I tak aż do krańca Paseo del Prado, gdzie znajduje się pałać de Valle.
Zbudowany na początku 20 wieku, uchodzący za jeden z najpiękniejszych budynków na Kubie, w stylu elektycznym dużą nutą północnej afryki i Włoch.
Dziś, pałać pełni funkcji renomowanej restauracji, ale każdy może wejść i pozwiedzać pokoje albo widok na tarasie.
Widok
I wnętrza pałacu
I jako ze pora zbliżała się do zachodu, szliśmy dalej aż do końca do La Putna
Po to żeby zobaczyć kolejny piękny zachód słońca
I powolutku wracać do miasta po obiadokolacje
Palacio de Valle
Krewetki w sosie ajo, czyli papryka/czosnek i coś jeszcze
I klasyczne lody przy Copellia
Wracamy do casy, na odpoczynek, na jutrzejszy daleką podróż.
Cienfuegos, zaskoczył nam bardzo pozytywnie. Jest zupełnie inny, niż Trinidad. Drogi zadbane, łatwiejsza orientacja w terenie. Ogólnie inna Kuba można powiedzieć.
Niestety ładne plaże znajdzie się poza Cienfuegos, ale warto tam przyjechać chociaż na jeden pełny dzień.Władysławowo Kuby Albo nazwane potocznie Varadero
Do Varadero nie miałem aż taką ochotę jechać. Wolałbym zobaczyć słynne Santiago de Cuba. Ale koleżanka nalegała, ze chce zobaczyć plażę i odpocząć od pracy w Korpo.
Byłe małe zamieszanie, ile dni tam być. Ja 2 ona 4, ale w końcu ustalone były 3 dni. Pokąpać, snorkeling, drinki i smazing, bo o Łomżingu nie było opcji.
Z Cienfuegos wybraliśmy opcję Viazula do transportu. No i tu pierwsze schodki się zaczęły. Autobusy niby nowe, ale widać ze Made in China, for China. Jak ktoś narzekał ze w Polskim Busie nie ma miejsca, to polecam przejażdżkę Viazulem, i zakocha się do miejsca w Polskim Busie.
Kolejna niespodzianka, to droga na około, którą Viazul miał. Myśleliśmy ze przejażdżka będzie przez Santa Clare, a tu zong, jedziemy na około przez Zatoce Świń (Playa Girón). Trasa prawie 6h, z przerwą obiadową przy drogiej restauracji, czyli klasycznie, kierowcy jedzą za free, a turyści dopłacają do interesu.
Koło 13 jesteśmy w Władysławowie. Dworzec przypominający lotniska w Atenach. Brak klimy, okien, czyli wszystko na hura!
Lokujemy się w Casie (chyba najlepszej pokój jaki mieliśmy po całej Kubie), klima, telewizja i po raz pierwszy wygodne łózko.
Zostawiamy manatki, i uderzamy na plażę. Z nią nie cięzko. Mamy ją prawie 20km. Więc każdy znajdzie swoje miejsce. Spacerujemy góra i w dół i czujemy Karaibski klimat ale także klimatu All Inclusive. Czyi europejczyków, z bransoletką na jedzenie i termosem z piciem z hotelu, żeby broń boże nie musieli wejść do sklepiku Kubańczyka i musieli by użyć 3-4 słowa po hiszpańsku.
I tak siedzimy przy plażie, do wieczora, popijając Cuba Libre, i patrząc na zachód słońca
Wieczorem sączymy kolejne drinki w klubie The Beatles, a kompani mużyki na żywo z lat 80.
Kolejny dzień zaczynamy znów od plażingu.
I zwiedzaniu miasteczka. Miasteczko zbudowane w latach 10, 20 wieku, przy pomocy mafii Amerykańskiej. Także, najsłynniejszy bywalec Varadero, był sam Al Capone. Po rewolucji, całe Varadero przekształcono na miejsce dla Kubańczyków, z licznimy koncertami, spotkaniami młodzieży komunistycznej. Ponownie wielki bum powstał w latach 90, kiedy Kuba otworzyła się turystycznie, i różny Tur Operatorzy zaczęły budować kolejny ogromne hotele.
Do ciekawostek. W Varadero, faktycznie kupimy najtańsze pamiątki. A do tego jest sporo i znajdziemy w każdym placu Targ Artefaktów.
Wracamy dziś wcześniej do domu, jako ze pogoda się pogorszyła, i spędzamy czas oglądając propagandową Kubańską Telewizję.
Dziś miało być snorkeling. Byliśmy omówiony, na 0845 pod bramą hotelu. Bo przez 45 minut, nikt się nie zjawił. W sumie, dobrze ze nie daliśmy pieniędzy, i mieliśmy na dobre śniadanie.
I ponownie plażing i smażing dziś.
A następny dzień, powrót do Hawany.Hawana, powrót do przeszłości cz.2
Ostatni punkt naszego wojażu. Powrót do stolicy na te ostatnie 2 nocki. Po zakupy. Pospacerować po ulicach. Do wypicia parę litrów rumu.
Dziś znów mamy tylko opcję Viazula do Hawany. I znowu ten sam nieprzyjemny, niewygodny bus. Ale dobrze ze to tylko 3 godzinki jazdy.
Droga pusta przez cały czas (tak jak na całej Kubie), przejeżdżamy Matanzas i cały czas koło wybrzeża aż do Vedado w Hawanie gdzie wysiadamy i idziemy spacerkiem do nowej casy.
Casa jak casa. Nic nadzwyczajnego. Szybki check in, podanie paszportów i wychodzimy na miasto.
Pierwszy nasz punkt, to Chińska Dzielnica (Barrio chino de La Habana). Do dziś jedynie, parę rozwalonych budynków zostało, i ciut innych którzy rząd Fidela próbował odnowić, jako atrakcja turystyczna.
Brama do Barrio chino de La Habana[/i
I idziemy do starego miasta, żeby skończyć dzień przy zachodzie słońca przy Maleconie.
Uliczki zawsze pełne ludzi. Turyści, handlarze, chodzące knajpki.
[i]Plac drugiego bohatera, Don Quijote, Sancho Panza
Znów gubimy się ponownie w uliczkach Habana Vieja
Docieramy do portu, i widać po drugiej strony fort, Castillo de los Tres Reyes Magos del Morro albo w skrócie Zamek Morro. Obecny zamek, odegrał poważną rolę w 7 letniej wojnie z Anglią, a obecnie jest ważny ośrodek wojskowy. Także zamek brał "udział" w grze komputerowej Assassin's Creed IV.
Jako ze kraj katolicki, pomnik Jezusa musi być.
Fort El Morro
Wieczorem, Hawana zmienia się o 100%. Nie jest szaro, nie widać syfu (w tym Kubańczycy są mistrzami) ludzie tańczą na ulicach, śpiewają, cieszą się życiem.
Niech żyje baaaaaaal....
I słynna opera
Powrót do haciendy, spanko bo jutro czeka nas długi dzień.
Pobudka! Szybkie pakowanie wody, kanapka z jajecznicą, i wracamy do Habany Vieja. Zobaczyć inne zakamarki, starego miasta, i przy okazji zwiedzić parę ciekawych kościołów.
Pierwszy nasz punkt, to Iglesia Del Sagrado Corazon de Jesus, przy ulicy Bolivar. Kościół pod wezwaniem Jezuitów, zbudowany w stylu neogotyckim, i dość nowy, bo zbudowany na początku 20 wieku.
Spotykamy się z księdzem parafii, żeby porozmawiać i przy okazji przeznaczyć nasze ciuchy stare, które nie bierzemy z powrotem do Polski, żeby mieć miejsca na rum. Taki win-win
Jedziesz @Zeus , szczególnie:Jak widzisz serwis AM i ich 787?Jaka strategie miałeś na zakup dolotów i powrotu z AMS? (szczególnie ciekawe w kontekście aktualnych poszukiwań do LUX, FLR i innych..)
Bardzo fajna relacja i preludium do tego, czego wkrótce sam doświadczę. A pomyłki językowe dodają opisom swoistego smaczku. Ale jednak muszę napisać, że Plaza to nie plaża, a Cava to nie kawa.
;)
Rum, cygara i Hemingway. To moje skojarzenia na temat Hawany.Czy byliście może w Finca Vigia pod Hawaną - w domu, w którym mieszkał Hemingway?Bo w relacji nie mogłam znaleźć.Poza tym bardzo fajna relacja i zdjęcia
:)
Chodzi mi generalnie o podstawowe produkty do przygotowania jedzenia - pieczywo, masło, wędliny, sery, twarogi, warzywa, owoce itp. oraz np. papier toaletowy, mydło, płyny do kąpieli itp.
Pieczywo: parę CUP Masło: parę CUCWędliny, ser: Wiele CUC. Pamiętam ze kg goudy było 10-15 CUC. Nie pamiętam seropodobne produkty Owoce, warzywa: na ulicznych stoiskach i targach: parę CUPPapier toaletowy: nie wiem, nie potrzebowałemPłyny do kąpieli: 5-10 CUCMydło: 1-2 CUC
W Varadero i w Hawanie nie ma problemu.U nas był problem z "tanią" wodą, czyli mniej niż 1.5 CUC za 1.5lSklepy spore, prawie co krok jakiś. Jak nie, to na ulicy
:)
Fajna Relacja, wracaja wspomnienia i lubie ten kraj.
:) Zeus napisał:dopóki nie poznałem Greka, który wyemigrował na Kubę (wiem ze to dziwne) w 2000 rokuWydaje mi sie, ze to nic dziwnego, Grecy lubia emigrowac, nawet w czasach glebokiej komuny, w latach 40- i 50-tych do Polski przyjechalo ok. 14 tys. uciekinierow z Grecji.
;)Pozdr.
Zeus napisał:W Varadero i w Hawanie nie ma problemu.U nas był problem z "tanią" wodą, czyli mniej niż 1.5 CUC za 1.5lSklepy spore, prawie co krok jakiś. Jak nie, to na ulicy
:)podstawow rzeczy dalo sie kupic, no wlasnie w roku 2012 woda kosztowala az 1.5 cuc za 1.5 litra,male piwo 0,33 1 cuc, bulelka havana club od 3.8 cuc. pamietam ze relatywnie drogie bylo jedzenie w restauracjach, jakis obiad/kolacja od 7 cuc w gore,teoretycznie dalo sie cos tam jesc na ulicach, ale zazwyczaj byla to srednio niedobra pizza czy kanapka od 10 CUP w gore. podobno byly problemy z dostawami artykulow higienicznych wiec wszystkie rzeczy takie jak zele pod prysznic, mydlo, artykulu higieniczne i olejki do opalania wzielismy ze soba,rowniez z gorka i co zostalo np. mydlo czy paste do zebow rozdawalismy ludziom.do tego wzielismy tez stare lachy z mysla zeby to wszystko zostawic na Kubie,podobno uzywane ciuchy sie ludziom bardzo przydadza, bo z tym ciezko. wiec prawie cala garderobe zostawilismy miejscowym.
Wiesz co, z tego linku wynika jednak, ze skype działa
;-)Quote:Cuba – with poor internet infrastructure, access to computers is limited, the Skype service is extremely expensive and the Internet is very slow.
Zeus napisał:U nas był problem z "tanią" wodą, czyli mniej niż 1.5 CUC za 1.5lSklepy spore, prawie co krok jakiś. Jak nie, to na ulicy
:)My ten problem rozwiązaliśmy kupując soki naturalne. Tam gdzie widać napis 'jugos naturales' takie pojemniki na soki jak dawno temu w Polsce - za szklankę soku płaciłem od 1 do 2 CUP, a napełnienie własnej butelki wychodziło od 2 do 18 CUP więc zawsze poniżej 1 CUC.
michcioj napisał:podobno byly problemy z dostawami artykulow higienicznych wiec wszystkie rzeczy takie jak zele pod prysznic, mydlo, artykulu higieniczne i olejki do opalania wzielismy ze soba,rowniez z gorka i co zostalo np. mydlo czy paste do zebow rozdawalismy ludziom.do tego wzielismy tez stare lachy z mysla zeby to wszystko zostawic na Kubie,podobno uzywane ciuchy sie ludziom bardzo przydadza, bo z tym ciezko. wiec prawie cala garderobe zostawilismy miejscowym.Szacunek, ze nie myslales tylko o sobie, masz u mnie duze piwo i przypuszczam, ze nie jedno, jak bede kiedy w Gdansku.
:)Zeus napisał:U nas był problem z "tanią" wodą, czyli mniej niż 1.5 CUC za 1.5lMi udalo sie kupic wode w malym sklepiku za 1.90 CUC w 5-litrowym plastykowym kanistrze, w innych miejscach kosztowala od 2.30 do 3 CUC.Pozdrawiam.
I tak aż do krańca Paseo del Prado, gdzie znajduje się pałać de Valle.
Zbudowany na początku 20 wieku, uchodzący za jeden z najpiękniejszych budynków na Kubie, w stylu elektycznym dużą nutą północnej afryki i Włoch.
Dziś, pałać pełni funkcji renomowanej restauracji, ale każdy może wejść i pozwiedzać pokoje albo widok na tarasie.
Widok
I wnętrza pałacu
I jako ze pora zbliżała się do zachodu, szliśmy dalej aż do końca do La Putna
Po to żeby zobaczyć kolejny piękny zachód słońca
I powolutku wracać do miasta po obiadokolacje
Palacio de Valle
Krewetki w sosie ajo, czyli papryka/czosnek i coś jeszcze
I klasyczne lody przy Copellia
Wracamy do casy, na odpoczynek, na jutrzejszy daleką podróż.
Cienfuegos, zaskoczył nam bardzo pozytywnie. Jest zupełnie inny, niż Trinidad. Drogi zadbane, łatwiejsza orientacja w terenie. Ogólnie inna Kuba można powiedzieć.
Niestety ładne plaże znajdzie się poza Cienfuegos, ale warto tam przyjechać chociaż na jeden pełny dzień.Władysławowo Kuby
Albo nazwane potocznie Varadero
Do Varadero nie miałem aż taką ochotę jechać. Wolałbym zobaczyć słynne Santiago de Cuba. Ale koleżanka nalegała, ze chce zobaczyć plażę i odpocząć od pracy w Korpo.
Byłe małe zamieszanie, ile dni tam być. Ja 2 ona 4, ale w końcu ustalone były 3 dni. Pokąpać, snorkeling, drinki i smazing, bo o Łomżingu nie było opcji.
Z Cienfuegos wybraliśmy opcję Viazula do transportu. No i tu pierwsze schodki się zaczęły. Autobusy niby nowe, ale widać ze Made in China, for China. Jak ktoś narzekał ze w Polskim Busie nie ma miejsca, to polecam przejażdżkę Viazulem, i zakocha się do miejsca w Polskim Busie.
Kolejna niespodzianka, to droga na około, którą Viazul miał. Myśleliśmy ze przejażdżka będzie przez Santa Clare, a tu zong, jedziemy na około przez Zatoce Świń (Playa Girón). Trasa prawie 6h, z przerwą obiadową przy drogiej restauracji, czyli klasycznie, kierowcy jedzą za free, a turyści dopłacają do interesu.
Koło 13 jesteśmy w Władysławowie. Dworzec przypominający lotniska w Atenach. Brak klimy, okien, czyli wszystko na hura!
Lokujemy się w Casie (chyba najlepszej pokój jaki mieliśmy po całej Kubie), klima, telewizja i po raz pierwszy wygodne łózko.
Zostawiamy manatki, i uderzamy na plażę. Z nią nie cięzko. Mamy ją prawie 20km. Więc każdy znajdzie swoje miejsce. Spacerujemy góra i w dół i czujemy Karaibski klimat ale także klimatu All Inclusive. Czyi europejczyków, z bransoletką na jedzenie i termosem z piciem z hotelu, żeby broń boże nie musieli wejść do sklepiku Kubańczyka i musieli by użyć 3-4 słowa po hiszpańsku.
I tak siedzimy przy plażie, do wieczora, popijając Cuba Libre, i patrząc na zachód słońca
Wieczorem sączymy kolejne drinki w klubie The Beatles, a kompani mużyki na żywo z lat 80.
Kolejny dzień zaczynamy znów od plażingu.
I zwiedzaniu miasteczka. Miasteczko zbudowane w latach 10, 20 wieku, przy pomocy mafii Amerykańskiej. Także, najsłynniejszy bywalec Varadero, był sam Al Capone. Po rewolucji, całe Varadero przekształcono na miejsce dla Kubańczyków, z licznimy koncertami, spotkaniami młodzieży komunistycznej. Ponownie wielki bum powstał w latach 90, kiedy Kuba otworzyła się turystycznie, i różny Tur Operatorzy zaczęły budować kolejny ogromne hotele.
Do ciekawostek. W Varadero, faktycznie kupimy najtańsze pamiątki. A do tego jest sporo i znajdziemy w każdym placu Targ Artefaktów.
Wracamy dziś wcześniej do domu, jako ze pogoda się pogorszyła, i spędzamy czas oglądając propagandową Kubańską Telewizję.
Dziś miało być snorkeling. Byliśmy omówiony, na 0845 pod bramą hotelu. Bo przez 45 minut, nikt się nie zjawił. W sumie, dobrze ze nie daliśmy pieniędzy, i mieliśmy na dobre śniadanie.
I ponownie plażing i smażing dziś.
A następny dzień, powrót do Hawany.Hawana, powrót do przeszłości cz.2
Ostatni punkt naszego wojażu. Powrót do stolicy na te ostatnie 2 nocki. Po zakupy. Pospacerować po ulicach. Do wypicia parę litrów rumu.
Dziś znów mamy tylko opcję Viazula do Hawany. I znowu ten sam nieprzyjemny, niewygodny bus. Ale dobrze ze to tylko 3 godzinki jazdy.
Droga pusta przez cały czas (tak jak na całej Kubie), przejeżdżamy Matanzas i cały czas koło wybrzeża aż do Vedado w Hawanie gdzie wysiadamy i idziemy spacerkiem do nowej casy.
Casa jak casa. Nic nadzwyczajnego. Szybki check in, podanie paszportów i wychodzimy na miasto.
Pierwszy nasz punkt, to Chińska Dzielnica (Barrio chino de La Habana). Do dziś jedynie, parę rozwalonych budynków zostało, i ciut innych którzy rząd Fidela próbował odnowić, jako atrakcja turystyczna.
Brama do Barrio chino de La Habana[/i
I idziemy do starego miasta, żeby skończyć dzień przy zachodzie słońca przy Maleconie.
Uliczki zawsze pełne ludzi. Turyści, handlarze, chodzące knajpki.
[i]Plac drugiego bohatera, Don Quijote, Sancho Panza
Znów gubimy się ponownie w uliczkach Habana Vieja
Docieramy do portu, i widać po drugiej strony fort, Castillo de los Tres Reyes Magos del Morro albo w skrócie Zamek Morro.
Obecny zamek, odegrał poważną rolę w 7 letniej wojnie z Anglią, a obecnie jest ważny ośrodek wojskowy. Także zamek brał "udział" w grze komputerowej Assassin's Creed IV.
Jako ze kraj katolicki, pomnik Jezusa musi być.
Fort El Morro
Wieczorem, Hawana zmienia się o 100%. Nie jest szaro, nie widać syfu (w tym Kubańczycy są mistrzami) ludzie tańczą na ulicach, śpiewają, cieszą się życiem.
Niech żyje baaaaaaal....
I słynna opera
Powrót do haciendy, spanko bo jutro czeka nas długi dzień.
Pobudka! Szybkie pakowanie wody, kanapka z jajecznicą, i wracamy do Habany Vieja. Zobaczyć inne zakamarki, starego miasta, i przy okazji zwiedzić parę ciekawych kościołów.
Pierwszy nasz punkt, to Iglesia Del Sagrado Corazon de Jesus, przy ulicy Bolivar. Kościół pod wezwaniem Jezuitów, zbudowany w stylu neogotyckim, i dość nowy, bo zbudowany na początku 20 wieku.
Spotykamy się z księdzem parafii, żeby porozmawiać i przy okazji przeznaczyć nasze ciuchy stare, które nie bierzemy z powrotem do Polski, żeby mieć miejsca na rum. Taki win-win