Wyjątkowo ładne domy, tzn Painted Ladies widać poniżej. Są one w sąsiedztwie parku/skweru, w którym tłumnie odpoczywają mieszkańcy miasta oraz turyści
Pojeździliśmy też tramwajami które są napędzane przez system lin biegnących pod powierzchnią jezdni. W dawnych czasach były 22 linie tramwai linowych, obecnie funkcjonują 3. Są one całkowicie mechaniczne, motorniczy za pomocą specjalnego chwytaka łapie linę , ale też się z niej wypina np na skrzyżowaniach czy w czasie postoju na przystankach. Na poniższym zdjęciu widać tramwaj na tle Cable Car Museum.
Bilet na tramwaj najlepiej kupić jako całodzienny poprzez apkę Munimobile, koszt całodziennego biletu wynosi 13 $, podczas gdy bilet jednorazowy kosztuje 8$ (za to można go kupić nawet w tramwaju za gotówkę)
Wewnątrz muzeum widać m.in. maszynerię i obracające się koła napędzające liny ciągnące tramwaje
Jadąc tramwajem można stać na stopniach w przedniej części wagonu, jest to legalnie dopuszczone i jakoś nikt z tego powodu nie doznaje uszkodzeń ciała, ani nie ulega wypadkom
Po zwiedzeniu San Francisco była pora zacząć wracać w kierunku Los Angeles. Pierwotnie planowaliśmy jechać wzdłuż wybrzeża Pacyfiku, jednak jadąc tamtą bardzo malowniczą drogą nasza podróż trwałaby o kilka godzin dłużej, więc zdecydowaliśmy się na highway nr 5, tym bardziej, że i tak musieliśmy odebrać zapomniany w hotelu w Bakersfield depozyt 100 $. Zatem nocleg wypadł nam w motelu w okolicy Coalinga. Motel zarezerwowałem dzień wcześniej, niestety rezerwacja była niezwrotna. Niestety, bowiem w okolicy okrutnie śmierdziało bydłem, wiatr przynosił smród z odległej chyba o kilkanaście km "fermy". Poza tym okolica zupełnie jak in the middle on nowhere, kilkanaście mil od motelu było miasteczko (16 tys mieszkańców), dokąd się udaliśmy po piwo i łiskacza, żeby zapomnieć o smrodzie.
W miasteczku jest zachowana stara stacja benzynowa (już nieczynna), ale zwróćcie uwagę na ceny paliwa. Podczas naszego pobytu ceny wynosiły 5,2-6$ za galon, czyli 6 zł/l, to jednak drogo, ale ciągle mniej niż w PL. No ale niedawno dolar kosztował 3 zł, teraz za dolara płacimy 4,3 zł, więc czasy tanich zakupów i podróży w USA odeszły do lamusa
Cała okolica to albo sady (nie wiem co to za drzewa na zdjęciach poniżej), albo pastwiska, albo pola naftowe
Ponieważ zrobiliśmy się głodni, i to był ostatni wieczór w USA, więc zgodnie postanowiliśmy że jedziemy na steka. W środku niczego, czyli pośród pól, sadów i łąk na których pasie się bydło zlokalizowana była niezła restauracja, w w zasadzie centrum hotelowo-restauracyjne z własnym lotniskiem. No cóż farmerzy na steka przylatują Cessnami albo przyjeżdżają... Teslami. Przy punktach ładowania stało chyba ze 20 Tesli (na zdjeciu tylko część z nich), a były jeszcze inne punkty ładowania, tak jakby innego operatora
W restauracji można sobie wybrać który kawałek mięsa mamy ochotę zjeść
Musieliśmy poczekać na miejsce przy stole, ale długo to nie trwało. Dostaliśmy menu. Tanio tutaj nie jest, ale za to dużo i bardzo smacznie
Na początek przystawka, która była tak duża, że w zasadzie nie musiałbym jeść nic więcej
A to mój stek. 24 uncje, czyli 680 gram soczystego mięsa
Dwa steki wyszły nas 132 dolary
:( , ale warto było
Na koniec, już w pokoju nastrój jeszcze poprawiliśmy opróżniając dwie flaszki łiskacza. I tak skończył się nasz przedostatni dzień w Kalifornii. Pozostało jeszcze zrobić małe zakupy, dojechać do lotniska, troszkę wokół niego pobuszować i wrócić do PL, o czym napiszę poniżej-- 16 Kwi 2022 17:27 --
Miałem tylko zaświadczenie o zaszczepieniu (wydruk z formularza unijnego z IKP) oraz (też z IKP) certyfikat ozdrowieńca. Takie dokumenty pokazałem na check-in i nikt o nic więcej nie pytał. W USA, na kontroli granicznej, ani nigdzie indziej niczego związanego z covidem nie sprawdzali . W WAW dają jakieś bzdurne kartki do wypełnieni i oddania po przylocie do USA, ale można się tym nie przejmować, bo nikt tego nie zbiera
-- 16 Kwi 2022 18:00 --
W niedzielę, czyli ostatniego dnia pobytu zaliczyliśmy ostatnie zakupy, odebraliśmy zostawione w hotelu w Bakersfield 100$ i pojechaliśmy do LAX. Kolega chciał jeszcze pofocić samoloty z górki przy lotnisku, a ja stwierdziłem, że samoloty widać też dobrze z ... plaży koło lotniska. Wprawdzie się nie kąpałem (woda troszkę chłodna), ale porządny spacer zaliczyłem. Dobrze to zrobiło po ostatnich 4 dniach turystyki samochodowej
Grupami pojawiają się takie małe ptaszki, można nawet całkiem blisko podejść, ale nie bliżej niż jakieś 5 metrów, bo wtedy szybciutko odbiegają
Dwa tygodnie przed moja wizytą, tuż obok plaży miał miejsce wypadek, w którym zginął Jay Laplante, podróżnik, żeglarz i według info z gazety bardzo lubiany człowiek. Facet miał pecha, bowiem w wieku 49 lat dowiedział się, że zostanie ojcem, więc postanowił sprzedać motocykl, aby losu nie kusić. Już go nawet wyczyścił, ale jadąc nim do pracy wpadło na niego auto jadące z przeciwka które nagle skręciło w lewo i zajechało mu drogę
Po spacerze na plaży pojechaliśmy oddać auto do wypożyczalni, by następnie zacząć lotniczy powrót do domu. Na lotnisku jest bałagan, a na pewno w terminalu międzynarodowym (Tom Bradley international terminal). Wg info z wyświetlaczy stanowiska LOT znajdują się w zupełnie innym miejscu, niż są w rzeczywistości (akurat odprawiano tam Turkisha mając za sobą monitory wyświetlające logo LOT, natomiast LOT można było poznać po stojakach- standach z logo LOT). Na szczęście obsługa check-in sprawna i ubrana w firmowe stroje LOTu, choć chyba akurat trwało szkolenie nowych agentów, którzy się przyglądali. Więc jak to będzie za kilka dni to trudno powiedzieć
Powrót mieliśmy w premium economy, więc po całym dniu (wylot planowany był na godz 21.50) liczyliśmy na to, że skorzystamy z jakiegoś salunu na lotnisku celem wzięcia prysznica i przekąszenia czegoś w ramach obiado-kolacji. Niestety okazało się, że w międzynarodowym terminalu jednego z większych lotnisk w USA nie ma ani jednego saloniku, który honorowałby którąś z kart, które posiadam, czyli PriorityPass, LongeyKey czy DinnersClub. Są tylko saloniki dla pasażerów biznesklasy, w tym salun Star Alliance. Jak na takie duże lotnisko i taki duży terminal to wstyd.
W takiej Warszawie, gdzie lotnisko jednak dużo mniejsze niż w LAX (nawet biorąc pod uwage Warszawa-Radom-Modlin [emoji28]), to są dwa saloniki które honorują w/w karty, więc w WAW mógłbym 6 razy wejść [emoji38] , a w LAX ani razu
Z lepszych wieści to trafiliśmy na tę samą załogę z którą przylecieliśmy do LAX, niestety podróż już nie całkiem z przodu się odbywała, ale i tak było fajnie. I tutaj ciekawostka: biznesklasa pełna po dach, w premium economy 19 pasażerów na 21 miejsc, w ekonomiku hulał wiatr, tak na oko zajętych było 40% miejsc (więc sporo pasażerów podróżowało na leżąco mając 3 fotele do dyspozycji).
Karty menu:
Amenity kit (dawniej w premium economy dawali jeszcze skarpety):
Welcome drink jest tylko non-alco, a skoro nie byliśmy w saloniku, to jest to istotna niedogodność
;) , na szczęście po starcie serwowany jest aperitiff. U mnie prosseco, a następnie po kieliszku każdego z białych win (wygrywa riesling)
(żeby nie było gadania, była zgoda na publikację wizerunku)
poniżej degustacja białych win dostępnych w premium economy
Mój obiad z oboma rodzajami czerwonego wina. Co prawda wg karty menu miały być żeberka, a była wołowina, ale i tak było OK. Ciastko, tzn brownie bardzo smaczne
:)
Obiad sąsiada, tzn jego kurczak:
Z win czerwonych wygrywa Shiraz. Wina jednak z półki niżej niż w biznesklasie, no ale to jest ekonomia plus, a nawet porównując z innymi liniami biznes minus, a nie pełen biznes, więc sprawa zrozumiała.
Między posiłkami są dostępne kanapki, słone oraz słodkie przekąski
Po kilku godzinach snu za oknem widzę takie widok. To już gdzieś nad Norwegią:
Pora na śniadanie w porze obiado-kolacji w PL
Wlatując do PL widać było Zalew Szczeciński oraz jakoś tak dziwnie przebiegającą wzdłuż granicy linię chmur
Moje wrażenia z premium economy LOTu: uważam, że to jedna z najlepszych klas Y+ z linii jakimi leciałem, o wiele lepsza do tego co oferuje Lufthansa, zarówno pod względem jedzenia, serwisu (w LOT są dwie osoby cabin crew dedykowane do Y+) oraz kabiny - jest np zasłonka oddzielająca Y od Y+, a także wygody fotela, w tym przestrzeni na nogi, zwłaszcza w pierwszym rzędzie tej kabiny.
W Warszawie obyło się bez żadnej kolejki do kontroli paszportowej, ale następnie czekały nas 4 godziny siedzenia w saloniku Polonez, bowiem rozkład do KTW jest słaby (w dodatku niestety o tej porze salonik Yonelle już zamknięty i wybór posiłków skromy, ale na szczęście nie byliśmy głodni ani spragnieni
;) po rejsie). Za to w salunie niespodzianka: zupełnie nieoczekiwanie pojawił się kolega, który tak samo z zaskoczenia wpadł na nas w saloniku w KTW gdy zaczynaliśmy podróż. No to razem ją zaczęliśmy i razem skończyliśmy
To tyle raportu z krótkiej, bo 5 dniowej eskapady do Kalifornii. Dziękuję za uwagę
:)
QbaqBA napisał:
tropikey napisał:
A na marginesie, do tej pory byłem święcie przekonany, że Ty jesteś @QbaqBA
:D
Oj nieeee, ja to w samym Yosemite przynajmniej 3 dni bym przesiedział
;)
Ja już byłem 3 razy, więc jakby 3 dni zaliczone
;)
Teraz było mało czasu na wszystko, więc biegiem zaliczyliśmy najważniejsze atrakcje. Jest powód by znów polecieć
BabuK napisał:Salonik na lotnisku KTW uważam za jeden z lepszych, jeśli nie najlepszy wśród portów regionalnych w PL. Miałem przyjemność być tam tylko raz w życiu, więc nie wiem, czy to reguła, ale byłem pozytywnie zaskoczony przyjaznością obsługi
:) A na marginesie, do tej pory byłem święcie przekonany, że Ty jesteś @QbaqBA
:D
[quote="boots"]Nie ma co dalej ciągnąć tej kwestii,/quote]Dobra, kończymy ustalając że zdjęcie przedstawia krajobraz/wydarzenie [emoji38], a osoby z pierwszego planu wyraziły zgodę.
Nie, zakończmy ustalając, że bezprawnie rozpowszechniasz cudze wizerunki. Ale wyciągniesz wnioski na przyszłość - o ile nie będziesz zmuszony do tego wcześniej.
;)
Cześć,napisałeś, że poleciałeś jako ozdrowieniec bez testu. Czy oprócz certyfikatu ozdrowieńca miałeś zaświadczenie lekarskie dopuszczające podróż (na stronie gov jest informacja o konieczności posiadania takiego zaświadczenia) ?Próbowałem wcześniej ustalić czy jest to jakieś wzór, szablon czy coś takiego - niestety nie udało mi uzyskać odpowiedzi.
tropikey napisał:A na marginesie, do tej pory byłem święcie przekonany, że Ty jesteś @QbaqBA
:DOj nieeee, ja to w samym Yosemite przynajmniej 3 dni bym przesiedział
;)
QbaqBA napisał:tropikey napisał:A na marginesie, do tej pory byłem święcie przekonany, że Ty jesteś @QbaqBA
:DOj nieeee, ja to w samym Yosemite przynajmniej 3 dni bym przesiedział
;)Ja już byłem 3 razy, więc jakby 3 dni zaliczone
;)Teraz było mało czasu na wszystko, więc biegiem zaliczyliśmy najważniejsze atrakcje.Jest powód by znów polecieć
hank napisał:Relacja top-notch
;),swoją drogą jakie obecnie zadaja pytania na granicy, długo wałkują?To zależy na kogo się trafi. Mnie się zapytali po co i dlaczego tak krótko, a kolegę trochę wałkowali. Ale jak masz uczciwe zamiary, a nie zamierzasz aktywności terrorystycznej uskuteczniać, prochami handlować itp, to spoko."Tourist & shopping" to klucz. Dobrze pamiętać gdzieś będzie pierwszy nocleg i co jest celem podroży .Mój oficer się uśmiechnął jak mu powiedziałem, że celem bylo się przelecieć po covidzie, a skoro padło na US, to pozwiedzam i zrobię zakupy [emoji16]
hank napisał:Relacja top-notch
;),swoją drogą jakie obecnie zadaja pytania na granicy, długo wałkują?Od nas kilka dni temu w LAX pani tylko wzięła paszporty (rodzina 4 os), zdjęcie każdej osoby, nawet bez odcisków palców (pewnie już w systemie mieli), wbita pieczątka i dziękuje. Ani jednego pytania…Kart attestation oraz deklaracji celnych nikt nigdzie nawet nie zbierał.
Fajny 5 dniowy wypad
:) Ja byłam w listopadzie, więc z przyjemnością powspominałam sobie te piękne widoczki. W Yosemite też część parku była już zamknięta, ale i tak udało się sporo zobaczyćPowiedz czy w SF auto zostawiałeś gdzieś na parkingach strzeżonych ? bo ja po ostrzeżeniach od róznych osób , mocno obawiałam się i miasto słabo zwiedziłam.Ale miałeś farta z mostem , ja robiłam kilka podejść i dopiero za trzecim razem i to tuż przed wylotem, zobaczyłam go w pełnej krasie..
Auto zostawiliśmy koło mostu (były info, żeby nie zostawiać wartościowych rzeczy w środku, ale i tak plecak z kompem został w bagażniku). Na szczęście nic nie nie stało.Potem koło muzeum tramwajów na jakieś 2.5 godziny, a potem na krotszy czas niedaleko Painted Ladies.Caly pobyt w SF (od rana do popołudnia) bez niechcianych przygód
:)
Wyjątkowo ładne domy, tzn Painted Ladies widać poniżej. Są one w sąsiedztwie parku/skweru, w którym tłumnie odpoczywają mieszkańcy miasta oraz turyści
Pojeździliśmy też tramwajami które są napędzane przez system lin biegnących pod powierzchnią jezdni. W dawnych czasach były 22 linie tramwai linowych, obecnie funkcjonują 3. Są one całkowicie mechaniczne, motorniczy za pomocą specjalnego chwytaka łapie linę , ale też się z niej wypina np na skrzyżowaniach czy w czasie postoju na przystankach. Na poniższym zdjęciu widać tramwaj na tle Cable Car Museum.
Bilet na tramwaj najlepiej kupić jako całodzienny poprzez apkę Munimobile, koszt całodziennego biletu wynosi 13 $, podczas gdy bilet jednorazowy kosztuje 8$ (za to można go kupić nawet w tramwaju za gotówkę)
Wewnątrz muzeum widać m.in. maszynerię i obracające się koła napędzające liny ciągnące tramwaje
Jadąc tramwajem można stać na stopniach w przedniej części wagonu, jest to legalnie dopuszczone i jakoś nikt z tego powodu nie doznaje uszkodzeń ciała, ani nie ulega wypadkom
https://www.youtube.com/watch?v=GV_pgRzmlGI
Na końcowych przystankach trzeba tramwaj obrócić na specjalnej obrotnicy napędzanej siłą mięśni
https://www.youtube.com/watch?v=DbvjNcFnG_0
Na koniec jeszcze krótka wizyta w dzielnicy LGBT
stay tunedkolejny odcinek relacji poniżej:
Po zwiedzeniu San Francisco była pora zacząć wracać w kierunku Los Angeles. Pierwotnie planowaliśmy jechać wzdłuż wybrzeża Pacyfiku, jednak jadąc tamtą bardzo malowniczą drogą nasza podróż trwałaby o kilka godzin dłużej, więc zdecydowaliśmy się na highway nr 5, tym bardziej, że i tak musieliśmy odebrać zapomniany w hotelu w Bakersfield depozyt 100 $. Zatem nocleg wypadł nam w motelu w okolicy Coalinga. Motel zarezerwowałem dzień wcześniej, niestety rezerwacja była niezwrotna. Niestety, bowiem w okolicy okrutnie śmierdziało bydłem, wiatr przynosił smród z odległej chyba o kilkanaście km "fermy". Poza tym okolica zupełnie jak in the middle on nowhere, kilkanaście mil od motelu było miasteczko (16 tys mieszkańców), dokąd się udaliśmy po piwo i łiskacza, żeby zapomnieć o smrodzie.
W miasteczku jest zachowana stara stacja benzynowa (już nieczynna), ale zwróćcie uwagę na ceny paliwa. Podczas naszego pobytu ceny wynosiły 5,2-6$ za galon, czyli 6 zł/l, to jednak drogo, ale ciągle mniej niż w PL. No ale niedawno dolar kosztował 3 zł, teraz za dolara płacimy 4,3 zł, więc czasy tanich zakupów i podróży w USA odeszły do lamusa
Cała okolica to albo sady (nie wiem co to za drzewa na zdjęciach poniżej), albo pastwiska, albo pola naftowe
Ponieważ zrobiliśmy się głodni, i to był ostatni wieczór w USA, więc zgodnie postanowiliśmy że jedziemy na steka. W środku niczego, czyli pośród pól, sadów i łąk na których pasie się bydło zlokalizowana była niezła restauracja, w w zasadzie centrum hotelowo-restauracyjne z własnym lotniskiem. No cóż farmerzy na steka przylatują Cessnami albo przyjeżdżają... Teslami. Przy punktach ładowania stało chyba ze 20 Tesli (na zdjeciu tylko część z nich), a były jeszcze inne punkty ładowania, tak jakby innego operatora
W restauracji można sobie wybrać który kawałek mięsa mamy ochotę zjeść
Musieliśmy poczekać na miejsce przy stole, ale długo to nie trwało. Dostaliśmy menu. Tanio tutaj nie jest, ale za to dużo i bardzo smacznie
Na początek przystawka, która była tak duża, że w zasadzie nie musiałbym jeść nic więcej
A to mój stek. 24 uncje, czyli 680 gram soczystego mięsa
Dwa steki wyszły nas 132 dolary :( , ale warto było
Na koniec, już w pokoju nastrój jeszcze poprawiliśmy opróżniając dwie flaszki łiskacza. I tak skończył się nasz przedostatni dzień w Kalifornii. Pozostało jeszcze zrobić małe zakupy, dojechać do lotniska, troszkę wokół niego pobuszować i wrócić do PL, o czym napiszę poniżej-- 16 Kwi 2022 17:27 --
Miałem tylko zaświadczenie o zaszczepieniu (wydruk z formularza unijnego z IKP) oraz (też z IKP) certyfikat ozdrowieńca. Takie dokumenty pokazałem na check-in i nikt o nic więcej nie pytał. W USA, na kontroli granicznej, ani nigdzie indziej niczego związanego z covidem nie sprawdzali .
W WAW dają jakieś bzdurne kartki do wypełnieni i oddania po przylocie do USA, ale można się tym nie przejmować, bo nikt tego nie zbiera
-- 16 Kwi 2022 18:00 --
W niedzielę, czyli ostatniego dnia pobytu zaliczyliśmy ostatnie zakupy, odebraliśmy zostawione w hotelu w Bakersfield 100$ i pojechaliśmy do LAX. Kolega chciał jeszcze pofocić samoloty z górki przy lotnisku, a ja stwierdziłem, że samoloty widać też dobrze z ... plaży koło lotniska.
Wprawdzie się nie kąpałem (woda troszkę chłodna), ale porządny spacer zaliczyłem. Dobrze to zrobiło po ostatnich 4 dniach turystyki samochodowej
Grupami pojawiają się takie małe ptaszki, można nawet całkiem blisko podejść, ale nie bliżej niż jakieś 5 metrów, bo wtedy szybciutko odbiegają
Dwa tygodnie przed moja wizytą, tuż obok plaży miał miejsce wypadek, w którym zginął Jay Laplante, podróżnik, żeglarz i według info z gazety bardzo lubiany człowiek. Facet miał pecha, bowiem w wieku 49 lat dowiedział się, że zostanie ojcem, więc postanowił sprzedać motocykl, aby losu nie kusić. Już go nawet wyczyścił, ale jadąc nim do pracy wpadło na niego auto jadące z przeciwka które nagle skręciło w lewo i zajechało mu drogę
Tutaj możecie poczytać jego historię i co się stało feralnego ranka https://easyreadernews.com/the-epic-of-jay-sailor-cyclist-super-friend-and-soon-to-be-father-jay-laplante-went-out-on-the-highest-note/
Po spacerze na plaży pojechaliśmy oddać auto do wypożyczalni, by następnie zacząć lotniczy powrót do domu. Na lotnisku jest bałagan, a na pewno w terminalu międzynarodowym (Tom Bradley international terminal). Wg info z wyświetlaczy stanowiska LOT znajdują się w zupełnie innym miejscu, niż są w rzeczywistości (akurat odprawiano tam Turkisha mając za sobą monitory wyświetlające logo LOT, natomiast LOT można było poznać po stojakach- standach z logo LOT). Na szczęście obsługa check-in sprawna i ubrana w firmowe stroje LOTu, choć chyba akurat trwało szkolenie nowych agentów, którzy się przyglądali. Więc jak to będzie za kilka dni to trudno powiedzieć
Powrót mieliśmy w premium economy, więc po całym dniu (wylot planowany był na godz 21.50) liczyliśmy na to, że skorzystamy z jakiegoś salunu na lotnisku celem wzięcia prysznica i przekąszenia czegoś w ramach obiado-kolacji. Niestety okazało się, że w międzynarodowym terminalu jednego z większych lotnisk w USA nie ma ani jednego saloniku, który honorowałby którąś z kart, które posiadam, czyli PriorityPass, LongeyKey czy DinnersClub. Są tylko saloniki dla pasażerów biznesklasy, w tym salun Star Alliance. Jak na takie duże lotnisko i taki duży terminal to wstyd.
W takiej Warszawie, gdzie lotnisko jednak dużo mniejsze niż w LAX (nawet biorąc pod uwage Warszawa-Radom-Modlin [emoji28]), to są dwa saloniki które honorują w/w karty, więc w WAW mógłbym 6 razy wejść [emoji38] , a w LAX ani razu
Z lepszych wieści to trafiliśmy na tę samą załogę z którą przylecieliśmy do LAX, niestety podróż już nie całkiem z przodu się odbywała, ale i tak było fajnie. I tutaj ciekawostka: biznesklasa pełna po dach, w premium economy 19 pasażerów na 21 miejsc, w ekonomiku hulał wiatr, tak na oko zajętych było 40% miejsc (więc sporo pasażerów podróżowało na leżąco mając 3 fotele do dyspozycji).
Karty menu:
Amenity kit (dawniej w premium economy dawali jeszcze skarpety):
Welcome drink jest tylko non-alco, a skoro nie byliśmy w saloniku, to jest to istotna niedogodność ;) , na szczęście po starcie serwowany jest aperitiff. U mnie prosseco, a następnie po kieliszku każdego z białych win (wygrywa riesling)
(żeby nie było gadania, była zgoda na publikację wizerunku)
poniżej degustacja białych win dostępnych w premium economy
Mój obiad z oboma rodzajami czerwonego wina. Co prawda wg karty menu miały być żeberka, a była wołowina, ale i tak było OK. Ciastko, tzn brownie bardzo smaczne :)
Obiad sąsiada, tzn jego kurczak:
Z win czerwonych wygrywa Shiraz. Wina jednak z półki niżej niż w biznesklasie, no ale to jest ekonomia plus, a nawet porównując z innymi liniami biznes minus, a nie pełen biznes, więc sprawa zrozumiała.
Między posiłkami są dostępne kanapki, słone oraz słodkie przekąski
Po kilku godzinach snu za oknem widzę takie widok. To już gdzieś nad Norwegią:
Pora na śniadanie w porze obiado-kolacji w PL
Wlatując do PL widać było Zalew Szczeciński oraz jakoś tak dziwnie przebiegającą wzdłuż granicy linię chmur
Moje wrażenia z premium economy LOTu: uważam, że to jedna z najlepszych klas Y+ z linii jakimi leciałem, o wiele lepsza do tego co oferuje Lufthansa, zarówno pod względem jedzenia, serwisu (w LOT są dwie osoby cabin crew dedykowane do Y+) oraz kabiny - jest np zasłonka oddzielająca Y od Y+, a także wygody fotela, w tym przestrzeni na nogi, zwłaszcza w pierwszym rzędzie tej kabiny.
W Warszawie obyło się bez żadnej kolejki do kontroli paszportowej, ale następnie czekały nas 4 godziny siedzenia w saloniku Polonez, bowiem rozkład do KTW jest słaby (w dodatku niestety o tej porze salonik Yonelle już zamknięty i wybór posiłków skromy, ale na szczęście nie byliśmy głodni ani spragnieni ;) po rejsie). Za to w salunie niespodzianka: zupełnie nieoczekiwanie pojawił się kolega, który tak samo z zaskoczenia wpadł na nas w saloniku w KTW gdy zaczynaliśmy podróż. No to razem ją zaczęliśmy i razem skończyliśmy
To tyle raportu z krótkiej, bo 5 dniowej eskapady do Kalifornii. Dziękuję za uwagę :)
Oj nieeee, ja to w samym Yosemite przynajmniej 3 dni bym przesiedział ;)
Teraz było mało czasu na wszystko, więc biegiem zaliczyliśmy najważniejsze atrakcje.
Jest powód by znów polecieć