Wieczór spędzam z żoną na dachu nasze casy podziwiając gwiazdy ze szklaneczką rumu w dłoni i zastanawiając się jaką najbliższą przyszłość czeka Kuba…
Prąd wrócił po północy, jak w zegarku.
Stay tuned…Budzi mnie gwar za oknem, jest 6.30 rano i zaciekawiony wyglądam co się dzieje na ulicy. Otóż mleko sprzedają – oto co się dzieje. Kolejna cegiełka rzeczywistości codziennej dzisiejszej Kuby.
Kobieta sprzedaje mleko nalewając ludziom do plastikowych butelek z wielkiej kadzi. Kolejka zawija za róg ulicy… Pobudziłem dzieci aby im ten widok pokazać, były w szoku (my zresztą też)
Na dziś zaplanowaliśmy odwiedziny w Valle de los Ingenios czyli w Dolinie Cukrowni. Jest to historyczny region uprawy i przetwórstwa trzciny cukrowej w czasach kolonialnych.
Do dzisiaj zachowały się nieliczne budynki plantatorów oraz pałac Manaca Iznaga, słynący z wysokiej wieży z dzwonem, który oznajmiał biciem początek i koniec pracy dla licznych niewolników, czas na modlitwy i ostrzeżenia pożarowe. Ze szczyty wieży obserwowano też pracę i wyłapywano tych nieposłusznych co chcieli uciekać.
Uzgodniliśmy z Lilian, że weźmiemy tego samego Chevroleta co wczoraj z naszym wiekowym kierowcą Juanem. Nieśpiesznie nas tam zawiezie i pokaże wszystkie atrakcje za 40usd. Na drugą część dnia zaplanowaliśmy wizytę w Parc Natural de Cubano i trekking do wodospadu Javira. Pierwszy postój nazywa się po prostu Valle de Ingenios Mirador. To wzgórze ze starymi budynkami plantacji i pięknym widokiem na całą dolinę.
Ciągle uprawia się tutaj banany, po wielkim planacjach trzciny cukrowej nie ma śladu.
Kolejny przystanek to Manaca Iznaga. Przed budynkami plantacji i wieżą rozłożyły się stragany miejscowych. W sprzedaży głównie koronki, tkaniny, koszule i sukienki. Turystów jak na lekarstwo więc wszyscy wpatrują się w nas z nadzieją
Piękne laleczki, to na pewno lokalny wyrób a nie chińska podróba.
Zaczynamy od wieży. Wspomniany dzwon jest zdemontowany i można go podziwiać obok
No trochę wspinaczki po schodach jest przed nami, wstęp jest płatny ale to koszt 70CUP więc poniżej złotówki.
Z góry oczywiście piękne widoki na Dolinę Cukrowni i pałac
Sam pałac to dziś restauracja, kilka sklepów i pozostałości zabudowań plantacji, oczywiście można wszędzie zajrzeć
Bardzo fajne miejsce, wszystkim się bardzo podobało. Na koniec idziemy na degustację soku z trzciny cukrowej. Miejscowi dobrze się przygotowali na turystów z różnych stron świata ?
Sok wyciskany jest od razu na miejscu.
Przyznaję, że próbuję po raz pierwszy i o dziwo – bardzo dobrze smakuje, dzieci też są OK. Fajnie gryzie się taki kawałek trzciny co dostaliśmy
Miejscowi dojeżdżają tu autobusikami, oczywiście dostępnymi dla turystów za dolary.
Jedziemy do Parku Cubano, trzeba ponownie przejechać przez całe Trinidad, kilka obrazków z przedmieść, wszędzie kolejki.
Z tej ciężarówki sprzedawali chleb… obrazki jak w PRLu
„Mleko musi mieć szybki transport” ?
Do parku jedziemy szutrową drogą, nasz chevrolet miejscami ledwo daje radę. Co ciekawe spotykamy po drodze tylko takie samochody
Przy bramie parku Juan nas zostawia – Możecie tu spędzić tyle czasu ile chcecie. Będę czekał. W parku idźcie główną ścieżką a za około 40 minut dojdziecie do wodospadu, tam się można wykąpać – instruuje. No ale wejście jest płatne. 10CUP dla miejscowych i …..10usd dla turystów – no zgroza po prostu.
Płaczemy i płacimy, ruszamy na szlak. Na początek baaardzo ruchomy mostek:
Ścieżka przez dżunglę jest prosta ale to rzeczywiście prawie 40 minut spaceru.
Po drodze spotykamy kolonie miejscowych groźnych os – lepiej nie drażnić
Są i inne przyrodnicze ciekawostki.
Na końcu miejsce przy wodospadzie, gdzie można rzeczywiście wskoczyć do przyjemnej chłodnej wody i zrelaksować się na maksa – super spędzamy tu czas:
To było jedyne miejsce, gdzie spotkaliśmy większą grupę turystów zarówno miejscowych jak i z zagranicy. Jedna rodzina była na pewno ruska. Na parkingu taka motoryzacja
Zeszło nam cały dzień. Żegnamy się z Juanem pod naszą casą i po odwiedzeniu Cafe don Pepe, po raz ostatni przechodzimy przez centrum Trinidadu.
Wieczór spędzam z żoną na dachu nasze casy podziwiając gwiazdy ze szklaneczką rumu w dłoni i zastanawiając się jaką najbliższą przyszłość czeka Kuba…
Prąd wrócił po północy, jak w zegarku.
Stay tuned…Budzi mnie gwar za oknem, jest 6.30 rano i zaciekawiony wyglądam co się dzieje na ulicy.
Otóż mleko sprzedają – oto co się dzieje. Kolejna cegiełka rzeczywistości codziennej dzisiejszej Kuby.
Kobieta sprzedaje mleko nalewając ludziom do plastikowych butelek z wielkiej kadzi. Kolejka zawija za róg ulicy… Pobudziłem dzieci aby im ten widok pokazać, były w szoku (my zresztą też)
Na dziś zaplanowaliśmy odwiedziny w Valle de los Ingenios czyli w Dolinie Cukrowni. Jest to historyczny region uprawy i przetwórstwa trzciny cukrowej w czasach kolonialnych.
Do dzisiaj zachowały się nieliczne budynki plantatorów oraz pałac Manaca Iznaga, słynący z wysokiej wieży z dzwonem, który oznajmiał biciem początek i koniec pracy dla licznych niewolników, czas na modlitwy i ostrzeżenia pożarowe. Ze szczyty wieży obserwowano też pracę i wyłapywano tych nieposłusznych co chcieli uciekać.
Uzgodniliśmy z Lilian, że weźmiemy tego samego Chevroleta co wczoraj z naszym wiekowym kierowcą Juanem. Nieśpiesznie nas tam zawiezie i pokaże wszystkie atrakcje za 40usd. Na drugą część dnia zaplanowaliśmy wizytę w Parc Natural de Cubano i trekking do wodospadu Javira.
Pierwszy postój nazywa się po prostu Valle de Ingenios Mirador. To wzgórze ze starymi budynkami plantacji i pięknym widokiem na całą dolinę.
Ciągle uprawia się tutaj banany, po wielkim planacjach trzciny cukrowej nie ma śladu.
Kolejny przystanek to Manaca Iznaga. Przed budynkami plantacji i wieżą rozłożyły się stragany miejscowych. W sprzedaży głównie koronki, tkaniny, koszule i sukienki. Turystów jak na lekarstwo więc wszyscy wpatrują się w nas z nadzieją
Piękne laleczki, to na pewno lokalny wyrób a nie chińska podróba.
Zaczynamy od wieży. Wspomniany dzwon jest zdemontowany i można go podziwiać obok
No trochę wspinaczki po schodach jest przed nami, wstęp jest płatny ale to koszt 70CUP więc poniżej złotówki.
Z góry oczywiście piękne widoki na Dolinę Cukrowni i pałac
Sam pałac to dziś restauracja, kilka sklepów i pozostałości zabudowań plantacji, oczywiście można wszędzie zajrzeć
Bardzo fajne miejsce, wszystkim się bardzo podobało. Na koniec idziemy na degustację soku z trzciny cukrowej. Miejscowi dobrze się przygotowali na turystów z różnych stron świata ?
Sok wyciskany jest od razu na miejscu.
Przyznaję, że próbuję po raz pierwszy i o dziwo – bardzo dobrze smakuje, dzieci też są OK. Fajnie gryzie się taki kawałek trzciny co dostaliśmy
Miejscowi dojeżdżają tu autobusikami, oczywiście dostępnymi dla turystów za dolary.
Jedziemy do Parku Cubano, trzeba ponownie przejechać przez całe Trinidad, kilka obrazków z przedmieść, wszędzie kolejki.
Z tej ciężarówki sprzedawali chleb… obrazki jak w PRLu
„Mleko musi mieć szybki transport” ?
Do parku jedziemy szutrową drogą, nasz chevrolet miejscami ledwo daje radę. Co ciekawe spotykamy po drodze tylko takie samochody
Przy bramie parku Juan nas zostawia – Możecie tu spędzić tyle czasu ile chcecie. Będę czekał. W parku idźcie główną ścieżką a za około 40 minut dojdziecie do wodospadu, tam się można wykąpać – instruuje.
No ale wejście jest płatne. 10CUP dla miejscowych i …..10usd dla turystów – no zgroza po prostu.
Płaczemy i płacimy, ruszamy na szlak. Na początek baaardzo ruchomy mostek:
Ścieżka przez dżunglę jest prosta ale to rzeczywiście prawie 40 minut spaceru.
Po drodze spotykamy kolonie miejscowych groźnych os – lepiej nie drażnić
Są i inne przyrodnicze ciekawostki.
Na końcu miejsce przy wodospadzie, gdzie można rzeczywiście wskoczyć do przyjemnej chłodnej wody i zrelaksować się na maksa – super spędzamy tu czas:
To było jedyne miejsce, gdzie spotkaliśmy większą grupę turystów zarówno miejscowych jak i z zagranicy. Jedna rodzina była na pewno ruska.
Na parkingu taka motoryzacja
Zeszło nam cały dzień. Żegnamy się z Juanem pod naszą casą i po odwiedzeniu Cafe don Pepe, po raz ostatni przechodzimy przez centrum Trinidadu.
w bocznych zaułkach już tak pięknie nie jest