Co prawda o zachodzie USA zostało napisane już chyba wszystko więc raczej nic odkrywczego nie uda mi się "wyskrobać", ale czuje się zobowiązany opisać moją "przygodę", choćby za wiedzę którą tu od Was otrzymałem. Do tej relacji proszę nie podchodzić zbyt poważnie ponieważ globtroter ze mnie słaby, a wyjazd płynął Nam głównie w oparach alkoholu i skrętów, więc ludziom uprzedzonym raczej polecam poczytać coś innego.
Do LA lecieliśmy z Warszawy przez Frankfurt. Ja i kumpel. Start Lufthansa zaplanowała na 10.30. Jako że nie mieszkamy w stolicy, musieliśmy tam dojechać, więc wpadliśmy na pomysł, że będziemy tam dzień wcześniej i prześpimy się w Ibisie Budget.
Rano startujemy wg planu. Udało mi się zaklepać fajne miejsca w obu samolotach, bo do Frankfurtu mamy "dwójkę", a do LA lecimy na 3 fotelach, bo akurat koło nas nikt nie siedzi : )
Jestem lekko zawiedziony "kateringiem", bo jedzenie nie jest najwyższych lotów (heh) i o alkohol trzeba sie prosić (rozumiem, że to nie biznes). Na szczęście wypiliśmy sobie po małpce już na lotnisku, a że na miejscu muszę prowadzić samochód to w samolocie już sobie odpuszczam : )
Po wylądowaniu, rozmowa z oficerem imigracyjnym to czysta formalność, nawet jeśli nie zna się języka : ) Odbieramy bagaże i wychodzimy na miasto. Po 15 godzinach podróży mamy 16.30 tego samego dnia
:) Jak na początek września jest tu naprawdę bardzo fajnie i ciepło. Darmowym autobusem jedziemy do wypożyczalni ALAMO, gdzie mamy zarezerwowany intermediate SUV przez rentalcars.pl Z ciekawostek mogę napisać, że cenę zbijałem prawie do ostatniego dnia przed wylotem. Głównie przez infolinię, gdzie przedstawiałem tańsze oferty z innych stron. Na miejscu załatwiamy formalności i po 5 minutach jestem na parkingu pełnym aut w mojej klasie. Wybieram największego Forda ponieważ planuje zakupić rowery i władować je do środka : )
Z wypożyczalni jedziemy od razu na Venice Beach. Tam nie mogąc oprzeć się pokusie kupujemy trochę trafki od miejscowego "lekarza", żeby zabić jet laga : ) Na pierwsze 3 noce zarezerwowałem motel Travelodge w Hollywood, który mogę bez problemu polecić. Mimo znanej nazwy nie jest to jakaś najlepsza dzielnica, ale jest ok. Po drodze zatrzymujemy się jeszcze na jakieś żarcie w przypadkowej Meksykańskiej knajpce czego już polecić nie mogę : )Wstajemy wcześnie rano. Jemy śniadanie w motelu i już wiemy, że będziemy się raczej stołować w knajpach. W motelach można co najwyżej wypić kawę i wziąć pączka/drożdżówkę na drogę. Raczej nikt się tym nie naje. Jedziemy do walmart'u zrobić pierwsze zakupy i kupić rowery.
Później jeździmy sobie i zwiedzamy miasto. Jedziemy na Compton, odwiedzamy miejscówki znane z gry GTA.
Po południu jedziemy na Venice Beach gdzie spacerujemy po molo i jeździmy na rowerach. (110 Hill St, Santa Monica, CA 90405, Stany Zjednoczone) Parking 1$ za godzinę.
Tak jak już pisali ludzie w innych relacjach, jazda samochodem po mieście jest powolna i mocno utrudniona z powodu dużego ruchu ulicznego, ale nie jest aż tak źle jak to sobie wyobrażałem. Ratuje nas trochę carpool lane. Jest to pas dla samochodów z przynajmniej jednym pasażerem, chociaż Amerykanie częściej jeżdżą sami i stoją w korkach
:) W T-mobile (najlepsze pokrycie na zachodzie) kupuję kartę do telefonu i wybrałem pakiet 4GB za 60USD, chociaż teraz wybrałbym 2GB za 30USD. Wystarczy żeby ogarnąć mapy googla na 3 tygodnie i sprawdzać knajpy czy opinie o miejscach które chcę się odwiedzić. Poza tym w większości moteli jest darmowy net. Wracając do motelu zajeżdżamy do Beverly Hill's. (450 N Rexford Dr, Beverly Hills, CA 90210, Stany Zjednoczone) Darmowy piętrowy parking na pierwsze 2h, później 1$ za godzinę.
Robimy sobie zdjęcie z napisem i przejeżdżamy ulicą z palmami, a później idziemy spacerkiem zobaczyć Rodeo Drive. Przechodząc koło remizy straży pożarnej mamy pierwszy kontakt z życzliwością i uprzejmością Amerykanów. Jakiś strażak od razu wychodzi do Nas i zaczyna opowiadać anegdotki i ciekawostki o tym miejscu. Wprowadza Nas do środka, robi Nam zdjęcia z wozami i pozwala zwiedzać co chcemy. Później przejeżdżamy jeszcze przez Aleje Gwiazd, ale tam oglądamy wszystko z okien samochodu, bo jesteśmy tak zmęczeni, że nie chce Nam się już wychodzić.Kolejny dzień zaplanowaliśmy sobie na zwiedzanie studia filmowego i parku rozrywki Universal. Rano wychodzimy sobie na spacer do sklepu. Przechodzimy klika kilometrów po dzielnicy. Jest fajnie, bo zwiedzamy, ale tutaj się nie chodzi na piechotę. W niektórych miejscach nawet nie ma chodników
:) Upał daję w kość.
Instaluje Uber'a i dzięki kodom zniżkowym możemy do US przejechać się za darmo. Dzięki temu oszczędzamy na parkingu, bo jego koszt to 18$
:shock: Chociaż na miejscu duże piwo kosztuje 12$ więc oszczędności szybko się rozchodzą : ) Bawimy się do około 17 i wracamy do motelu.
W motelu robimy sobie małą imprezkę, a wieczorem wpadamy na genialny pomysł przejechać się Uberem na Griffith Observatory. Znietrzeźwieni zachwycamy się nocnym widokiem na miasto, a później oglądamy obserwatorium od środka. Z powodu słabego zasięgu później mamy kłopot z powrotem wezwać Uber'a, ale jakoś w końcu Nam się to udaje i wracamy bezpiecznie do motelu.
Wreszcie wyjeżdżamy z LA. Rano jedziemy jeszcze sobie zrobić zdjęcie z napisem Hollywood. Potem jedziemy trasą widokową Mulholland Drive.
Mamy strasznego kaca przez wczorajszą imprezkę. W tym dniu chcemy się tylko przemieścić do następnego motelu. Na nic nie mamy siły. Jedziemy wzdłuż wybrzeża i podziwiamy widoki. Po drodze zatrzymujemy się tylko w Santa Barbara. Spacerujemy po molo zwiedzamy miasteczko i jemy obiad.
Nie zarezerwowałem sobie wcześniej tego motelu, bo nie wiedziałem gdzie dokładnie będziemy spali. Liczyłem nawet, że prześpimy się w aucie pod marketem, ale w końcu zaklepuje nocleg w połowie drogi do Monterey. Motele tutaj są mega drogie. My płacimy 100$ za Motel6 w Atascadero którego za tą cenę nie polecam, ale co zrobić skoro akurat mamy weekend.
Z Atascadero startujemy w kierunku Big Sur choćby kawałek przejechać się Kalifornijska jedynką . We wrześniu jeszcze były prowadzone roboty drogowe i nie można było zrobić całej trasy wzdłuż wybrzeża więc przejechaliśmy się kawałek od południa, a później zjechaliśmy w dół od północy (od strony Monterey). Rano i tak były straszne mgły i prawie nic nie było widać. Natomiast później wszystko się rozwiało i można było podziwiać widoki.
W hotelu meldujemy się dość wcześnie, bierzemy rowery i jedziemy pośmigać po miasteczku.
Śpimy w Americas Best Value Presidents Inn on Munras za 60$ i za tą cenę polecam.
Po śniadaniu ruszamy w stronę San Francisco.
Na początku wjeżdżamy sobie na Bernal Heights Park. Jest to górka z której widać ładną panoramę miasta.
Autem raczej nie będziemy się poruszać, więc parkujemy pojazd na 2 dni w pobliżu hotelu (25$/dzień). Podobno standard to wymóg standardowych ludzi, więc lokum jest jednym z najtańszych w mieście. Za to jesteśmy w samym centrum i wszędzie mamy blisko. Pokój jest malutki, ma tylko jedno łóżko, a łazienka jest w korytarzu na którym można by kręcić horrory : ) Jeśli ktoś nie jest mega wrażliwy to mogę polecić ten hotel. Jest w starym stylu i widać tu kawał historii. Natomiast rodzinkom z dziećmi ogólnie odradzałbym pobyt w centrum miasta : )
Ustalamy trasę na googlemaps i ruszamy zwiedzać miasteczko na rowerach. Pierwsze mile pokonujemy z uśmiechem na ustach. Najpierw jedziemy oczywiście zobaczyć jezioro. Jest ogromne, nie da się całego ogarnąć wzrokiem. Poza tym w okolicy jest również kilka mniejszych jeziorek. South Lake Tahoe to kurort górski. Prosperuje głównie zimą i jest pewnie znanym ośrodkiem narciarskim. Oczywiście w lato również nie brakuje tu rozrywki i jest bardzo ciekawie. Po raz kolejny zaznajemy otwartości i życzliwości Amerykanów. Ciągle nas zagadują ciekawi naszego pochodzenia. Chcąc dokręcić poluzowaną kierownicę w rowerze, bez problemu znajdujemy chętną do pomocy osobę. Ich ufność jest zupełnie obca dla nas. Rowerów nigdzie nie przypinamy, a ludzie wyjeżdżając do pracy zostawiają otwarte bramy garażowe. Nad jednym z mniejszych jeziorek, zaczepił nas mieszkaniec i opowiadał anegdotki i historię tego miejsca mimo, że ciężko mieliśmy się porozumieć (nie znamy płynnie angielskiego). Po przejechaniu ok 20mil zauważam na mapce, że ~3 mile od nas jest punkt widokowy i wodospad. Trzeba tylko wjechać trochę pod górkę. I to był błąd. Gdybym mógł cofnąć czas to wrócilibyśmy tam autem : ) Kręte górskie serpentyny zniszczyły nas totalnie. Widoki naprawdę są niesamowite, ale jazda po tych górach rowerem to czysta mordęga. Wracając z powrotem zajeżdżamy do knajpki i jemy od razu po dwa obiady : ) Wracając do motelu chcemy już tylko odpocząć
o, wspomniałeś o mnie, dzięki
:) cieszę się, że moja relacja się do czegoś przydała, tak jak Twoja przyda się kolejnym. Będzie zakończenie?W czerwcu mam nadzieję zobaczyć północne Stany, oby się udało!
Fajna wycieczka i realcja.Od początku interesowało mnie co zrobicie na końcu z rowerami. Można powiedzieć że uf, że nie na buraka
;)Pytanie praktyczne, jak te rowery mieściły się w samochodzie? Zajmowały cały tył, rozkładaliście tylne siedzenia?
@Pabloo, wiem, wiem. Jest to moja pierwsza relacja na forum i nie za bardzo wiedziałem jak się za to zabrać. Jak wrzucałem większe zdjęcia to strasznie rozjeżdżała mi się strona. Przy kolejnych relacjach bardziej się skupię i lepiej dopracuje wszystko. @willi, tak wzięliśmy specjalnie takie wielkie auto żeby było dużo miejsca. Po złożeniu tylnych siedzeń spokojnie mieściły się rowery, torby i wiele innych rzeczy. Z miejscem w ogóle nie było problemu. Było go wręcz za dużo. Jednak drugi raz, nie kupowałbym rowerów na tak krótki wypad. Jeździliśmy tylko kilka razy, więc wynajem w kilku miejscach wyszedł by nas pewnie podobnie.
@kontrol Można wiedzieć ile wcześniej rezerwowaliście nocleg w Tipi Village i w jaki sposób? Ja użyłem formularza na ich stronie i niestety nie dostaję odpowiedzi...
http://www.monumentvalley-tipivillage.com/Z tego co pamiętam to około 2 miesiące wcześniej, tylko że ja miałem wymagania na Tipi z najlepszym widokiem. Nie było tam tłumów więc pewnie nie ma tam jakiegoś grubego obłożenia poza sezonem. Mi sprawnie odpowiadali na maila, lecz też rezerwowałem przez formularz na stronie. Pamiętam, że musiałem podać numer karty przez maila lub telefon co było DUŻĄ niedogodnością, ale to normalna praktyka w USA.
Do LA lecieliśmy z Warszawy przez Frankfurt. Ja i kumpel. Start Lufthansa zaplanowała na 10.30. Jako że nie mieszkamy w stolicy, musieliśmy tam dojechać, więc wpadliśmy na pomysł, że będziemy tam dzień wcześniej i prześpimy się w Ibisie Budget.
Rano startujemy wg planu. Udało mi się zaklepać fajne miejsca w obu samolotach, bo do Frankfurtu mamy "dwójkę", a do LA lecimy na 3 fotelach, bo akurat koło nas nikt nie siedzi : )
Jestem lekko zawiedziony "kateringiem", bo jedzenie nie jest najwyższych lotów (heh) i o alkohol trzeba sie prosić (rozumiem, że to nie biznes). Na szczęście wypiliśmy sobie po małpce już na lotnisku, a że na miejscu muszę prowadzić samochód to w samolocie już sobie odpuszczam : )
Po wylądowaniu, rozmowa z oficerem imigracyjnym to czysta formalność, nawet jeśli nie zna się języka : ) Odbieramy bagaże i wychodzimy na miasto. Po 15 godzinach podróży mamy 16.30 tego samego dnia :) Jak na początek września jest tu naprawdę bardzo fajnie i ciepło. Darmowym autobusem jedziemy do wypożyczalni ALAMO, gdzie mamy zarezerwowany intermediate SUV przez rentalcars.pl Z ciekawostek mogę napisać, że cenę zbijałem prawie do ostatniego dnia przed wylotem. Głównie przez infolinię, gdzie przedstawiałem tańsze oferty z innych stron. Na miejscu załatwiamy formalności i po 5 minutach jestem na parkingu pełnym aut w mojej klasie. Wybieram największego Forda ponieważ planuje zakupić rowery i władować je do środka : )
Z wypożyczalni jedziemy od razu na Venice Beach. Tam nie mogąc oprzeć się pokusie kupujemy trochę trafki od miejscowego "lekarza", żeby zabić jet laga : ) Na pierwsze 3 noce zarezerwowałem motel Travelodge w Hollywood, który mogę bez problemu polecić. Mimo znanej nazwy nie jest to jakaś najlepsza dzielnica, ale jest ok. Po drodze zatrzymujemy się jeszcze na jakieś żarcie w przypadkowej Meksykańskiej knajpce czego już polecić nie mogę : )Wstajemy wcześnie rano. Jemy śniadanie w motelu i już wiemy, że będziemy się raczej stołować w knajpach. W motelach można co najwyżej wypić kawę i wziąć pączka/drożdżówkę na drogę. Raczej nikt się tym nie naje. Jedziemy do walmart'u zrobić pierwsze zakupy i kupić rowery.
Później jeździmy sobie i zwiedzamy miasto. Jedziemy na Compton, odwiedzamy miejscówki znane z gry GTA.
Po południu jedziemy na Venice Beach gdzie spacerujemy po molo i jeździmy na rowerach.
(110 Hill St, Santa Monica, CA 90405, Stany Zjednoczone) Parking 1$ za godzinę.
Tak jak już pisali ludzie w innych relacjach, jazda samochodem po mieście jest powolna i mocno utrudniona z powodu dużego ruchu ulicznego, ale nie jest aż tak źle jak to sobie wyobrażałem. Ratuje nas trochę carpool lane. Jest to pas dla samochodów z przynajmniej jednym pasażerem, chociaż Amerykanie częściej jeżdżą sami i stoją w korkach :) W T-mobile (najlepsze pokrycie na zachodzie) kupuję kartę do telefonu i wybrałem pakiet 4GB za 60USD, chociaż teraz wybrałbym 2GB za 30USD. Wystarczy żeby ogarnąć mapy googla na 3 tygodnie i sprawdzać knajpy czy opinie o miejscach które chcę się odwiedzić. Poza tym w większości moteli jest darmowy net.
Wracając do motelu zajeżdżamy do Beverly Hill's.
(450 N Rexford Dr, Beverly Hills, CA 90210, Stany Zjednoczone) Darmowy piętrowy parking na pierwsze 2h, później 1$ za godzinę.
Robimy sobie zdjęcie z napisem i przejeżdżamy ulicą z palmami, a później idziemy spacerkiem zobaczyć Rodeo Drive. Przechodząc koło remizy straży pożarnej mamy pierwszy kontakt z życzliwością i uprzejmością Amerykanów. Jakiś strażak od razu wychodzi do Nas i zaczyna opowiadać anegdotki i ciekawostki o tym miejscu. Wprowadza Nas do środka, robi Nam zdjęcia z wozami i pozwala zwiedzać co chcemy. Później przejeżdżamy jeszcze przez Aleje Gwiazd, ale tam oglądamy wszystko z okien samochodu, bo jesteśmy tak zmęczeni, że nie chce Nam się już wychodzić.Kolejny dzień zaplanowaliśmy sobie na zwiedzanie studia filmowego i parku rozrywki Universal. Rano wychodzimy sobie na spacer do sklepu. Przechodzimy klika kilometrów po dzielnicy. Jest fajnie, bo zwiedzamy, ale tutaj się nie chodzi na piechotę. W niektórych miejscach nawet nie ma chodników :) Upał daję w kość.
Instaluje Uber'a i dzięki kodom zniżkowym możemy do US przejechać się za darmo. Dzięki temu oszczędzamy na parkingu, bo jego koszt to 18$ :shock: Chociaż na miejscu duże piwo kosztuje 12$ więc oszczędności szybko się rozchodzą : ) Bawimy się do około 17 i wracamy do motelu.
W motelu robimy sobie małą imprezkę, a wieczorem wpadamy na genialny pomysł przejechać się Uberem na Griffith Observatory. Znietrzeźwieni zachwycamy się nocnym widokiem na miasto, a później oglądamy obserwatorium od środka. Z powodu słabego zasięgu później mamy kłopot z powrotem wezwać Uber'a, ale jakoś w końcu Nam się to udaje i wracamy bezpiecznie do motelu.
Wreszcie wyjeżdżamy z LA. Rano jedziemy jeszcze sobie zrobić zdjęcie z napisem Hollywood. Potem jedziemy trasą widokową Mulholland Drive.
Mamy strasznego kaca przez wczorajszą imprezkę. W tym dniu chcemy się tylko przemieścić do następnego motelu. Na nic nie mamy siły. Jedziemy wzdłuż wybrzeża i podziwiamy widoki. Po drodze zatrzymujemy się tylko w Santa Barbara. Spacerujemy po molo zwiedzamy miasteczko i jemy obiad.
Nie zarezerwowałem sobie wcześniej tego motelu, bo nie wiedziałem gdzie dokładnie będziemy spali. Liczyłem nawet, że prześpimy się w aucie pod marketem, ale w końcu zaklepuje nocleg w połowie drogi do Monterey. Motele tutaj są mega drogie. My płacimy 100$ za Motel6 w Atascadero którego za tą cenę nie polecam, ale co zrobić skoro akurat mamy weekend.
Z Atascadero startujemy w kierunku Big Sur choćby kawałek przejechać się Kalifornijska jedynką . We wrześniu jeszcze były prowadzone roboty drogowe i nie można było zrobić całej trasy wzdłuż wybrzeża więc przejechaliśmy się kawałek od południa, a później zjechaliśmy w dół od północy (od strony Monterey). Rano i tak były straszne mgły i prawie nic nie było widać. Natomiast później wszystko się rozwiało i można było podziwiać widoki.
W hotelu meldujemy się dość wcześnie, bierzemy rowery i jedziemy pośmigać po miasteczku.
Śpimy w Americas Best Value Presidents Inn on Munras za 60$ i za tą cenę polecam.
Po śniadaniu ruszamy w stronę San Francisco.
Na początku wjeżdżamy sobie na Bernal Heights Park. Jest to górka z której widać ładną panoramę miasta.
Autem raczej nie będziemy się poruszać, więc parkujemy pojazd na 2 dni w pobliżu hotelu (25$/dzień). Podobno standard to wymóg standardowych ludzi, więc lokum jest jednym z najtańszych w mieście. Za to jesteśmy w samym centrum i wszędzie mamy blisko. Pokój jest malutki, ma tylko jedno łóżko, a łazienka jest w korytarzu na którym można by kręcić horrory : ) Jeśli ktoś nie jest mega wrażliwy to mogę polecić ten hotel. Jest w starym stylu i widać tu kawał historii. Natomiast rodzinkom z dziećmi ogólnie odradzałbym pobyt w centrum miasta : )
Cały dzień szwędamy się po mieście i zwiedzamy.