byłem w Paryżu 2 razy, oba z córką z przebiegłym planem zachęcenia jej do nauczenia się języka francuskiego.
Dotychczasowy rezultat jest słaby. Paryż jej się podoba, nawet bardzo, ale porozumiewa się jedynie po angielsku i śmieje ze mnie, kiedy próbuję ćwiczyć swój francuski, a rozmówcy, aby ułatwić wzajemne porozumienie natychmiast przechodzą na angielski.
Z drugiej strony zarzeka się, że kiedy była w kwietniu na Korsyce, jedyna z całej grupy próbowała porozumiewać się po francusku - tam miała łatwiej, bo udało się znaleźć rozmówców nie biegłych w angielskim.
Zeszłoroczny pobyt był krótki i miał miejsce w okresie największego upału, więc nie zwiedziliśmy zbyt wiele i jedynie to co opisałem w podlinkowanej relacji. Z rzeczy inside widzielismy tylko muzeum Picassa - to ciekawe muzeum, ale bardziej człowieka niż jego sztuki.
Pozostałe były albo zamknięte albo niedostępne ze względu na kolejki.
Tym razem byłem przygotowany, wszystkie - dla niej darmowe - bilety zarezerwowałem wczesniej, więc nie było ryzyka, że nie zobaczymy: Luwru, Centre Georges Pompidou, Musee d’Orsay i Sainte Chapelle
Poza tym program obejmował architekturę modernistyczną. Zarówno tę stuletnią jak i o połowę młodszą. Trochę z tego opisałem w poprzedniej relacji, ale też zobaczyliśmy sporo nowego i o tym napiszę. Zaliczyliśmy tylko dwie wpadki. Jeden budynek był niedostępny, a drugi zakryty rusztowaniami. No może też jeden okazał się stosunkowo mało atrakcyjny. Z drugiej strony natknęliśmy się na kilka rzeczy niezwykle atrakcyjnych.
Może na początek część muzealna. Pierwszy był Luwr, było ciężko, bo tłumy i jednak jest tam sporo crapu - przez co aby dotrzeć do rzeczy najciekawszych trzeba przemierzyć kilometry.
Tłum w oglądanie sztuki nie potrafi, ma to jednak swoje zalety. Do Mona Lizy jest kolejka z wyznaczoną drogą jak na lotnisku. Tłumy otaczają Nike z Samotraki, Wenus z Milo oraz, co jest najmniej zrozumiałe "Wolność wiodącą lud na Barykady," pozostałe dzieła w tym Leonarda i Delacroix można obejrzeć całkiem swobodnie, a np takiego Goyę wiszącego gdzieś w kącie ma się tylko dla siebie, podobnie jak kilka przecudownych antycznych dzieł, a także sporo innych.
Zwiedzanie Luwru zajęło nam 3,5h, ja bym jeszcze wrócił na małą powtórkę.
Jakby komuś nie chciało się stać w kolejce, polecam inną Mona Lisę
Właśnie dzięki wizycie w Luwrze przypomniało mi się moje odkrycie muzyczne sprzed lat trzydziestu
W porównaniu z Luwrem Centre Georges Pompidou jest przecudowne. No crap tylko, sztuka najwyższej jakości. Problem z tym, że po siedmiu godzinach spędzonych tam (w przerwie jeszcze pojechaliśmy coś zjeść i obejrzeć zakratowaną siedzibę UNESCO) ledwo doczłapaliśmy się do hotelu.
Musse d’Orsay okazało się porażką. To znaczy wiedziałem, że dobrze nie będzie, ale z moich pobytów tam nie zapamiętałem tych ton beznadziejnych rzeźb i hektarów nic niewartych płócien.
Do tego tłum, który bardziej zainteresowany był tylko domem w Arles Van Gogha, ale przewalał się przez pozostałe sale ze sztuką istotnie lepszą niż większość ekspozycji. Zauważyłem, że tam największym zainteresowaniem cieszyły się zdjęcia widoków z okna, zegara w oknie oraz restauracji. W tym muzeum wytrzymaliśmy trochę ponad godzinę, ale wymagało to wielkiego wysiłku.
Pozostała część zwiedzania była już przyjemna i relaksującą, choć moja córka uznała, że wyjazdu nie możemy uznać za zaliczony, bo nie widzieliśmy iluminacji wieży Eiffla. I tego nawet zdjęcie z dotykaniem jej czubka nie zrekompensuje
;)
Przed czytaniem ciągu dalszego, który kiedyś się pojawi polecam posłuchanie Jacquesa Higelina
Wysłane z mojego SM-A525F przy użyciu TapatalkaPobyt rozpoczęliśmy w dobrym betonowym stylu, od terminala 1 lotniska w Roissy. Zdjęcia samego terminala i jego satelitów nie zrobiłem, ale są łatwo googlalne. Tak samo jak wieża ciśnień i krzyżujące ruchome chodniki w środku budynku. W związku z tym wrzucę zdjęcie korytarza do satelity terminala. Śliczny i oryginalny.
Jak wcześniej wspomniałem pierwszym, nowym odwiedzonym budynkiem była siedziba UNESCO. Odwiedzonym od zewnątrz, zza płotu - instytucje Narodów Zjednoczonych co w moim przekonaniu słabo świadczy o całym koncepcie ONZ. Niestety widać było niewiele, sfotografować dało się jeszcze mniej, a budowla jest imponująca, podobnie jak znajdujące się na jej terenie rzeźby. Budynek główny powstał w 1958 r (a nadal wygląda nowocześnie) Architekci to Bernard Zehrfuss, Marcel Breuer Pier Luigi Nervi, projekt konsultował sam papież (modernizmu oczywiście, on jeszcze się pojawi w opowieści)
Przy okazji ciekawe dlaczego nie ma flag na masztach? Czyżby żeby nie drażnić Rosji brakiem ich flagi?
Dopiero pod koniec naszego pobytu zauważyłem, że ten budynek i jego kolekcja – obejmująca również malarstwo są zwiedzalne, choć zdaje się w formie oprowadzania, co co najmniej lekko ssie. Cena niewygórowana – 15 EUR, brak darmowych biletów poniżej 26 roku życia.
Spośród kolejnych nowości pierwsza była dla mnie dużą (również jeśli chodzi o rozmiar) niespodzianką. Miałem zaznaczonego pina na mapie, ale myślałem że jedziemy do strażaków, a tu nagle znaleźliśmy się w najpiękniejszym jaki widziałem zespole wysokich budynków mieszkalnych. Nazywa się Olimpiady, budynki mają nazwy od miast gospodarzy olimpiad. Zawsze na mnie człowieku z warszawskich bloków wielkie wrażenie robi jakość z jaką te osiedla wykonano. Również to, że pół wieku temu zaplanowano wielkie garaże podziemne, aby na terenie osiedla wykluczyć ruch samochodowy.
Osiedle zrealizowano w latach 1969 - 1977 na podstawie projektu zespołu pod kierownictwem Michela Holley i André Martinata.
W drodze do strażaków znaleźliśmy dwa ładne budynki, z jednego z nich wycięto wieżę Eiffla
A obok znalazłem budynek szkoły z rzadką dekoracją ceramiczną i fikuśnym balkonem na górze.
Jeśli zaś chodzi o mój pierwotny cel, zdecydowanie nie zawiódł - brutal jak się patrzy. Ta jednostka jest olbrzymia – budynek budynek z 1971 roku zaprojektowali Jean Willerval i Prvoslav Popovic
Oprócz tego zwiedzaliśmy Ivry-Sur-Seine i Kapustki z Montreuil, ale o nich było w poprzedniej relacji. Zła wiadomość jest taka, że przynajmniej jeden budynek przeszedł remont i oryginalne kolorowe elementy zastąpiono szarymi, a balkony z ecru zrobiły się białe. I jest dużo gorzej.
Jednak muszę wrzucić jakieś zdjęcie z Ivry, a nawet 2
Ja chcę ozmawiać z Francuzami po francusku, ale oni wolą że mną po angielsku. Od zawsze tak jest.
Francuzi znają angielski znacznie lepiej niż Hiszpanie czy Włosi, a historie o tym, że nie chcą w tym języku rozmawiać odbieram jako mit.
Prawdą jest natomiast, że ich protokół przynajmniej jeszcze niedawno, ale pewnie nic się w tym zakresie nie zmieniło, zakazywał funkcjonariuszom państwa wygłaszania oficjalnych przemówień w języku innym niż francuski.
Jak pokazuje przykład naszego prezydenta nie jest to glupi pomysł, choć nasz móglby mieć zakaz wypowiedzi w ogóleZapomniałem, że nie skończyłem mojej opowieści, a w międzyczasie wypadła mi wycieczka na najpiękniejszą granicę w Polsce - między Katowicami a Chorzowem i zdjęcia z Paryża są już daleko w galerii. No ale cóż jeśli się powiedziało A trzeba powiedzieć B (czasami), więc początek dalszego ciągu poniżej, ale najpierw moje odkrycie (znaczy ono nie jest w ogóle schowane) z Parku Śląskiego, żeby tym którzy tam nie byli pokazać jakie cuda można w nim znaleźć - może zresztą dodam je do relacji z Sosnowca (bo innej ze Śląska nie napisałem)
W ramach urozmaicenia zaproponowałem żebyśmy pojechali zobaczyć kawałek nowej starchitektury – budynek fundacji Louis Vittona zaprojektowany przez Franka Gherego. Ja go nie znoszę, uważam że jest efekciarski i to co robi szybko się zestarzeje. Po drodze mieliśmy problem ze znalezieniem właściwego przystanku, córka poprosiła mnie żebym jej pokazał ten budynek na zdjęciach – obejrzała i powiedziała, że zupełnie jej się nie chce tego oglądać. Co ciekawe moja starsza córka była ze 2 miesiące temu w Bilbao i jej również nie podobała się twórczość tej gwiazdy. I zaznaczam, że moje dzieci zupełnie nie mają tak, że zgadają się z każdą moją opinią. Rezygnacja z oglądania Gherego oznaczała mały spacerek do budynków w mniejszej skali, starszych. Niedaleko było Maison La Roche z lat 1923 – 25 zaprojektowana przez papieża (modernizmu), znaczy Le Corbusiera we współpracy z Pierrem Janerette.
Budynek śliczniutki z pięknymi detalami (szkło zbrojone, okna uchylne i podobne), niestety zamknięty dla zwiedzających bo sierpień. Parę kroków dalej był modernizm za grube miliony, bloczki i wille. Te wille:
Zaprojektowane przez Roberta Mallet Stevensa mieszczą się na ulicy jego imienia. Są wspaniałe. Ta pod nr 10 jest zwiedzalna, ale jeszcze nie wiem jak, na pewno nie tak po prostu. Warto zwrócić uwagę na fontannę. Te kamyczki na które w końcu spada woda są wzruszające. Kolejnym budynkiem był posterunek straży pożarnej z lat 30-tych. Ładny ale obie byłyśmy jednak lekko rozczarowane.
Potem pojechaliśmy zobaczyć kobserwatorium w Montreuil, które pojawiło się już w mojej relacji - teraz jest otoczone płotem - jakiś remont się szykuje, więc pewnie będzie nowe i piękne. Przy okazji zauważyłem, że leży ono niedaleko alei Ruchu Oporu, postanowiłem na nią spojrzeć podejrzewając, że znajdę jakiś pomnik i nie myliłem się. Pomnik, jak można się domyślić nie był w surowym realistycznym stylu, ja bym go nazwał francuską odpowiedzią na jugosłowiańskie spomeniki, warto zwrócić uwagę również na reliefy na budynku obok
Po małych skarbach przyszedł czas na większe. Na początek 100 metrowy brutal z 1976 roku - Tour Epace 2000, całkiem niedaleko wieży Eiffla. Ten budynek miałem zaznaczony, ale obok znalazłem też najładniejszy Novotel (ponoć należy do JAL), można wygooglac zdjęcia z widoku przez jego zaokrąglone okna. Nocleg w nim nie jest tani
Dalsze duże formy okazały się znajdować tuż obok naszego hotelu w Boulogne-Billancourt. Są trudne do sfotografowania, ponieważ to kompleksy budynków, więc ich usytuowanie względem siebie odgrywa istotną rolę, poza tym byłem tam zawsze kiedy światło było dalekie od idealnego. Osiedla odkryłem dla siebie przypadkiem szukając sklepu, a są naprawdę pierwszej klasy.
Na deser zostawiliśmy sobie papieskie cudeńko. Pawilon (akademik) szwajcarski na międzynarodowym kampusie miasteczka uniwersyteckiego. Zwiedzalny za 2 EUR z oryginalnymi wnętrzami z 1931 roku. Cudo po prostu.
Widzę nietypowy tytuł i już wiem kto napisał, wchodzę i czytam bo ciekawe relacje tworzysz
:)pabien napisał:Dotychczasowy rezultat jest słaby. Paryż jej się podoba, nawet bardzo, ale porozumiewa się jedynie po angielsku i śmieje ze mnie, kiedy próbuję ćwiczyć swój francuski, a rozmówcy, aby ułatwić wzajemne porozumienie natychmiast przechodzą na angielski.Francuz rozmawiał po angielsku na Francuskiej ziemii? Jestem w szoku
:o
Ja chcę ozmawiać z Francuzami po francusku, ale oni wolą że mną po angielsku. Od zawsze tak jest.Francuzi znają angielski znacznie lepiej niż Hiszpanie czy Włosi, a historie o tym, że nie chcą w tym języku rozmawiać odbieram jako mit. Prawdą jest natomiast, że ich protokół przynajmniej jeszcze niedawno, ale pewnie nic się w tym zakresie nie zmieniło, zakazywał funkcjonariuszom państwa wygłaszania oficjalnych przemówień w języku innym niż francuski. Jak pokazuje przykład naszego prezydenta nie jest to glupi pomysł, choć nasz móglby mieć zakaz wypowiedzi w ogóle
le-beton-brut,1510,163674
byłem w Paryżu 2 razy, oba z córką z przebiegłym planem zachęcenia jej do nauczenia się języka francuskiego.
Dotychczasowy rezultat jest słaby. Paryż jej się podoba, nawet bardzo, ale porozumiewa się jedynie po angielsku i śmieje ze mnie, kiedy próbuję ćwiczyć swój francuski, a rozmówcy, aby ułatwić wzajemne porozumienie natychmiast przechodzą na angielski.
Z drugiej strony zarzeka się, że kiedy była w kwietniu na Korsyce, jedyna z całej grupy próbowała porozumiewać się po francusku - tam miała łatwiej, bo udało się znaleźć rozmówców nie biegłych w angielskim.
Zeszłoroczny pobyt był krótki i miał miejsce w okresie największego upału, więc nie zwiedziliśmy zbyt wiele i jedynie to co opisałem w podlinkowanej relacji. Z rzeczy inside widzielismy tylko muzeum Picassa - to ciekawe muzeum, ale bardziej człowieka niż jego sztuki.
Pozostałe były albo zamknięte albo niedostępne ze względu na kolejki.
Tym razem byłem przygotowany, wszystkie - dla niej darmowe - bilety zarezerwowałem wczesniej, więc nie było ryzyka, że nie zobaczymy: Luwru, Centre Georges Pompidou, Musee d’Orsay i Sainte Chapelle
Poza tym program obejmował architekturę modernistyczną. Zarówno tę stuletnią jak i o połowę młodszą. Trochę z tego opisałem w poprzedniej relacji, ale też zobaczyliśmy sporo nowego i o tym napiszę. Zaliczyliśmy tylko dwie wpadki. Jeden budynek był niedostępny, a drugi zakryty rusztowaniami. No może też jeden okazał się stosunkowo mało atrakcyjny. Z drugiej strony natknęliśmy się na kilka rzeczy niezwykle atrakcyjnych.
Może na początek część muzealna. Pierwszy był Luwr, było ciężko, bo tłumy i jednak jest tam sporo crapu - przez co aby dotrzeć do rzeczy najciekawszych trzeba przemierzyć kilometry.
Tłum w oglądanie sztuki nie potrafi, ma to jednak swoje zalety. Do Mona Lizy jest kolejka z wyznaczoną drogą jak na lotnisku. Tłumy otaczają Nike z Samotraki, Wenus z Milo oraz, co jest najmniej zrozumiałe "Wolność wiodącą lud na Barykady," pozostałe dzieła w tym Leonarda i Delacroix można obejrzeć całkiem swobodnie, a np takiego Goyę wiszącego gdzieś w kącie ma się tylko dla siebie, podobnie jak kilka przecudownych antycznych dzieł, a także sporo innych.
Zwiedzanie Luwru zajęło nam 3,5h, ja bym jeszcze wrócił na małą powtórkę.
Jakby komuś nie chciało się stać w kolejce, polecam inną Mona Lisę
https://youtu.be/iNEELFhPpdQ
Właśnie dzięki wizycie w Luwrze przypomniało mi się moje odkrycie muzyczne sprzed lat trzydziestu
W porównaniu z Luwrem Centre Georges Pompidou jest przecudowne. No crap tylko, sztuka najwyższej jakości. Problem z tym, że po siedmiu godzinach spędzonych tam (w przerwie jeszcze pojechaliśmy coś zjeść i obejrzeć zakratowaną siedzibę UNESCO) ledwo doczłapaliśmy się do hotelu.
Musse d’Orsay okazało się porażką. To znaczy wiedziałem, że dobrze nie będzie, ale z moich pobytów tam nie zapamiętałem tych ton beznadziejnych rzeźb i hektarów nic niewartych płócien.
Do tego tłum, który bardziej zainteresowany był tylko domem w Arles Van Gogha, ale przewalał się przez pozostałe sale ze sztuką istotnie lepszą niż większość ekspozycji. Zauważyłem, że tam największym zainteresowaniem cieszyły się zdjęcia widoków z okna, zegara w oknie oraz restauracji. W tym muzeum wytrzymaliśmy trochę ponad godzinę, ale wymagało to wielkiego wysiłku.
Pozostała część zwiedzania była już przyjemna i relaksującą, choć moja córka uznała, że wyjazdu nie możemy uznać za zaliczony, bo nie widzieliśmy iluminacji wieży Eiffla. I tego nawet zdjęcie z dotykaniem jej czubka nie zrekompensuje ;)
Przed czytaniem ciągu dalszego, który kiedyś się pojawi polecam posłuchanie Jacquesa Higelina
Wysłane z mojego SM-A525F przy użyciu TapatalkaPobyt rozpoczęliśmy w dobrym betonowym stylu, od terminala 1 lotniska w Roissy. Zdjęcia samego terminala i jego satelitów nie zrobiłem, ale są łatwo googlalne. Tak samo jak wieża ciśnień i krzyżujące ruchome chodniki w środku budynku. W związku z tym wrzucę zdjęcie korytarza do satelity terminala. Śliczny i oryginalny.
Jak wcześniej wspomniałem pierwszym, nowym odwiedzonym budynkiem była siedziba UNESCO. Odwiedzonym od zewnątrz, zza płotu - instytucje Narodów Zjednoczonych co w moim przekonaniu słabo świadczy o całym koncepcie ONZ.
Niestety widać było niewiele, sfotografować dało się jeszcze mniej, a budowla jest imponująca, podobnie jak znajdujące się na jej terenie rzeźby.
Budynek główny powstał w 1958 r (a nadal wygląda nowocześnie) Architekci to Bernard Zehrfuss, Marcel Breuer Pier Luigi Nervi, projekt konsultował sam papież (modernizmu oczywiście, on jeszcze się pojawi w opowieści)
Przy okazji ciekawe dlaczego nie ma flag na masztach? Czyżby żeby nie drażnić Rosji brakiem ich flagi?
Dopiero pod koniec naszego pobytu zauważyłem, że ten budynek i jego kolekcja – obejmująca również malarstwo są zwiedzalne, choć zdaje się w formie oprowadzania, co co najmniej lekko ssie. Cena niewygórowana – 15 EUR, brak darmowych biletów poniżej 26 roku życia.
Spośród kolejnych nowości pierwsza była dla mnie dużą (również jeśli chodzi o rozmiar) niespodzianką. Miałem zaznaczonego pina na mapie, ale myślałem że jedziemy do strażaków, a tu nagle znaleźliśmy się w najpiękniejszym jaki widziałem zespole wysokich budynków mieszkalnych. Nazywa się Olimpiady, budynki mają nazwy od miast gospodarzy olimpiad. Zawsze na mnie człowieku z warszawskich bloków wielkie wrażenie robi jakość z jaką te osiedla wykonano. Również to, że pół wieku temu zaplanowano wielkie garaże podziemne, aby na terenie osiedla wykluczyć ruch samochodowy.
Osiedle zrealizowano w latach 1969 - 1977 na podstawie projektu zespołu pod kierownictwem Michela Holley i André Martinata.
W drodze do strażaków znaleźliśmy dwa ładne budynki, z jednego z nich wycięto wieżę Eiffla
A obok znalazłem budynek szkoły z rzadką dekoracją ceramiczną i fikuśnym balkonem na górze.
Jeśli zaś chodzi o mój pierwotny cel, zdecydowanie nie zawiódł - brutal jak się patrzy. Ta jednostka jest olbrzymia – budynek budynek z 1971 roku zaprojektowali Jean Willerval i Prvoslav Popovic
Oprócz tego zwiedzaliśmy Ivry-Sur-Seine i Kapustki z Montreuil, ale o nich było w poprzedniej relacji. Zła wiadomość jest taka, że przynajmniej jeden budynek przeszedł remont i oryginalne kolorowe elementy zastąpiono szarymi, a balkony z ecru zrobiły się białe. I jest dużo gorzej.
Jednak muszę wrzucić jakieś zdjęcie z Ivry, a nawet 2
Francuzi znają angielski znacznie lepiej niż Hiszpanie czy Włosi, a historie o tym, że nie chcą w tym języku rozmawiać odbieram jako mit.
Prawdą jest natomiast, że ich protokół przynajmniej jeszcze niedawno, ale pewnie nic się w tym zakresie nie zmieniło, zakazywał funkcjonariuszom państwa wygłaszania oficjalnych przemówień w języku innym niż francuski.
Jak pokazuje przykład naszego prezydenta nie jest to glupi pomysł, choć nasz móglby mieć zakaz wypowiedzi w ogóleZapomniałem, że nie skończyłem mojej opowieści, a w międzyczasie wypadła mi wycieczka na najpiękniejszą granicę w Polsce - między Katowicami a Chorzowem i zdjęcia z Paryża są już daleko w galerii. No ale cóż jeśli się powiedziało A trzeba powiedzieć B (czasami), więc początek dalszego ciągu poniżej, ale najpierw moje odkrycie (znaczy ono nie jest w ogóle schowane) z Parku Śląskiego, żeby tym którzy tam nie byli pokazać jakie cuda można w nim znaleźć - może zresztą dodam je do relacji z Sosnowca (bo innej ze Śląska nie napisałem)
W ramach urozmaicenia zaproponowałem żebyśmy pojechali zobaczyć kawałek nowej starchitektury – budynek fundacji Louis Vittona zaprojektowany przez Franka Gherego. Ja go nie znoszę, uważam że jest efekciarski i to co robi szybko się zestarzeje. Po drodze mieliśmy problem ze znalezieniem właściwego przystanku, córka poprosiła mnie żebym jej pokazał ten budynek na zdjęciach – obejrzała i powiedziała, że zupełnie jej się nie chce tego oglądać. Co ciekawe moja starsza córka była ze 2 miesiące temu w Bilbao i jej również nie podobała się twórczość tej gwiazdy. I zaznaczam, że moje dzieci zupełnie nie mają tak, że zgadają się z każdą moją opinią.
Rezygnacja z oglądania Gherego oznaczała mały spacerek do budynków w mniejszej skali, starszych. Niedaleko było Maison La Roche z lat 1923 – 25 zaprojektowana przez papieża (modernizmu), znaczy Le Corbusiera we współpracy z Pierrem Janerette.
Budynek śliczniutki z pięknymi detalami (szkło zbrojone, okna uchylne i podobne), niestety zamknięty dla zwiedzających bo sierpień. Parę kroków dalej był modernizm za grube miliony, bloczki i wille. Te wille:
Zaprojektowane przez Roberta Mallet Stevensa mieszczą się na ulicy jego imienia. Są wspaniałe. Ta pod nr 10 jest zwiedzalna, ale jeszcze nie wiem jak, na pewno nie tak po prostu. Warto zwrócić uwagę na fontannę. Te kamyczki na które w końcu spada woda są wzruszające.
Kolejnym budynkiem był posterunek straży pożarnej z lat 30-tych. Ładny ale obie byłyśmy jednak lekko rozczarowane.
Potem pojechaliśmy zobaczyć kobserwatorium w Montreuil, które pojawiło się już w mojej relacji - teraz jest otoczone płotem - jakiś remont się szykuje, więc pewnie będzie nowe i piękne. Przy okazji zauważyłem, że leży ono niedaleko alei Ruchu Oporu, postanowiłem na nią spojrzeć podejrzewając, że znajdę jakiś pomnik i nie myliłem się. Pomnik, jak można się domyślić nie był w surowym realistycznym stylu, ja bym go nazwał francuską odpowiedzią na jugosłowiańskie spomeniki, warto zwrócić uwagę również na reliefy na budynku obok
Po małych skarbach przyszedł czas na większe. Na początek 100 metrowy brutal z 1976 roku - Tour Epace 2000, całkiem niedaleko wieży Eiffla. Ten budynek miałem zaznaczony, ale obok znalazłem też najładniejszy Novotel (ponoć należy do JAL), można wygooglac zdjęcia z widoku przez jego zaokrąglone okna. Nocleg w nim nie jest tani
Dalsze duże formy okazały się znajdować tuż obok naszego hotelu w Boulogne-Billancourt. Są trudne do sfotografowania, ponieważ to kompleksy budynków, więc ich usytuowanie względem siebie odgrywa istotną rolę, poza tym byłem tam zawsze kiedy światło było dalekie od idealnego. Osiedla odkryłem dla siebie przypadkiem szukając sklepu, a są naprawdę pierwszej klasy.