Po wizycie w Griffith znowu jedziemy na Venice Beach aby tam w całości nasz ostatni pełny dzień pobytu.
Na obiad sie udajemy do restauracji przy plaży. Tam, ku zdziwieniu- WiFi mi się samo połączyło. Przypominam sobie że byłem tu cztery lata temu
:D
:D Tym razem biore jednak nie samą kawę, a prawdopodobnie jednego z lepszych burgerów jakie jadłem w życiu. Pulled Pork BBQ.
Ten ostatni zachód słońca zapamiętam chyba na zawsze, było naprawde cudnie.
Dzień 8:
Dzień zaczynam od zakupienia biletów powrotnych i odprawy na rejs. Wychodzi na to że pula utrudnień została już wykorzystana. W Boeingu 747-8 którym polecimy do Frankfurtu, jest pełno wolnych miejsc w każdej klasie. Bierzemy Business, co się naprawdę opłaca bo to prawie 11 godzin lotu. Odlot do Frankfurtu jest o 14:50. W razie czego naszym back-upem jest A350 do Monachium lub kolejny lot do Frankfurtu (A340) ale nic się nie zapowiada żeby trzeba było z tego korzystać.
Na ten dzień nie mamy już żadnych innych planów- powoli jemy śniadanko, pakujemy się, udajemy się w strone lotniska. Najpierw jeszcze zahaczamy od Imperial Hill- gdzie znajduje się najlepsza miejscówka spotterska. Cztery lata temu spędziłem tam cały dzień. W międzyczasie wybuchł C**id, i od tamtej pory ruch na lotnisku zrobił się dużo mniej ciekawy.
Na cztery godziny przed odlotem oddajemy auto. Troche zabawne to było- bo na wjeździe była śluza. Próg z kolcami, przez który dało radę przejechać tylko w jedną strone (kolce składają się pod naciskiem kół). Miałem i tak spore opory przed przejechaniem przez nie- wszak oko widzi wystające kolce
:D
Po dwudziestu minutach oczekiwania, shuttle nas zabrał na terminal B- z którego korzystają prawie wszystkie linie z innych kontynentów niż Północna Ameryka.
Wg taryfy przysługuje nam po dwie sztuki bagażu rejestrowanego na łebka, a lecimy tylko z podręcznym. Będąc już pewny tego że się uda polecieć- postanawiam chociaż nadać swoją kabinówke do Wrocka. Zawieszka bagażowa dostaje dwa dodatkowe kartoniki- „Priority” oraz „Standby” co wygląda komicznie- jak priorytet do wyjścia
:D Pani na check-inie niestety nie mogła jeszcze nam przydzielić miejsc.
Business czy nie- kolejka do security jest pojedyncza, przyspieszyć sobie możesz tylko z „TSA Pre Check”. Pasażerów w kolejce do kontroli jest ze trzy razy więcej niż trzy dni temu na JFK, a schodzi nam o połowe mniej czasu. Bardzo efektywnie. Ale za to była przygoda. Na Full-Body Scan strażnikowi sie pokazuje informacja że będę potrzebował dodatkowego sprawdzenia. Na ekranie na żółto podświetlił się obszar mojego krocza. Zanim przeszedł do wnikliwej kontroli- strażnik z minute czasu poświęcił na recytowanie różnych formułek po co i dlaczego zaraz ostro naruszy moją prywatność
:D
:D Nie znalazł nic niespodziewanego
:D
Jest i ona- królowa przestworzy. Boeing 747. Każdy lot Jumbojetem jest dla mnie mega wyjątkową chwilą, ale jaram sie podwójnie bo wersją -400 leciałem już czterokrotnie, ale -8 jeszcze nigdy. Musze z dumą przyznać że mój pracodawca jest ostatnim bastionem czterosilnikowców na całym świecie. We flocie jest 5 typów maszyn (A340-300, A340-600, A380, B747-400, B747-8) i trzeba z tego korzystać.
Na 35 minut przed odlotem dostajemy miejscówki- 5I i 5H na dolnym pokładzie. Bardzo mnie to cieszy- dwa miejsca obok siebie przy oknie, ze wspaniałym widokiem na silniki. Musze przyznać że nie jara mnie jakoś lot w garbie- kadłub jest tam dużo bardziej zakrzywiony i nie widać tak dobrze skrzydła. W 747-8 jest aż 80 miejsc Business Class- 24 na górnym pokładzie, 56 na dolnym. Oprócz tego jest 8 miejsc First Class, 32 Premium Economy, i 244 Economy- co daje tylko 356 miejsc. Jest to stosunkowo niewiele jak na najdłuższy samolot pasażerski świata. A m.in właśnie dlatego na początku tego roku w Seattle, przy okazji dostawy ostatniego 747 w historii, CEO Lufthansy w przemówieniu w hangarze Boeinga zapowiedział że 747 będzie w Lufie latał do późnych lat trzydziestych tego wieku. Żaden inny samolot we flocie nie pomieści tyle pasażerów Premium, przy jednoczesnych ogromnych możliwościach przewożenia cargo pod pokładem.
Będzie to już mój 309-ty lot, ale widok tej bestii za oknem naprawde przyprawia mnie o ciarki. Czuje sie naprawde zaszczycony tym że los mi pozwala cieszyć się z goszczenia na pokładzie samolotu w który jestem zapatrzony od wczesnych lat dzieciństwa.
Z powrotem na ziemie. Tak jak wspominałem- 80 paxów w C. Amerykańska obsługa gejtu za bardzo sie nie cacka- przed boardingiem ustawia trzy kolejki (Business + 2xEconomy) drąc się na pasażerów jak na Beauvais. Zajmujemy miejsca w samolocie- na siedzeniach czeka kosmetyczka, kołderka, podusia, materac- jest nadzieja że moja ciężarna dobrze zniesie tą 11-godzinną podróż.
Pasażerskie 747-8 obsługują tylko 3 linie na świecie- Lufthansa, Korean Air i Air China. Tutaj dwie z nich stają obok siebie.
Odlot z LAX to czysta poezja. Mnóstwo kondensacji nad skrzydłem oraz we wlotach do silników. Światło prosto w silniki. Powolne wznoszenie nad ocean, z goniącym nas cieniem samolotu.
Później- SPA dla ducha i ciała. Za oknem księżycowy krajobraz Nevady, Utah. A na pokładzie uczta. To jest dopiero mój drugi lot w Business na long-haul w życiu.
Schody pomiędzy dolnym pokładem a górnym:
Dolny pokład Business:
Górny:
Po zakończeniu serwisu i kolejnym polaniu Shiraz- kabina przechodzi w tryb nocny. Ale niestety organizmu nie oszukasz- w zegarku biologicznym jest dopiero godzina 18:00. Spania prędko nie będzie. Musiałbym sie niewiadomo jak ululać winkiem żeby zasnąć- a co dopiero ma powiedzieć moja biedna druga połówka która cały lot spędzi na trzeźwo. Nie ma co sie nad sobą użalać, ale ostatecznie podczas całego lotu ja spałem może z 2 godziny, a Sylwia mówi że nie spała wcale.
Na półtora godziny przed lądowaniem, za oknem robi sie jasno. Po całonocnym locie nad Atlantykiem przelecieliśmy już nad Islandią i wlatujemy nad terytorium Szkocji. Za oknem znowu pięknie oświetlone silniki GENX-2B które znam od podszewki bo przez dwa lata byłem mechanikiem na dokładnie tych silnikach. Załoga rozpoczyna serwowanie śniadania.
Pomimo pół godzinnej obsuwy w LA, we Frankfurcie lądujemy punktualnie. Za oknem jest ciekawe zjawisko- bardzo niskie poprzerywane chmury. Nasza królowa na podejściu wytwarza swoją własną pogode- nad skrzydłem cały czas sie utrzymuje ogromna chmura kondensacji.
Podczas kołowania widok na przepychany 747-400. Tym konkretnie egzemplarzem w kwietniu leciałem do Chicago.
Niestety dzieje sie nieuniknione- stajemy przy bramce i wychodzimy z pokładu. Ostatni rzut oka na królową.
We Frankfurcie mamy niecałe dwie godziny przesiadki przed lotem do Wrocka. Szybko zlatuje, ale mam coraz większego nerwa na Frankfurt. Znaki kierują pasażerów przesiadających się Non-Schengen - Schengen z bramek Z do bardzo odległego, nie-efektywnego miejsca terminala, gdzie kontrola paszportowa na wlocie do EU nie jest automatyczna tylko klasycznie- są dwa okienka z urzędnikami. Tworzy sie bardzo długa kolejka i ludzie którzy mają krótkie przesiadki raczej nie zdążają na kolejny rejs. W międzyczasie, w innej (dużo bliższej) części terminala- automatyczne bramki kontroli paszportowej stoją puste. Ja o nich wiem i sie do nich udajemy- ale musze przekonać swoją że "wiem lepiej i nie idziemy za znakami".
Boarding do Wrocka, wsiadamy na pokład CRJ-tki. Miejsc na styk, tym razem nas rozsadza po samolocie. Jeszcze tylko godzinka. Albo może i troche więcej- bo kapitan oznajmia utrate slota i stoimy dodatkowe pół godziny na ziemi. Tak czy siak- budze sie dopiero na podejściu do Wrocławia.
Handling (WROLot) ma w poważaniu przywieszki na walizkach i bagaże "priority" wyjeżdżają dopiero na samym końcu. Po pół godziny od wyjścia z samolotu. Pakujemy sie do auta, zgarniamy jedzenie na wynos, i prosto do domu. Nie wiem kiedy zleciał ten ostatni tydzień.
sevenfiftyseven napisał:zamierzałem po raz pierwszy wybrać się poza kontynent „stendbajem” Czy mógłbyś wytłumaczyć na czym to polega i z czym to się je?Edyta: Już kumam z wpisu na konkurencyjnym forum.
;)
Quote:Widok z TOTR nas na tyle usatysfakcjonował, że postanowiliśmy jednak nie wjeżdżać na The Edge. Tam jest dodatkowa atrakcja w postaci pochyłej, przeszklonej barierki jak i "szklanej podłogi" ale na 3-dniowy wypad dwie wizyty na wieżowcach nam starczą.Coś zmieniło i na stronie jest nieaktalna informacja, czy to miała być oddzielnie płatna atrakcja?
Z wypiekami na twarzy czytałam o perypetiach na stanbayu aż przypomniał mi się mój pierwszy lot w tej formule. Niestety zakończony lotem dopiero 24 h później
:(Czekam na ciąg dalszy.
@sevenfiftyseven następnym razem jak będziecie w NYC to czy to na JFK czy z JFK polecam dostać się z pominięciem pierwszej / ostatniej stacji Airtrain. Krótka przejażdżka autobusem i masz 8$ zaoszczędzone…chociaż wiem, że z partnerką w ciąży jednak liczy się wygoda. Ale z Brooklynu dojazd w ten sposób jest naprawdę bardzo prosty.A co do PRM-ów z Indii- trochę się historii nasłuchałem i sam trochę rzeczy widziałem jak pracowałem jako agent na lotnisku- w zdecydowanej większości nie są to pasażerowie, którzy potrzebują pomocy. Po prostu są to często zamożni Hindusi, którzy lubią czuć się lepsi od innych i mają podejście „płacę to wymagam”. A że serwis PRM może zamówić każdy kto uważa, że go „potrzebuje”…to jest jak jest. A Hindusi są w tym specjalistami ?
Dzięki za fajną relacje! Przypomniały mi miłe chwile w NYC.Natomiast co do LA, nie byłem, chce polecieć ale tam za wiele interesujących rzeczy to faktycznie chyba nie ma
:D
Po wizycie w Griffith znowu jedziemy na Venice Beach aby tam w całości nasz ostatni pełny dzień pobytu.
Na obiad sie udajemy do restauracji przy plaży. Tam, ku zdziwieniu- WiFi mi się samo połączyło. Przypominam sobie że byłem tu cztery lata temu :D :D Tym razem biore jednak nie samą kawę, a prawdopodobnie jednego z lepszych burgerów jakie jadłem w życiu. Pulled Pork BBQ.
Ten ostatni zachód słońca zapamiętam chyba na zawsze, było naprawde cudnie.
Dzień 8:
Dzień zaczynam od zakupienia biletów powrotnych i odprawy na rejs. Wychodzi na to że pula utrudnień została już wykorzystana. W Boeingu 747-8 którym polecimy do Frankfurtu, jest pełno wolnych miejsc w każdej klasie. Bierzemy Business, co się naprawdę opłaca bo to prawie 11 godzin lotu. Odlot do Frankfurtu jest o 14:50. W razie czego naszym back-upem jest A350 do Monachium lub kolejny lot do Frankfurtu (A340) ale nic się nie zapowiada żeby trzeba było z tego korzystać.
Na ten dzień nie mamy już żadnych innych planów- powoli jemy śniadanko, pakujemy się, udajemy się w strone lotniska. Najpierw jeszcze zahaczamy od Imperial Hill- gdzie znajduje się najlepsza miejscówka spotterska. Cztery lata temu spędziłem tam cały dzień. W międzyczasie wybuchł C**id, i od tamtej pory ruch na lotnisku zrobił się dużo mniej ciekawy.
Na cztery godziny przed odlotem oddajemy auto. Troche zabawne to było- bo na wjeździe była śluza. Próg z kolcami, przez który dało radę przejechać tylko w jedną strone (kolce składają się pod naciskiem kół). Miałem i tak spore opory przed przejechaniem przez nie- wszak oko widzi wystające kolce :D
Po dwudziestu minutach oczekiwania, shuttle nas zabrał na terminal B- z którego korzystają prawie wszystkie linie z innych kontynentów niż Północna Ameryka.
Wg taryfy przysługuje nam po dwie sztuki bagażu rejestrowanego na łebka, a lecimy tylko z podręcznym. Będąc już pewny tego że się uda polecieć- postanawiam chociaż nadać swoją kabinówke do Wrocka. Zawieszka bagażowa dostaje dwa dodatkowe kartoniki- „Priority” oraz „Standby” co wygląda komicznie- jak priorytet do wyjścia :D Pani na check-inie niestety nie mogła jeszcze nam przydzielić miejsc.
Business czy nie- kolejka do security jest pojedyncza, przyspieszyć sobie możesz tylko z „TSA Pre Check”. Pasażerów w kolejce do kontroli jest ze trzy razy więcej niż trzy dni temu na JFK, a schodzi nam o połowe mniej czasu. Bardzo efektywnie. Ale za to była przygoda. Na Full-Body Scan strażnikowi sie pokazuje informacja że będę potrzebował dodatkowego sprawdzenia. Na ekranie na żółto podświetlił się obszar mojego krocza. Zanim przeszedł do wnikliwej kontroli- strażnik z minute czasu poświęcił na recytowanie różnych formułek po co i dlaczego zaraz ostro naruszy moją prywatność :D :D Nie znalazł nic niespodziewanego :D
Jest i ona- królowa przestworzy. Boeing 747. Każdy lot Jumbojetem jest dla mnie mega wyjątkową chwilą, ale jaram sie podwójnie bo wersją -400 leciałem już czterokrotnie, ale -8 jeszcze nigdy. Musze z dumą przyznać że mój pracodawca jest ostatnim bastionem czterosilnikowców na całym świecie. We flocie jest 5 typów maszyn (A340-300, A340-600, A380, B747-400, B747-8) i trzeba z tego korzystać.
Na 35 minut przed odlotem dostajemy miejscówki- 5I i 5H na dolnym pokładzie. Bardzo mnie to cieszy- dwa miejsca obok siebie przy oknie, ze wspaniałym widokiem na silniki. Musze przyznać że nie jara mnie jakoś lot w garbie- kadłub jest tam dużo bardziej zakrzywiony i nie widać tak dobrze skrzydła. W 747-8 jest aż 80 miejsc Business Class- 24 na górnym pokładzie, 56 na dolnym. Oprócz tego jest 8 miejsc First Class, 32 Premium Economy, i 244 Economy- co daje tylko 356 miejsc. Jest to stosunkowo niewiele jak na najdłuższy samolot pasażerski świata.
A m.in właśnie dlatego na początku tego roku w Seattle, przy okazji dostawy ostatniego 747 w historii, CEO Lufthansy w przemówieniu w hangarze Boeinga zapowiedział że 747 będzie w Lufie latał do późnych lat trzydziestych tego wieku. Żaden inny samolot we flocie nie pomieści tyle pasażerów Premium, przy jednoczesnych ogromnych możliwościach przewożenia cargo pod pokładem.
Będzie to już mój 309-ty lot, ale widok tej bestii za oknem naprawde przyprawia mnie o ciarki. Czuje sie naprawde zaszczycony tym że los mi pozwala cieszyć się z goszczenia na pokładzie samolotu w który jestem zapatrzony od wczesnych lat dzieciństwa.
Z powrotem na ziemie. Tak jak wspominałem- 80 paxów w C. Amerykańska obsługa gejtu za bardzo sie nie cacka- przed boardingiem ustawia trzy kolejki (Business + 2xEconomy) drąc się na pasażerów jak na Beauvais. Zajmujemy miejsca w samolocie- na siedzeniach czeka kosmetyczka, kołderka, podusia, materac- jest nadzieja że moja ciężarna dobrze zniesie tą 11-godzinną podróż.
Pasażerskie 747-8 obsługują tylko 3 linie na świecie- Lufthansa, Korean Air i Air China. Tutaj dwie z nich stają obok siebie.
Odlot z LAX to czysta poezja. Mnóstwo kondensacji nad skrzydłem oraz we wlotach do silników. Światło prosto w silniki. Powolne wznoszenie nad ocean, z goniącym nas cieniem samolotu.
https://www.instagram.com/reel/CyxvpBRsNFH/?utm_source=ig_web_button_share_sheet&igshid=MzRlODBiNWFlZA==
Później- SPA dla ducha i ciała. Za oknem księżycowy krajobraz Nevady, Utah. A na pokładzie uczta. To jest dopiero mój drugi lot w Business na long-haul w życiu.
Schody pomiędzy dolnym pokładem a górnym:
Dolny pokład Business:
Górny:
Po zakończeniu serwisu i kolejnym polaniu Shiraz- kabina przechodzi w tryb nocny. Ale niestety organizmu nie oszukasz- w zegarku biologicznym jest dopiero godzina 18:00. Spania prędko nie będzie. Musiałbym sie niewiadomo jak ululać winkiem żeby zasnąć- a co dopiero ma powiedzieć moja biedna druga połówka która cały lot spędzi na trzeźwo. Nie ma co sie nad sobą użalać, ale ostatecznie podczas całego lotu ja spałem może z 2 godziny, a Sylwia mówi że nie spała wcale.
Na półtora godziny przed lądowaniem, za oknem robi sie jasno. Po całonocnym locie nad Atlantykiem przelecieliśmy już nad Islandią i wlatujemy nad terytorium Szkocji. Za oknem znowu pięknie oświetlone silniki GENX-2B które znam od podszewki bo przez dwa lata byłem mechanikiem na dokładnie tych silnikach. Załoga rozpoczyna serwowanie śniadania.
Pomimo pół godzinnej obsuwy w LA, we Frankfurcie lądujemy punktualnie. Za oknem jest ciekawe zjawisko- bardzo niskie poprzerywane chmury. Nasza królowa na podejściu wytwarza swoją własną pogode- nad skrzydłem cały czas sie utrzymuje ogromna chmura kondensacji.
Podczas kołowania widok na przepychany 747-400. Tym konkretnie egzemplarzem w kwietniu leciałem do Chicago.
Niestety dzieje sie nieuniknione- stajemy przy bramce i wychodzimy z pokładu. Ostatni rzut oka na królową.
We Frankfurcie mamy niecałe dwie godziny przesiadki przed lotem do Wrocka. Szybko zlatuje, ale mam coraz większego nerwa na Frankfurt. Znaki kierują pasażerów przesiadających się Non-Schengen - Schengen z bramek Z do bardzo odległego, nie-efektywnego miejsca terminala, gdzie kontrola paszportowa na wlocie do EU nie jest automatyczna tylko klasycznie- są dwa okienka z urzędnikami. Tworzy sie bardzo długa kolejka i ludzie którzy mają krótkie przesiadki raczej nie zdążają na kolejny rejs. W międzyczasie, w innej (dużo bliższej) części terminala- automatyczne bramki kontroli paszportowej stoją puste. Ja o nich wiem i sie do nich udajemy- ale musze przekonać swoją że "wiem lepiej i nie idziemy za znakami".
Boarding do Wrocka, wsiadamy na pokład CRJ-tki. Miejsc na styk, tym razem nas rozsadza po samolocie. Jeszcze tylko godzinka. Albo może i troche więcej- bo kapitan oznajmia utrate slota i stoimy dodatkowe pół godziny na ziemi. Tak czy siak- budze sie dopiero na podejściu do Wrocławia.
Handling (WROLot) ma w poważaniu przywieszki na walizkach i bagaże "priority" wyjeżdżają dopiero na samym końcu. Po pół godziny od wyjścia z samolotu. Pakujemy sie do auta, zgarniamy jedzenie na wynos, i prosto do domu. Nie wiem kiedy zleciał ten ostatni tydzień.
Dziękuje wszystkim którzy wytrwali do końca!