Wyjazd zaplanowałem na 30ste urodziny mojej żony. Zapytałem jej tylko czy ma być spokojnie, wypoczynkowo w jednym miejscu czy intensywnie w wielu różnych miejscach. Odpowiedź padła „chyba wiesz”. Znaczyło to, że opcja druga. Postanowiłem więc ustalić trasy tak, żeby jak najwięcej zobaczyć, ale też zdążyć wieczorem wyjść na miasto. Była to podróż krajobrazowa. Nie zamierzałem odwiedzać muzeów, galerii itp. Masę czasu spędzaliśmy w samochodzie. Łącznie zrobiliśmy ok. 850km samochodem, a 40km pieszo. Postaram się opisać wszystkie trasy, restauracje, parkingi itp. Także dość szczegółowo. Zatem zaczynamy 1 dzień. Wylot mieliśmy z Gdańska do Malagi o 15:30 Wizzair’em. Na miejscu byliśmy ok godziny 19:30. Koszt biletów (rezerwowałem jakieś 4 miesiące wcześniej) ok 900zł za dwie osoby w dwie strony. Bagaż podręczny. Po wylądowaniu udaliśmy się do wypożyczalni samochodów Firefly (szczerze polecam. Dlaczego? – o tym później), gdzie już wcześniej zarezerwowałem auto poprzez odnośnik ze strony Wizzair’a (Peugeot 2008. Koszt wypożyczenia wraz z pełnym ubezpieczeniem 350zł – zawsze wybierajcie tę opcję! Dlaczego? O tym też później). Samą wypożyczalnię znaleźliśmy bardzo szybko. Odbiór kluczyków i wpłata depozytu (1200zł - karta debetowa. Nieprawdą jest, że tylko karty kredytowe są honorowane. Jednak niestety doliczony został dodatkowy koszt kolejnego ubezpieczenia ok 500zł. Przy karcie kredytowej nie doliczają takiego kosztu) również szybko i sprawnie. Gorzej już ze znalezieniem parkingu gdzie znajduje się auto. Słabe oznaczenia na lotnisku. Po jakimś czasie poszukiwań po różnych piętrach w końcu się udało. Ruszamy w kierunku noclegu. Zarezerwowany pokój przez Airbnb C. Arenal, 1, 29016 Málaga ok 250zł. Parking udało się znaleźć niedaleko przy ulicy. Szybkie zameldowanie, zerknięcie przez okno
I lecimy na miasto. Pierwszy przystanek – jedzenie. Wybraliśmy Los Marangós Molina Lario C. Molina Lario, 4. Paella dla dwóch, piwo, wino. Druga połowa meczu Real Madryt w TV i idziemy dalej. Między innymi Teatro Romano, Plaza de Merced, Muzeum Picasso, dom Picasso, parki, port oraz Plaża.
Z uwagi na już późną porę czas iść spać. 2 Dzień. Czas rozpocząć kolejny dzień (a właściwie pierwszy, bo wczoraj to tylko parę godzin w nocy :) ).
Ruszamy. Kierunek Caminito del Rey! Wiedziałem, że bilety trzeba kupić najlepiej przez oficjalną stronę. Jednak patrząc w nocy biletów już nie było można kupić… Pojechaliśmy więc z nadzieją, że uda się na miejscu. Piękna trasa doprowadziła nas do parkingu (29550 Ardales, Málaga, 36°55'54.3"N 4°48'09.8"W). Jest też większy parking tu: W57V+Q3 Ardales, Hiszpania. Skierowaliśmy się w kierunku recepcji. Na miejscu ochroniarz kazał nam czekać na zakup biletu.
Niestety kolejne grupy z biletami wchodziły już na trasę, a nas dalej nie wpuszczali po zakup biletu. Traf chciał, że usłyszałem rozmowę pewnej pary z synem, że go nie wpuścili i będą musieli odsprzedać swoje bilety. Ich synowi zabrakło 4 miesięcy do ukończenia 8lat i nie mógł wejść (minimalny wiek to właśnie 8 UKOŃCZONYCH lat). Sprzedali nam bilety za 20 EUR, a ich wartość wynosiła 36, ponieważ wybrali opcję z przewodnikiem po angielsku. Nam nie zależało na przewodniku, ponieważ czas nas naglił i chcieliśmy trasę przejść dość szybko. Później okazało się, że w kasie sprzedają bilety tylko z przewodnikiem. Bez - możliwe tylko przez stronę. Weszliśmy na teren, zrezygnowaliśmy z przewodnika. Następnie otrzymaliśmy kaski (wymagane noszenie ich na całej trasie) oraz krótkie instrukcje od przewodnika i w drogę. Samej trasy nie będę opisywał, bo to po prostu trzeba zobaczyć. Poniżej parę ujęc, które jednak nigdy nie oddadzą tego co widzisz na własne oczy.
Po przejściu całej trasy, która zajęła nam 2h (dość mocne tempo bez przystanków, poza tymi na zdjęcia) ruszyliśmy w kierunku autobusu, który zawiózł nas na parking gdzie zostawiliśmy auto. Koszt biletu za osobę 2,5 EUR. Wsiadamy do auta i kolejny przystanek Ronda. Parking PRVM+7J Ronda (Jedyny sensowny zaraz w centrum) Na ulicy nie da się zaparkować.
1. Parking. 2. Arena i taras widokowy 3. Widok na most
Następnie obiad u „Don Javier’a” i jazda dalej. Kolejnym przystankiem - Setenil de las Bodegas czyli miasto w skale.
Źle wbiłem w nawigację miejsce docelowe czyli centrum i najbardziej okazałe budynki wydrążone w skale. Mieliśmy się dostać tam pieszo, bo z tego co sprawdzałem raczej ciężko dojechać w pobliże autem. Jednak czas naglił i nie zdecydowaliśmy się iść. Parę fotek z daleka i trzeba było ruszać, ponieważ czekały nas jeszcze dwie miejscowości do zobaczenia.
50 km dalej na zachód jedziemy do Miasteczka Zahara podziwiając po drodze piękne widoki.
Miasto jest jednym z tzw. „pueblos blancos”. Jest to grupa miast w prowincji Malaga i Kadyks gdzie wszystkie budynki są malowane wapnem na biało. Wszystkie znajdują się górach Sierra de Grazalema. Znajdują się tam też pozostałości zamku zbudowanego przez założycieli miasta, jako twierdzy w przypadku ataku. Miasto zostało założone przez Maurów.
Widoki z góry jak na załączonym obrazku:
Następnym miastem było Puerto Serrano. Cała gmina liczy niecałe 7tys mieszkańców i trafiliśmy na to, że chyba akurat dziś wszyscy się zjechali do centrum świętować ?ostatni? dzień karnawału.
Wszystkie bary pełne ludzi, na ulicach przygotowania. Pełno przebierańców szykujących się przed domami i kierującymi się w stronę centrum.
My małe piwko w jednym z barów i musieliśmy się już zbierać. Żałowaliśmy, że nie możemy zostać i pooglądać co będzie się działo dalej.
Ostatni kierunek tego dnia to Sevilla. Mamy już po godzinie 17:00 więc czas ruszać, bo przed nami jeszcze ponad 1,5h drogi, a też chcielibyśmy jeszcze coś zjeść i po spacerować już po zameldowaniu. Zaraz po wyjeździe z Puerto zatrzymuje nas Gvardia Civil. Pytają czy mamy narkotyki ;). Bierze moje prawo jazdy, każe mi (kierowcy) wysiąść z auta. Pyta o cel podróży, jego kolega przeszukuje bagażnik, nasze torby. Gdy stwierdzili, że jednak nic nie mamy – mogliśmy ruszyć dalej. Zatrzymywali wszystkich jak leci. Na pewno związane było to z tym o czym pisałem wcześniej. Karnawałem ;) .
Dalszej drogi już nikt nam nie przerywał i tak ok 18:30 znaleźliśmy się po Estadio Ramon Sachez Pizjuan FC Sevilla. Zaplanowany to był punkt na kolejny dzień jednak przejazdem na Niego trafiliśmy to wypadło skorzystać z okazji i zrobić parę zdjęć (zaoszczędzi nam to jutro parę minut).
Następnie znaleźliśmy miejsce parkingowe 8 minut pieszo od naszego Hotelu Dona Lina. Była niedziela także parking był darmowy, aż do 9:00 w Poniedziałek.
Po zameldowaniu udaliśmy się na miasto żeby w końcu coś zjeść. Trafiliśmy do „Casa Tomate” na tapas. Spokojnie najedlibyśmy się jednym takim talerzem.
Przy okazji podszedł do nas chłopak w dresie i pytał Igi jak ma na imię, po czym zaczęli śpiewać i odklaskiwać dla Niej jakąś piosenkę (Idze poleciała łezka). Nie chcieli żeby ich nagrywać. Jak skończyli przyszli do nas jak i stolików obok po „dary” za wykonaną pracę :) . https://youtube.com/shorts/p5mduYj2J98?feature=share Wybiła 21:30, a chcieliśmy jeszcze zobaczyć ciekawsze punkty miasta. Między innymi Katedrę i Dom piłata.
Miałem w planie jeszcze Tarasy „Setas de Sevilla” jak i słynną dzielnicę Triana znaną z narodzin Flamenco. Jednak siły po tak długim, pełnym wrażeń, zrobionych kilometrów na nogach i autem dały się we znaki i zdecydowaliśmy, że musimy odpuścić. Tak też udaliśmy się do Hotelu spać. Na jutro mieliśmy zaplanowaną kolejną, nie wiem czy nie najdłuższą trasę – Stadion Betisu „Estadio Benito Villamarin”, Narodowy „La Cartuja”, następnie miasteczko Jerez, Kadyks, Tarifa, Gibraltar i nocleg w Esteponie. Zatem jak się domyślacie czas spać, a budzik na 7:00.
3 dzień. Pobudka jak wcześniej wspomniałem 7:00. No może trochę po :) Udajemy się do auta, a tam SZOK!
Wybita szyba, auto przetrzepane w każdym kącie. Zabrali wszystko co zostało w aucie. Buty, płaszcz, nawet brudne rzeczy czy niedojedzone maślane bułeczki.. Nastało pytanie co teraz. Pierwsza myśl dzwonię na Policję. Byłem w takim szoku, że nie wiedziałem na jaki numer. Po chwilowym namyśle okazało się, że nic się nie zmienia. 112 obowiązuje nie tylko w Polsce. Dodzwoniłem się. Pytam czy przyjadą na miejsce zdarzenia. NIE. Proszę przyjść na komisariat i złożyć raport… Najbliższy komisariat 30 min drogi pieszo. Zdecydowałem, że tak się udamy, a po drodze zadzwonię do wypożyczali (przypomnę Firefly), bo totalnie nie wiedziałem jak się zachować. Usłyszałem po prostu „Proszę wymienić samochód na lotnisku”. Mówię, że wypożyczałem auto w Maladze, a jestem w Sevilli. „To proszę przyjechać na lotnisko w Sevilli”. To ja dalej dopytuję:
„no, ale jest uszkodzony” - „ale da się nim jechać?” „no w sumie to tak” - „to proszę przyjechać” Dotarliśmy na komisariat w dzielnicy Nervion. Pierwsze podejście Policjantów było jakby to delikatnie powiedzieć „lekceważące”. Pierwszy policjant kazał czekać, aż ktoś przyjdzie. Ten co przyszedł kazał wybierać na telefonie kolejne kroki jak się później okazało kierujące do osoby, której będę mógł złożyć raport po angielsku. Po wybraniu cisza w słuchawce. Zacząłem się irytować i mówię do nich żeby mi pomogli, bo nie wiem o co chodzi. No to w sumie mówi po 9:00 muszę to samo zrobić, bo wtedy ktoś będzie dopiero komu mogę ten raport złożyć…. O 9:00 sam podszedł do telefonu i połączył się z tym, któremu mam zdać raport.
No to 15 min. Raport zdany. Gość na komisariacie mi to drukuje i możemy iść kolejne 30 min do auta. Przychodzimy na parking, a tam już stoi przy aucie parkingowa i chce pisać pewnie mandat. To jej mówię, że wracam z komisariatu i żeby nic nie pisała. Ok, ok nic nie piszę. Uff. Jedziemy na lotnisko wymienić auto. Na lotnisku w biurze wypożyczalni szybka akcja. Proszę – nowe auto stoi tam. Można jechać. Pytam czy nawet nie chce tego raportu z Policji. Nie. Zastanawiałem się po co ja go w ogóle składałem.. Tu wyjaśnia się, dlaczego polecam wypożyczalnię jak i wykupienie ZAWSZE dodatkowego ubezpieczenia.
Czas zaplanować na nowo trasę. Uciekły nam 3h. No nic. Odpuszczamy parę miejsc po drodze i jedziemy prosto w stronę Kadyksu. Dojeżdżając na miejsce gdzie chcieliśmy ogólnie zrobić parę fotek w centrum okazuje się że nie ma nawet pół miejsca parkingowego nigdzie wolnego. Część ulic pozamykanych. Tu też jakaś impreza karnawałowa się szykuje. Chcieliśmy już odpuścić cokolwiek i jechać dalej jednak kawałek dalej znaleźliśmy piękny bulwar gdzie nacieszyliśmy oczy widokiem na Ocean i przy okazji w restauracji zjedliśmy „śniadanie” (było już coś ok 13).
Jak w całej naszej wycieczce czasu brak, a dodatkowo po stracie czasu rano to już w ogólnie go nie mamy. Jedziemy zobaczyć teraz najdalej wysunięty na południe punkt lądowej części Europy – Tarifa. Tarifa jest powszechnie uważana za hiszpańską stolicę surfingu, zarówno windsurfingu jak i kitesurfingu. Ty ostatnich mieliśmy okazję zobaczyć i faktycznie nie zdziwiło nas, że tak doceniają to miejsce. Wiatru tam nie brakuje :D
Widoki jak zwykle przepiękne. Niestety do samego punktu najbardziej wysuniętego nie udało nam się dojść, ponieważ zobaczyliśmy tylko to:
Zatrzymaliśmy się w tym punkcie:
Nie znalazłem nigdzie informacji czy i ewentualnie kiedy otwierają tę bramę. Raczej otwierają, bo widziałem tam jakieś muzeum. Z tego co wyczytałem w Internecie to trzeba zgłosić jakąś wcześniejszą rezerwację w centrum miasta. Tak czy inaczej i tak było warto się tu zatrzymać. Na ten dzień mieliśmy zaplanowaną główną atrakcję jaką miał być Gibraltar. Jako, że jutrzejszy dzień miał być luźniejszy, a była już 17:00 pomyśleliśmy, że może to przełożymy na ostatni dzień. „No zobaczymy. Wejdźmy tam chociaż. Zobaczymy co i jak”. Zatrzymaliśmy się na parkingu przed samym przejściem granicznym. https://goo.gl/maps/gW13WfAZ2Crp7w2d6 Nikt nie poleca wjazdu samochodem na Gibraltar. Jednym z większych powodów jest długa kolejka na przejściu granicznym. Zostawiliśmy auto i poszliśmy pieszo. Dosłownie 5 min później byliśmy już po przejściu granicy. Tylko rzut oka celnika na paszport (można też wejść na dowód), najpierw Hiszpańskiego, potem Brytyjskiego i już. Pierwsze co nas zainteresowało to oczywiście lotnisko, przez którego pas startowy odbywa się ruch pieszy jak i motoryzacyjny. Mieliśmy akurat to szczęście zobaczyć start samolotu. Ruch całkowicie zostaje zatrzymany, szlabany w dół oraz założone zostają kolczatki. Przez odcinek gdzie jeździły samochody, a samolot będzie kołował przejeżdża auto z zamontowanym z tyłu czymś, a’la ściągaczką. Podejrzewam, że ma to na celu oczyszczenie wszelkich nieczystości pozostawionych przez przechodniów czy auta.
https://youtu.be/Pqnbl4DBCVM Po starcie parę minut później wszystko zostaje otwarte, a ruch wznowiony. Przeszliśmy się jeszcze kawałek, kupiliśmy pamiątki i decydujemy się udać na odpoczynek do Estepony. Wrócimy tu jutro. Opłacamy parking 3.8EUR. Jest już godzina 18:30 i jedziemy. Drogę wybrałem najbliżej brzegu morza, by dalej „nachapać” się widokami. Nawigacja sugerowała autostradę płatną. Także dodatkowy plusik. Znaleźć parking lekko mówiąc nie było łatwo. O czym świadczy poniższa oś czasu: Jeden kosztował 17€. Szybko z niego wyjechałem. Przy jakiejkolwiek ulicy nie było szans znaleźć miejsca. Poza tym po przeżyciach z rana nawet nie chciałem go znaleźć. Po dłuższym czasie krążenia w kółko, a dodatkowo odbijając się od kolejnych zamkniętych przejazdach znalazłem! Jeżeli się wybieracie do Estepony zaoszczędzę wam podobnego błądzenia i podaję lokalizację parkingu podziemnego na który zapłaciłem 4 € za całą noc. https://goo.gl/maps/X4yEP4pSkaV1dbEZ9 O 20:30 dotarliśmy do apartamentu w centrum. Po zameldowaniu i „ogarnięciu” się czas (22:50) żeby się gdzieś przejść :D Miasto podobno słynie z atrakcyjnych klubów w pobliżu centrum sportowego. Udaliśmy się tam mijając klika ciekawych murali oraz domów obwieszonych kwiatami.
Jednak jak się okazało w poniedziałek jednak nie ma na co liczyć. Żadnej żywej duszy.
Do tego wracając okazało się że o tej godzinie nie można tu też kupić alkoholu… Dopiero kawałek dalej od głównej drogi u Chińczyka udało się nabyć piwko na dobry sen. Około 1:00 nastąpił czas na odpoczynek po długim dniu. Cała dzisiejsza trasa prezentuje się tak:
Dzień 4. Niestety ostatni. Kawa przy plaży:
Plac kwiatów:
Następnie ruszamy w kierunku przełożonej z wczoraj głównej atrakcji jakim jest zwiedzanie Gibraltaru. O 10:30 dotarliśmy na odwiedzony już wczoraj parking. Zostawiamy auto i przechodzimy ponownie pieszo granicę. Przy wyjściu z budynku Brytyjskiej kontroli znajdowało się „biuro podróży” gdzie można było kupić przejazd busikiem do najważniejszych atrakcji tego Miasta/Państwa. Koszt nie był tani. 36£ za osobę tj ponad 200zł. W cenie przejazd busem w 4 najważniejsze punkty oraz bilet wstępu do Narodowego parku. Bez tego ostatniego nie wpuścili by nas do najważniejszych atrakcji. Wsiadamy do busika. 7 osób łącznie z nami. Kierowca w czasie jazdy opowiada o Gibraltarze najpierw w języku angielskim, następnie hiszpańskim. Najważniejszą ciekawostką jest, że mieszkańców jest ok 30tys., a wszyscy się znają. Do tego nikt nie jest tu bezrobotny. Pierwszy przystanek punkt widokowy na południową część Gibraltaru. W oddali widać już Maroko, które oddziela cieśnina o 20 parę kilometrów. Gdy jest mniejsze zachmurzenie widać zdecydowanie więcej. Na samym skraju znajduje się Europa Point (najbardziej wysunięty punkt Gibraltaru jednak nie całej Europy bo tym punktem byłą wcześniej odwiedzona Tarifa) i Pomnik Generała Sikorskiego. Jednak busik tam nie dojeżdżał.
Po krótkim przystanku na robienie fotek i podziwianie tej części wsiadamy do busika i „wspinamy” się wyżej.
Następnym przystankiem jest Jaskinia Świętego Michała gdzie przed wejściem czekają pierwsze małpki:
Trzeba na nie uważać, bo to rasowi złodzieje ;) Wstęp do jaskini możliwy za ukazaniem biletu wstępu do rezerwatu. To jedna z najbardziej popularnych z ok. 150 jaskiń znajdujących się na Gibraltarze. W środku znajduje się min. Teatr gdzie można podziwiać pokaz iluminacji świateł na znajdujących się tam stalaktytach. Do różnego rodzaju świateł dołącza również dźwięk. Pokazy są co ok. 5min. Tu trochę tego co możemy zobaczyć: https://youtu.be/3-3iYssh_KE
Po zwiedzeniu całej jaskini ponownie wsiadamy to busa
I zmierzamy w kierunku trzeciego przystanku jakim jest Skywalk czyli taras widokowy. W to miejsce również można dotrzeć z miasta kolejką linową:
https://youtube.com/shorts/STzjmkKS-RI?feature=share Po dłuższej przerwie i masie filmików i fotek z małpkami ruszamy w kierunku ostatniego przystanku „Great Siege Tunnels” gdzie mamy panoramę na lotnisko, i Hiszpanię
Przy okazji kolejny samolot ląduje. https://youtu.be/1gLQU_As_LA „Great Siege Tunnels” to sieć tuneli wydrążonych w Skale Gibraltarskiej, służących celom obronnym. Powstały w czasie Wielkiego Oblężenia Gibraltaru przez Francję i Hiszpanię w latach 1779-1783. Tunele mają łącznądługość ok. 1200m i kilka komór gdzie zamontowane były działa.
Wychodząc z jaskini znowu mieliśmy okazję zobaczyć start samolotu. Tym razem z góry https://youtu.be/ZpWNnmjDVuM
Nadszedł czas zejścia z góry. Kierowca wcześniej pytał czy decydujemy się na powrót do miasta z nimi czy wolimy zejść pieszo. Oszacowaliśmy, że mamy jeszcze trochę czasu także zeszliśmy pieszo. Zajęło to ok 15-20 min. Część atrakcji była zamknięta jak np. Tunele II Wojny światowej czy muzeum. Udało się jednak po drodze też za okazaniem biletu wstępu do parku wejść na zamek „Moorish Castle”
Parę fotek na górze i idziemy dalej
W mieście powrót do granicy najbardziej popularną ulicą „Main street” gdzie znajdziemy min. Restauracje, bary, sklepy bezcłowe.
Pożegnalna fotka z tego pięknego jak i ciekawego miejsca i niestety czas udać się w kierunku Malagi na lotnisko.
Trasa jaką przebyliśmy na Gibraltarze:
Po drodze mamy jeszcze zobaczyć kilka miejsc. Jest 14:30 i ruszamy. Pierwszy punkt to Guadalmansa. Między Esteponą, a Marbellą. Docelowo tu: https://goo.gl/maps/tjYZqX7MQS3hKbHp9
Przepiękne miejsce, z kamienistą plażą otoczona zabudową czerwonych domów domów.
Niedaleko spacerem można się wybrać na wieżę widokową, jednak nam musiała wystarczyć sama plaża, bo jak wiadomo czas nagli. Pierwotnie miałem plan dotrzeć tu: https://goo.gl/maps/MrNm1dn51iDi1aeR9 Piękna góra i punkt widokowy. Jednak jak wspomniałem wcześniej pierwotnie jeszcze na początku wyznaczania trasy i nie przewidując tego że ostatniego dnia dopiero zwiedzimy Gibraltar. Wejśćsięnie udało. Dojechaliśmy tylko do jakiegoś strzeżonego osiedla. Popodziwialiśmy widoki i musieliśmy zmykać.
Trasę na górę oczywiście polecam. Świetna droga, pusta i pełna zakrętów.
Następnie przejazd przez Marbellę. Najdroższe jej osiedle i przystanek na ostatnie zaczerpnięcie powietrza w EL Faro.
Odpowiedź padła „chyba wiesz”. Znaczyło to, że opcja druga.
Postanowiłem więc ustalić trasy tak, żeby jak najwięcej zobaczyć, ale też zdążyć wieczorem wyjść na miasto.
Była to podróż krajobrazowa. Nie zamierzałem odwiedzać muzeów, galerii itp. Masę czasu spędzaliśmy w samochodzie. Łącznie zrobiliśmy ok. 850km samochodem, a 40km pieszo.
Postaram się opisać wszystkie trasy, restauracje, parkingi itp. Także dość szczegółowo.
Zatem zaczynamy 1 dzień.
Wylot mieliśmy z Gdańska do Malagi o 15:30 Wizzair’em. Na miejscu byliśmy ok godziny 19:30.
Koszt biletów (rezerwowałem jakieś 4 miesiące wcześniej) ok 900zł za dwie osoby w dwie strony. Bagaż podręczny.
Po wylądowaniu udaliśmy się do wypożyczalni samochodów Firefly (szczerze polecam. Dlaczego? – o tym później), gdzie już wcześniej zarezerwowałem auto poprzez odnośnik ze strony Wizzair’a (Peugeot 2008. Koszt wypożyczenia wraz z pełnym ubezpieczeniem 350zł – zawsze wybierajcie tę opcję! Dlaczego? O tym też później). Samą wypożyczalnię znaleźliśmy bardzo szybko. Odbiór kluczyków i wpłata depozytu (1200zł - karta debetowa. Nieprawdą jest, że tylko karty kredytowe są honorowane. Jednak niestety doliczony został dodatkowy koszt kolejnego ubezpieczenia ok 500zł. Przy karcie kredytowej nie doliczają takiego kosztu) również szybko i sprawnie. Gorzej już ze znalezieniem parkingu gdzie znajduje się auto. Słabe oznaczenia na lotnisku. Po jakimś czasie poszukiwań po różnych piętrach w końcu się udało.
Ruszamy w kierunku noclegu. Zarezerwowany pokój przez Airbnb C. Arenal, 1, 29016 Málaga ok 250zł. Parking udało się znaleźć niedaleko przy ulicy. Szybkie zameldowanie, zerknięcie przez okno
I lecimy na miasto. Pierwszy przystanek – jedzenie. Wybraliśmy Los Marangós Molina Lario C. Molina Lario, 4. Paella dla dwóch, piwo, wino.
Druga połowa meczu Real Madryt w TV i idziemy dalej.
Między innymi Teatro Romano, Plaza de Merced, Muzeum Picasso, dom Picasso, parki, port oraz Plaża.
Z uwagi na już późną porę czas iść spać.
2 Dzień.
Czas rozpocząć kolejny dzień (a właściwie pierwszy, bo wczoraj to tylko parę godzin w nocy :) ).
Ruszamy. Kierunek Caminito del Rey!
Wiedziałem, że bilety trzeba kupić najlepiej przez oficjalną stronę. Jednak patrząc w nocy biletów już nie było można kupić… Pojechaliśmy więc z nadzieją, że uda się na miejscu.
Piękna trasa doprowadziła nas do parkingu (29550 Ardales, Málaga, 36°55'54.3"N 4°48'09.8"W).
Jest też większy parking tu: W57V+Q3 Ardales, Hiszpania.
Skierowaliśmy się w kierunku recepcji. Na miejscu ochroniarz kazał nam czekać na zakup biletu.
Niestety kolejne grupy z biletami wchodziły już na trasę, a nas dalej nie wpuszczali po zakup biletu.
Traf chciał, że usłyszałem rozmowę pewnej pary z synem, że go nie wpuścili i będą musieli odsprzedać swoje bilety. Ich synowi zabrakło 4 miesięcy do ukończenia 8lat i nie mógł wejść (minimalny wiek to właśnie 8 UKOŃCZONYCH lat). Sprzedali nam bilety za 20 EUR, a ich wartość wynosiła 36, ponieważ wybrali opcję z przewodnikiem po angielsku. Nam nie zależało na przewodniku, ponieważ czas nas naglił i chcieliśmy trasę przejść dość szybko. Później okazało się, że w kasie sprzedają bilety tylko z przewodnikiem. Bez - możliwe tylko przez stronę.
Weszliśmy na teren, zrezygnowaliśmy z przewodnika. Następnie otrzymaliśmy kaski (wymagane noszenie ich na całej trasie) oraz krótkie instrukcje od przewodnika i w drogę.
Samej trasy nie będę opisywał, bo to po prostu trzeba zobaczyć. Poniżej parę ujęc, które jednak nigdy nie oddadzą tego co widzisz na własne oczy.
Po przejściu całej trasy, która zajęła nam 2h (dość mocne tempo bez przystanków, poza tymi na zdjęcia) ruszyliśmy w kierunku autobusu, który zawiózł nas na parking gdzie zostawiliśmy auto. Koszt biletu za osobę 2,5 EUR.
Wsiadamy do auta i kolejny przystanek Ronda.
Parking PRVM+7J Ronda (Jedyny sensowny zaraz w centrum) Na ulicy nie da się zaparkować.
1. Parking.
2. Arena i taras widokowy
3. Widok na most
Następnie obiad u „Don Javier’a” i jazda dalej.
Kolejnym przystankiem - Setenil de las Bodegas czyli miasto w skale.
Źle wbiłem w nawigację miejsce docelowe czyli centrum i najbardziej okazałe budynki wydrążone w skale. Mieliśmy się dostać tam pieszo, bo z tego co sprawdzałem raczej ciężko dojechać w pobliże autem. Jednak czas naglił i nie zdecydowaliśmy się iść. Parę fotek z daleka i trzeba było ruszać, ponieważ czekały nas jeszcze dwie miejscowości do zobaczenia.
50 km dalej na zachód jedziemy do Miasteczka Zahara podziwiając po drodze piękne widoki.
Miasto jest jednym z tzw. „pueblos blancos”. Jest to grupa miast w prowincji Malaga i Kadyks gdzie wszystkie budynki są malowane wapnem na biało. Wszystkie znajdują się górach Sierra de Grazalema. Znajdują się tam też pozostałości zamku zbudowanego przez założycieli miasta, jako twierdzy w przypadku ataku. Miasto zostało założone przez Maurów.
Widoki z góry jak na załączonym obrazku:
Następnym miastem było Puerto Serrano. Cała gmina liczy niecałe 7tys mieszkańców i trafiliśmy na to, że chyba akurat dziś wszyscy się zjechali do centrum świętować ?ostatni? dzień karnawału.
Wszystkie bary pełne ludzi, na ulicach przygotowania. Pełno przebierańców szykujących się przed domami i kierującymi się w stronę centrum.
My małe piwko w jednym z barów i musieliśmy się już zbierać. Żałowaliśmy, że nie możemy zostać i pooglądać co będzie się działo dalej.
Ostatni kierunek tego dnia to Sevilla. Mamy już po godzinie 17:00 więc czas ruszać, bo przed nami jeszcze ponad 1,5h drogi, a też chcielibyśmy jeszcze coś zjeść i po spacerować już po zameldowaniu.
Zaraz po wyjeździe z Puerto zatrzymuje nas Gvardia Civil. Pytają czy mamy narkotyki ;).
Bierze moje prawo jazdy, każe mi (kierowcy) wysiąść z auta. Pyta o cel podróży, jego kolega przeszukuje bagażnik, nasze torby. Gdy stwierdzili, że jednak nic nie mamy – mogliśmy ruszyć dalej. Zatrzymywali wszystkich jak leci. Na pewno związane było to z tym o czym pisałem wcześniej. Karnawałem ;) .
Dalszej drogi już nikt nam nie przerywał i tak ok 18:30 znaleźliśmy się po Estadio Ramon Sachez Pizjuan FC Sevilla. Zaplanowany to był punkt na kolejny dzień jednak przejazdem na Niego trafiliśmy to wypadło skorzystać z okazji i zrobić parę zdjęć (zaoszczędzi nam to jutro parę minut).
Następnie znaleźliśmy miejsce parkingowe 8 minut pieszo od naszego Hotelu Dona Lina.
Była niedziela także parking był darmowy, aż do 9:00 w Poniedziałek.
Po zameldowaniu udaliśmy się na miasto żeby w końcu coś zjeść. Trafiliśmy do „Casa Tomate” na tapas. Spokojnie najedlibyśmy się jednym takim talerzem.
Przy okazji podszedł do nas chłopak w dresie i pytał Igi jak ma na imię, po czym zaczęli śpiewać i odklaskiwać dla Niej jakąś piosenkę (Idze poleciała łezka). Nie chcieli żeby ich nagrywać. Jak skończyli przyszli do nas jak i stolików obok po „dary” za wykonaną pracę :) .
https://youtube.com/shorts/p5mduYj2J98?feature=share
Wybiła 21:30, a chcieliśmy jeszcze zobaczyć ciekawsze punkty miasta. Między innymi Katedrę i Dom piłata.
Miałem w planie jeszcze Tarasy „Setas de Sevilla” jak i słynną dzielnicę Triana znaną z narodzin Flamenco. Jednak siły po tak długim, pełnym wrażeń, zrobionych kilometrów na nogach i autem dały się we znaki i zdecydowaliśmy, że musimy odpuścić. Tak też udaliśmy się do Hotelu spać.
Na jutro mieliśmy zaplanowaną kolejną, nie wiem czy nie najdłuższą trasę – Stadion Betisu „Estadio Benito Villamarin”, Narodowy „La Cartuja”, następnie miasteczko Jerez, Kadyks, Tarifa, Gibraltar i nocleg w Esteponie. Zatem jak się domyślacie czas spać, a budzik na 7:00.
3 dzień.
Pobudka jak wcześniej wspomniałem 7:00. No może trochę po :)
Udajemy się do auta, a tam SZOK!
Wybita szyba, auto przetrzepane w każdym kącie. Zabrali wszystko co zostało w aucie. Buty, płaszcz, nawet brudne rzeczy czy niedojedzone maślane bułeczki..
Nastało pytanie co teraz. Pierwsza myśl dzwonię na Policję. Byłem w takim szoku, że nie wiedziałem na jaki numer. Po chwilowym namyśle okazało się, że nic się nie zmienia. 112 obowiązuje nie tylko w Polsce. Dodzwoniłem się. Pytam czy przyjadą na miejsce zdarzenia. NIE. Proszę przyjść na komisariat i złożyć raport… Najbliższy komisariat 30 min drogi pieszo. Zdecydowałem, że tak się udamy, a po drodze zadzwonię do wypożyczali (przypomnę Firefly), bo totalnie nie wiedziałem jak się zachować. Usłyszałem po prostu „Proszę wymienić samochód na lotnisku”. Mówię, że wypożyczałem auto w Maladze, a jestem w Sevilli. „To proszę przyjechać na lotnisko w Sevilli”. To ja dalej dopytuję:
„no, ale jest uszkodzony”
- „ale da się nim jechać?”
„no w sumie to tak”
- „to proszę przyjechać”
Dotarliśmy na komisariat w dzielnicy Nervion.
Pierwsze podejście Policjantów było jakby to delikatnie powiedzieć „lekceważące”.
Pierwszy policjant kazał czekać, aż ktoś przyjdzie. Ten co przyszedł kazał wybierać na telefonie kolejne kroki jak się później okazało kierujące do osoby, której będę mógł złożyć raport po angielsku. Po wybraniu cisza w słuchawce. Zacząłem się irytować i mówię do nich żeby mi pomogli, bo nie wiem o co chodzi. No to w sumie mówi po 9:00 muszę to samo zrobić, bo wtedy ktoś będzie dopiero komu mogę ten raport złożyć…. O 9:00 sam podszedł do telefonu i połączył się z tym, któremu mam zdać raport.
No to 15 min. Raport zdany. Gość na komisariacie mi to drukuje i możemy iść kolejne 30 min do auta. Przychodzimy na parking, a tam już stoi przy aucie parkingowa i chce pisać pewnie mandat. To jej mówię, że wracam z komisariatu i żeby nic nie pisała. Ok, ok nic nie piszę. Uff. Jedziemy na lotnisko wymienić auto. Na lotnisku w biurze wypożyczalni szybka akcja. Proszę – nowe auto stoi tam. Można jechać. Pytam czy nawet nie chce tego raportu z Policji. Nie. Zastanawiałem się po co ja go w ogóle składałem.. Tu wyjaśnia się, dlaczego polecam wypożyczalnię jak i wykupienie ZAWSZE dodatkowego ubezpieczenia.
Czas zaplanować na nowo trasę. Uciekły nam 3h. No nic. Odpuszczamy parę miejsc po drodze i jedziemy prosto w stronę Kadyksu.
Dojeżdżając na miejsce gdzie chcieliśmy ogólnie zrobić parę fotek w centrum okazuje się że nie ma nawet pół miejsca parkingowego nigdzie wolnego. Część ulic pozamykanych. Tu też jakaś impreza karnawałowa się szykuje.
Chcieliśmy już odpuścić cokolwiek i jechać dalej jednak kawałek dalej znaleźliśmy piękny bulwar gdzie nacieszyliśmy oczy widokiem na Ocean i przy okazji w restauracji zjedliśmy „śniadanie” (było już coś ok 13).
Jak w całej naszej wycieczce czasu brak, a dodatkowo po stracie czasu rano to już w ogólnie go nie mamy. Jedziemy zobaczyć teraz najdalej wysunięty na południe punkt lądowej części Europy – Tarifa.
Tarifa jest powszechnie uważana za hiszpańską stolicę surfingu, zarówno windsurfingu jak i kitesurfingu. Ty ostatnich mieliśmy okazję zobaczyć i faktycznie nie zdziwiło nas, że tak doceniają to miejsce. Wiatru tam nie brakuje :D
Widoki jak zwykle przepiękne. Niestety do samego punktu najbardziej wysuniętego nie udało nam się dojść, ponieważ zobaczyliśmy tylko to:
Zatrzymaliśmy się w tym punkcie:
Nie znalazłem nigdzie informacji czy i ewentualnie kiedy otwierają tę bramę. Raczej otwierają, bo widziałem tam jakieś muzeum. Z tego co wyczytałem w Internecie to trzeba zgłosić jakąś wcześniejszą rezerwację w centrum miasta. Tak czy inaczej i tak było warto się tu zatrzymać.
Na ten dzień mieliśmy zaplanowaną główną atrakcję jaką miał być Gibraltar. Jako, że jutrzejszy dzień miał być luźniejszy, a była już 17:00 pomyśleliśmy, że może to przełożymy na ostatni dzień.
„No zobaczymy. Wejdźmy tam chociaż. Zobaczymy co i jak”.
Zatrzymaliśmy się na parkingu przed samym przejściem granicznym.
https://goo.gl/maps/gW13WfAZ2Crp7w2d6
Nikt nie poleca wjazdu samochodem na Gibraltar. Jednym z większych powodów jest długa kolejka na przejściu granicznym. Zostawiliśmy auto i poszliśmy pieszo. Dosłownie 5 min później byliśmy już po przejściu granicy. Tylko rzut oka celnika na paszport (można też wejść na dowód), najpierw Hiszpańskiego, potem Brytyjskiego i już.
Pierwsze co nas zainteresowało to oczywiście lotnisko, przez którego pas startowy odbywa się ruch pieszy jak i motoryzacyjny. Mieliśmy akurat to szczęście zobaczyć start samolotu.
Ruch całkowicie zostaje zatrzymany, szlabany w dół oraz założone zostają kolczatki.
Przez odcinek gdzie jeździły samochody, a samolot będzie kołował przejeżdża auto z zamontowanym z tyłu czymś, a’la ściągaczką. Podejrzewam, że ma to na celu oczyszczenie wszelkich nieczystości pozostawionych przez przechodniów czy auta.
https://youtu.be/Pqnbl4DBCVM
Po starcie parę minut później wszystko zostaje otwarte, a ruch wznowiony.
Przeszliśmy się jeszcze kawałek, kupiliśmy pamiątki i decydujemy się udać na odpoczynek do Estepony. Wrócimy tu jutro.
Opłacamy parking 3.8EUR. Jest już godzina 18:30 i jedziemy. Drogę wybrałem najbliżej brzegu morza, by dalej „nachapać” się widokami. Nawigacja sugerowała autostradę płatną. Także dodatkowy plusik.
Znaleźć parking lekko mówiąc nie było łatwo. O czym świadczy poniższa oś czasu:
Jeden kosztował 17€. Szybko z niego wyjechałem. Przy jakiejkolwiek ulicy nie było szans znaleźć miejsca. Poza tym po przeżyciach z rana nawet nie chciałem go znaleźć. Po dłuższym czasie krążenia w kółko, a dodatkowo odbijając się od kolejnych zamkniętych przejazdach znalazłem! Jeżeli się wybieracie do Estepony zaoszczędzę wam podobnego błądzenia i podaję lokalizację parkingu podziemnego na który zapłaciłem 4 € za całą noc. https://goo.gl/maps/X4yEP4pSkaV1dbEZ9
O 20:30 dotarliśmy do apartamentu w centrum. Po zameldowaniu i „ogarnięciu” się czas (22:50) żeby się gdzieś przejść :D
Miasto podobno słynie z atrakcyjnych klubów w pobliżu centrum sportowego. Udaliśmy się tam mijając klika ciekawych murali oraz domów obwieszonych kwiatami.
Jednak jak się okazało w poniedziałek jednak nie ma na co liczyć. Żadnej żywej duszy.
Do tego wracając okazało się że o tej godzinie nie można tu też kupić alkoholu…
Dopiero kawałek dalej od głównej drogi u Chińczyka udało się nabyć piwko na dobry sen. Około 1:00 nastąpił czas na odpoczynek po długim dniu. Cała dzisiejsza trasa prezentuje się tak:
Dzień 4. Niestety ostatni.
Kawa przy plaży:
Plac kwiatów:
Następnie ruszamy w kierunku przełożonej z wczoraj głównej atrakcji jakim jest zwiedzanie Gibraltaru. O 10:30 dotarliśmy na odwiedzony już wczoraj parking. Zostawiamy auto i przechodzimy ponownie pieszo granicę. Przy wyjściu z budynku Brytyjskiej kontroli znajdowało się „biuro podróży” gdzie można było kupić przejazd busikiem do najważniejszych atrakcji tego Miasta/Państwa. Koszt nie był tani. 36£ za osobę tj ponad 200zł. W cenie przejazd busem w 4 najważniejsze punkty oraz bilet wstępu do Narodowego parku. Bez tego ostatniego nie wpuścili by nas do najważniejszych atrakcji.
Wsiadamy do busika. 7 osób łącznie z nami. Kierowca w czasie jazdy opowiada o Gibraltarze najpierw w języku angielskim, następnie hiszpańskim. Najważniejszą ciekawostką jest, że mieszkańców jest ok 30tys., a wszyscy się znają. Do tego nikt nie jest tu bezrobotny.
Pierwszy przystanek punkt widokowy na południową część Gibraltaru. W oddali widać już Maroko, które oddziela cieśnina o 20 parę kilometrów. Gdy jest mniejsze zachmurzenie widać zdecydowanie więcej. Na samym skraju znajduje się Europa Point (najbardziej wysunięty punkt Gibraltaru jednak nie całej Europy bo tym punktem byłą wcześniej odwiedzona Tarifa) i Pomnik Generała Sikorskiego. Jednak busik tam nie dojeżdżał.
Po krótkim przystanku na robienie fotek i podziwianie tej części wsiadamy do busika i „wspinamy” się wyżej.
Następnym przystankiem jest Jaskinia Świętego Michała gdzie przed wejściem czekają pierwsze małpki:
Trzeba na nie uważać, bo to rasowi złodzieje ;)
Wstęp do jaskini możliwy za ukazaniem biletu wstępu do rezerwatu. To jedna z najbardziej popularnych z ok. 150 jaskiń znajdujących się na Gibraltarze. W środku znajduje się min. Teatr
gdzie można podziwiać pokaz iluminacji świateł na znajdujących się tam stalaktytach. Do różnego rodzaju świateł dołącza również dźwięk. Pokazy są co ok. 5min.
Tu trochę tego co możemy zobaczyć:
https://youtu.be/3-3iYssh_KE
Po zwiedzeniu całej jaskini ponownie wsiadamy to busa
I zmierzamy w kierunku trzeciego przystanku jakim jest Skywalk czyli taras widokowy.
W to miejsce również można dotrzeć z miasta kolejką linową:
https://youtube.com/shorts/_CP2TaBRfx8?feature=share
Udajemy się w kierunku busa. Docierając na miejsce zauważamy pełno naszych sympatycznych małpek, które totalnie niczego się nie boją, a wręcz odwrotnie. Urządziły sobie nawet legowisko na dachu każdego z busów
https://youtube.com/shorts/6aLfsddcTn0?feature=share
Co do tego jacy z nich złodzieje mały przykład:
https://youtube.com/shorts/STzjmkKS-RI?feature=share
Po dłuższej przerwie i masie filmików i fotek z małpkami ruszamy w kierunku ostatniego przystanku „Great Siege Tunnels” gdzie mamy panoramę na lotnisko, i Hiszpanię
Przy okazji kolejny samolot ląduje.
https://youtu.be/1gLQU_As_LA
„Great Siege Tunnels” to sieć tuneli wydrążonych w Skale Gibraltarskiej, służących celom obronnym. Powstały w czasie Wielkiego Oblężenia Gibraltaru przez Francję i Hiszpanię w latach 1779-1783. Tunele mają łącznądługość ok. 1200m i kilka komór gdzie zamontowane były działa.
Wychodząc z jaskini znowu mieliśmy okazję zobaczyć start samolotu. Tym razem z góry
https://youtu.be/ZpWNnmjDVuM
Nadszedł czas zejścia z góry. Kierowca wcześniej pytał czy decydujemy się na powrót do miasta z nimi czy wolimy zejść pieszo. Oszacowaliśmy, że mamy jeszcze trochę czasu także zeszliśmy pieszo. Zajęło to ok 15-20 min.
Część atrakcji była zamknięta jak np. Tunele II Wojny światowej czy muzeum. Udało się jednak po drodze też za okazaniem biletu wstępu do parku wejść na zamek „Moorish Castle”
Parę fotek na górze i idziemy dalej
W mieście powrót do granicy najbardziej popularną ulicą „Main street” gdzie znajdziemy min. Restauracje, bary, sklepy bezcłowe.
Pożegnalna fotka z tego pięknego jak i ciekawego miejsca i niestety czas udać się w kierunku Malagi na lotnisko.
Trasa jaką przebyliśmy na Gibraltarze:
Po drodze mamy jeszcze zobaczyć kilka miejsc. Jest 14:30 i ruszamy.
Pierwszy punkt to Guadalmansa. Między Esteponą, a Marbellą. Docelowo tu:
https://goo.gl/maps/tjYZqX7MQS3hKbHp9
Przepiękne miejsce, z kamienistą plażą otoczona zabudową czerwonych domów domów.
Niedaleko spacerem można się wybrać na wieżę widokową, jednak nam musiała wystarczyć sama plaża, bo jak wiadomo czas nagli.
Pierwotnie miałem plan dotrzeć tu:
https://goo.gl/maps/MrNm1dn51iDi1aeR9
Piękna góra i punkt widokowy. Jednak jak wspomniałem wcześniej pierwotnie jeszcze na początku wyznaczania trasy i nie przewidując tego że ostatniego dnia dopiero zwiedzimy Gibraltar. Wejśćsięnie udało. Dojechaliśmy tylko do jakiegoś strzeżonego osiedla. Popodziwialiśmy widoki i musieliśmy zmykać.
Trasę na górę oczywiście polecam. Świetna droga, pusta i pełna zakrętów.
Następnie przejazd przez Marbellę. Najdroższe jej osiedle i przystanek na ostatnie zaczerpnięcie powietrza w EL Faro.
Zakończenie naszej przygody.
Ostatnia trasa na lotnisko.
Samolot był opóźniony. Jeszcze zjedliśmy w jednej restauracji na lotnisku gdzie spotkaliśmy ciekawego kelnera :)
Robota kotka:
https://youtube.com/shorts/RFlpRxgII5g?feature=share
Żegnaj przygodo…