga, gdzie jesteśmy umówieni z Omarem, który ma zabrać nas na mała eskapadę na pustynie, start ok 16, powrót następnego dnia ok 9. Ale o tym w następnym odcinku :)opowieści część czwarta, zapraszam na pustynię :)
Jeśli oczywiście chcecie znać jakieś szczegóły to pytajcie.
Po krótkim błądzeniu po Merzouga, docieramy do hotelu gdzie jesteśmy umówieni z Omarem, który ma nas zabrać na małą eskapadę na pustynie. Wycieczkę rezerwujemy jeszcze w Polsce, po wymianie kilku maili i drobnych negocjacjach (http://www.cameltrekking.com/). Pisaliśmy jeszcze z kilkoma Marokańczykami, których strony o organizowaniu nocy na pustyni znaleźliśmy w Internecie. Ale wybraliśmy Omara, mimo, że nie jest najtańszy (o tym za ile i co było w pakiecie za chwilkę) ale wzbudził naszą sympatię i zaufanie. Oczywiście dobre opinie i wysokie oceny też nie były bez znaczenia.
Przyjechaliśmy jakąś godzinę przed czasem dlatego recepcjonista hotelu proponuje nam kąpiel w basenie za drobną opłatą. O umówionej godziny pojawia się... nie Omar. Ale po krótkiej weryfikacji okazuje się, że to jego człowiek (weryfikacja telefoniczna) :) Ten zabiera nas do innego hotelu gdzie zamieniamy nasze sreberko na inny napęd 4x4, kopytny;)
Co w cenie 35EUR/os:
- wielbłąd do własnej dyspozycji, nam trafił się jimi hendrix oraz brad pitt (imiona nadane przez opiekunów). Dobrze, ze nie wzięliśmy opcji na dwa dni, 3h łącznie na wielbłądzie wystarczająco! cztery litery bolą ;)
- obiad i śniadanie; kucharz, którym był nas Przewodnik zaserwował nam w warunkach polowych: zupę, tajine, wiadro owoców... i dwóch Niemców, wszystko smaczne i dużo;) Śniadanie, typowe - bułka, dżem, serek, owoce, herbata.
- nocleg w oazie; jako, że było nas mało, dostaliśmy cały duży namiot dla siebie;)
- bębniasrki wieczorek. Nasz przewodnik (na marginesie przesympatyczny!) uczył nas przy blasku gwiazd grać na bębnach, opowiadał dowcipy, jednym słowem nie pozwolił nam zasnąć! Były tez poważne rozmowy; opowiadał jak porzucił naukę by pomóc utrzymać rodzicom dom i dać możliwość edukacji dla młodszego rodzeństwa. I tu zaskoczył nas swoim optymizmem... że nic by nie zmienił, nigdzie się nie wyprowadzi, bo choć biednie, kocha tu mieszkać i to co robi:) Uczmy się od niego!
- jazda na desce i nartach po piachu; oj nie szło nam za dobrze :)
- inne zabawy piaskowe
- wschód i zachód słońca na pustyni
- gwieździste niebo ;)
- po powrocie z pustyni, udostępnili nam pokój w hotelu dzięki czemu mogliśmy się wykapać,a później odpocząć nad basenem ;)
Cała eskapada zaczęła się ok. 16 -17,a wróciliśmy ok. godz. 9.
Co nas zastanawia, to końcowa wypowiedź naszego Przewodnika (bijemy się w piersi, zapomnieliśmy imienia). Powiedział, że za taką noc na pustyni nie dostaje nic od Omara. Jedyny co może zrobić, żeby zarobić to zaoferować nam wyroby swojej rodziny (były to małe rzeźby, mydelniczki czy figurki wielbłądów). Do tej pory nie wiem czy próbował nas naciągnąć czy taka była prawda. Nic nie kupiliśmy, ale zostawiliśmy napiwek (zasłużony!) i słodycze z Polski dla jego młodszej siostry.
Podsumowując: ok 1,5 drogi na wielbłądach do obozowiska i tyle samą w drugą, zachód słońca, sandboarding, kolacja, bębny, berber whisky, krótka noc, wschód słońca i powrót do Merzouga :)
Części kolejne już wkrótce, nie możesz się doczekać lub lubisz zaglądnij tutaj--> Maroko oczami AJ
Jakieś pytania? ;) chcecie więcej?
;)Przyszedł czas na część 5 :)
Po nocy na pustyni, szybkim prysznicu w udostępnionym nam pokoju hotelowym oraz kawie i świeżym soku z pomarańczy, mimo zmęczenia i braku snu w wystarczającej ilości decydujemy się jechać dalej. Pakując się do samochodu, naszym celem na dziś miał być nocleg w Ouarzazate lub dolinie Dades. Jednak jeszcze przed opuszczeniem Merzouga nasz plan ulega zmianie. A wszystko dzięki jednemu magicznemu zdaniu w przewodniku... coś na kształt "tam nic nie ma", nie ma czyli to co AJ lubi najbardziej. Chwila zawahania i decyzja, zawracamy! Naszym celem jest przejazd 24km (http://goo.gl/maps/eI0r9) jeszcze dalej na południe za Merzouge czyli tam gdzie kończy się droga N13 (Taouz), na końcu stacjonują oddziały wojskowe i ponoć dalej już tylko pustynia, gdzie zakazu wstępu pilnują uzbrojone jednostki. Zostajemy zawróceni zanim zdążyliśmy dojść do końcowego muru.
Jednak zanim zdążyliśmy ponownie wsiąść do samochodu, oblegają nas dzieciaki:) Na szczęście mamy jeszcze jakiś zapas słodyczy, więc zaczynamy się go pozbywać. Widzi to wszystko jakiś 50letni Marokańczyk, który w zamian służy nam życzliwą radą. Prosto nie można jechać, ale skręćcie tutaj (tak tutaj miedzy budynkiem, wysypiskiem, a palem) w prawo ... długo nie musiał nas namawiać
po drodze nasz samochód mówił do nas "to nie droga dla mnie". Jednak jego słowa nie robiły na nas wrażenia, jedziemy! Jak się później okazało skoro słowa nie działały to postanowił zastrajkować (coś nam poodpadało, ale ostatecznie udało się poskładać i kontynuować podróż ;))
i tak docieramy rzeczywiście na kraniec.. wiesz, że dalej już tylko kilometry pustyni i zakazany teren
nasze ulubienice z końca świata! Ich radość z otrzymanych kredek i słodyczy bezcenna
i tu rada dla Was, wybierając się w biedniejsze regiony Maroko weźcie kredki, o to najczęściej proszą dzieci (na tyle ile je zrozumieliśmy), ale cieszą się ze wszystkiego!
Miejsce niesamowite, ludzie też! Prawdziwe Maroko!
Choć niektóra dzieci (a raczej ich wzrok) budziły w nas lekki strach
powracając z końca świata w stronę Merzouge zostajemy "zaatakowani" po raz kolejny przez grupę dzieci, serca nam miękną i pozbywamy się całego zapasu jedzenia (i nie tylko) jaki mamy w samochodzie. Jedyne co zostaje na tylnym siedzeniu samochodu to suche bułki. Nie chcieliśmy im dawać starego pieczywa, ale nawet o to zaczynają nas prosić! bardziej nawet niż np. o snickersy, które wcześniej dostały. Niektórzy pewnie mogą nas skrytykować, że to nie ludzkie takie "karmienie" dzieci, ale czy ludzkim byłoby odjechać obojętnie?
w podziękowaniu chcą nam dać.... nie to jednak tylko do zdjęcia ;)
Czas pożegnać tereny pustynne, opuszczamy Merzouge i obieramy kierunek na zachód
W związku z obrotem sprawy, wspomnianym w poprzednim poście, Merzouge opuszczamy ok 13, a nie jak wcześniej planowaliśmy w godzinach rannych. Ale przecież pod tym hasłem ma być nasz wyjazd, nic nas nie goni, rezerwacji brak, zatrzymujemy się gdzie mamy ochotę i spędzamy tam tyle czasu ile dusza zapragnie. Wiemy jedno, dziś w Ouarzazate spać nie będziemy:)
Pierwszy raz podczas tej wyprawy, pilot zamienia się miejscami z kierowcą. J. wybrał w sumie dość dobry moment na drzemkę, jeden z mniej ciekawych krajobrazów jak do tej pory. Po drodze mijamy dwie większe miejscowości jak Rissani i Erfoud, (jednak nie decydujemy się nawet na mały stop tutaj), parę mniejszych wiosek oraz dość płaski krajobraz.
Chyba zbliżamy się do naszego kolejnego celu, doliny Todra... coraz więcej pagórków po prawej i lewej. Aby dostać się na miejsce kierujemy się na miejscowość Tinerhir, w której musimy odbić w prawo. jedziemy tak jakieś parę kilometrów i naszym oczu ukazuje się taki oto krajobraz:
Miasteczko Tinerhir jest dobra bazą wypadową dla osób pragnących spędzić czas na przełomie rzeki Todra. Sami mamy zamiar szukać tutaj jakiegoś miejsca noclegowego w drodze powrotnej. Z Tinerhir do wejścia/wjazdu do doliny jest około 15 km.
Rzeka Todra płynie wąską i głęboką doliną o stromych, czerwonych ścianach, które w najwyższym punkcie wynoszą ponoć 300 m. W najwęższym miejscu dolina ma ok 10-15 m szerokości.
Zatrzymujemy się tylko na krótką przerwę w głównym punkcie doliny, co spowodowane jest dużą ilością turystów, mimo, że jesteśmy po sezonie. Dla chętnych, jest tam mały punkt widokowy, na który możemy się wdrapać skręcając w lewo zaraz po minięciu wysokich ścian wąwozu. jaki widok jest z góry nie powiem, bo z braku czasu decydujemy się ten punkt wycieczki ominąć. Bardziej interesuje nas zdanie z przewodnika "droga po kilkunastu kilometrach od doliny Todra przejezdna tylko dla samochodów 4x4". Nie muszę mówić, że jedziemy... naszym peugeot 206 :D
Daleko jechać nie musimy, jakieś 10km dalej docieramy do magicznego (choć urozmaiconego ludzka ręką) miejsca, gdzie mają oprócz miętowej herbaty piwo, tak piwo! tak ciężko dostępne w Maroku piwo:) oczywiście w zbójnickiej cenie, ale ulegamy pokusie napicia się go w takim miejscu. Tzn pilot, kierowca niestety nie może ;) Jednak wiemy, że tu spać nie będziemy, a szkoda! jak ktoś jest zainteresowany podobno można tu spać w grocie, pod ziemia (ich strona http://www.aubergelefestival-todragorge.com/)
Po krótkim postoju, widząc że słońce schodzi już coraz niżej rozważamy odwrót. Ale jak? Przecież nie dotarliśmy nawet do tej drogi tylko dla 4x4 :) Ruszamy więc w nieznane. Droga coraz gorsza, ale widoki nie ustępują
I całe szczęście, że nie dokonaliśmy odwrotu! Docieramy do miejsca jak z gier komputerowych, Toumliline! Poniższe zdjęcia mam nadzieje choć trochę ukaże Wam magię tego miejsca
W oddali dostrzegamy najwyższy punkt w okolicy, decyzja może być jedna:)
Wyjeżdżając dość "ciekawą" drogą pod górkę mamy wrażenie, że docieramy na plac budowy. Okazuje się jednak, że to już działający hotel... hotel na wzgórzu, tuż nad cmentarzem, o kiepskich warunkach sanitarnych i mieszkalnych -czyli must stay - zmieniamy plany i zostajemy tu na noc.
Ale wszystkie te "niedogodnosci" rekompensuje wystrój wnętrza ;)
Nie mają swojej strony, ale nie sposób nie zobaczyć tego hotelu.
a tu takie tam widoczki z tarasu :)
W hotelu, jak i na wzgórzu jesteśmy tylko my i powiedzmy ktoś a la "recepcjonista". Po krótkiej z nim rozmowie (na migi oczywiście) decydujemy się zamówić tu obiadokolację. Jednak okazuje się, że musi nie tylko ugotować, ale i zdobyć zwierzynę, więc na posiłek przyjdzie nam czekać 1h (jak się później okaże warto, oj warto!). My w tym czasie decydujemy się, na krotki spacer... stanowimy nie małą atrakcję dla mieszkańców. Chyba niewiele osób tu dociera. A mieszkańcy żyją w swoim życiem, jakby z boku całej tej turystycznej mgiełki, w miejscu gdzie czas zmienił bieg... (aparatu nie zabraliśmy, więc i zdjęć brak... ale kazba piękna!)
i jest! big, mniami kolacja z najlepszym melonem ever na deser na tarasiku! do tego widok, odgłosy osłów i modlitw....
rozkoszujemy się chwilą, sami, ponad wszystkim... chwilo trwaj!
Chwila jednak mija, budzimy się rano by zawrócić w kierunku doliny Todra i ruszyć dalej. A kolejny cel to dolina Dades.
Po drodze zatrzymujemy się jeszcze na szybkie śniadanie w Tinerhir. Tutaj czeka nas mile zaskoczenie. Alkohol to trunek bardzo trudno dostępny w Maroku, ale nawet jak go nie ma na półce warto zapytać bo czasami zostajecie zaproszeni na zaplecze, a tam...
35 stopni na zewnątrz, a my urat(d)owani zimnym małym piwem... :)
druga ściana to duży wybór win... postanawiamy kupić jedno na wieczór (ale zdecydowanie nie jest to ich dobra strona)
cdn.obiecuję wrzucić kolejną część opowieści najpóźniej jutro.
Tymczasem takie małe spostrzeżenie/ostrzeżenie: bardzo nam miło, że osobie "bo my" podobają się nasze zdjęcia z wyprawy do Maroko, jednak zdecydowanie mniej cieszy nas fakt, że osoba ta kopiuje nasze zdjęcia beż żadnej zgody i informacji kto jest ich autorem.
Chyba, że ktoś ma takie same oko i aparat, to sorki
Wiadomość na fb nie doczekała się odpowiedzi, dlatego pytam czy autor kopii jest tutaj? :)jesteśmy... z lekkim poślizgiem na kolejnym odcinku rajdu Maroko 2013 ;)
Po szybkim śniadaniu, pora ponownie wpakować się do naszego automobila i ruszyć drogą n10 w kierunku Doliny Dades. Do przejechania mamy jakieś 70 km (licząc od miejscowości Tinghir), po przebyciu których w Boumalne Dades odbijamy w prawo by ruszyć ku dolinowej przygodzie :) Dolina Dades znana jest głównie ze swoich palmowych oaz, malowniczych kazb oraz różnorodnych formacji skalnych. Za sprawą plantacji róż, które porastają dno doliny jest też często zwana "doliną róż". Z powstających tutaj wyrobów z róż cieszy się całe Maroko. Nam niestety nie było dane zobaczyć tego cuda, ale może kiedyś uda się tu wrócić w maju, aby zobaczyć tą kolorową dolinę i poczuć woń róż. Na pewno cały ten krajobraz w okresie wiosennym wygląda odmiennie, nie tylko za sprawą kwiatów ale i większej ilości wody, która spływa z gór. Inne określenie tego miejsca to „Dolina Tysiąca Kazb”, a to z kolei za sprawą licznych kazb wzniesionych na zboczach mijanej doliny, które zamieszkiwane są przez rodowitych Berberów.
Początkowa droga wiedzie dość szeroką doliną z licznymi zagajnikami palmowymi oraz kazbami. Potem droga zaczyna lekko piąć się w górę.
Po kilku/kilkunastu kilometrach docieramy do wioski Tamlalt, za którą możemy zobaczyć odmienne formacje skalne tzw. „wzgórze ludzkich ciał”, czyli skały naniesione przez płynącą tędy w przeszłości rzekę. Wg legendy jest to grupa biesiadników weselnych zamienionych przez Allaha w kamienie. Miało to być karą za zachowanie Panny Młodej. Rzeczywiście, jak się przypatrzeć można dostrzec ludzkie kształty ;)
Droga wije się i wije, by dotrzeć chyba do najbardziej spektakularnego odcinka trasy, Dadès Gorge. Liczne serpentyny po niemal pionowej ścianie mogą odebrać mowę;)
Są dwa strategiczne punkty gdzie możemy podziwiać te widoki. Jeden to zatoczka tuż przed hotelo-resteuracją, drugi to właśnie kawka czy soczek w tym miejscu z piękną panoramą na przejechany odcinek :) Na zdjęciu poniżej wspomniana restauracji i widok z niej
jako, że ciekawscy jesteśmy postanawiamy jechać dalej, a tam cały czas to samo, dolina, góry i piękne widoki, nuda;)