+1
greg2014 30 sierpnia 2017 13:41
Kilka miesięcy temu umieściłem na forum relację z rejsu wycieczkowego po Karaibach.
Zainteresowanych odsyłam tutaj: rejs-wycieczkowy-z-florydy-karaiby,210,105646

Powyższy rejs zakończył się w Fort Lauderdale a sama relacja w Miami, dokąd dotarłem tego samego dnia. Tam spędziłem kolejnych kilka dni, gdzie skorzystałem z okazji zobaczenia tego miasta oraz pobliskiego Miami Beach.

Zachęcony przez kilka osób chciałbym zamieścić tutaj relację z kolejnego rejsu, w który wyruszyłem po kilku dniach. Rejs rozpoczynał się w Miami a jego portem docelowym było San Pedro w okolicy Los Angeles. W ciągu 16 dni „zaliczyliśmy” po stronie atlantyckiej Cartagenę w Kolumbii, później przejście przez Kanał Panamski a następnie (już po stronie Pacyfiku) odwiedziliśmy porty w Kostaryce, Nikaragui, Gwatemali i Meksyku.

Szczegółowy plan rejsu wyglądał następująco:

Image

A tak wyglądało to na mapce (nie uwzględnia ona stopu w Corinto w Nikaragui):

Image

Rejs odbywał się na statku Norwegian Jewel należącego do amerykańskiego operatora Norwegian Cruise Line (NCL). Chociaż wydawałoby się, że nie jest to zbyt popularna w Polsce linia, ku mojemu zaskoczeniu na statku okazało się, że jest na nim całkiem spora grupa Polaków (chociaż w dużej części zamieszkałych na stałe za granicą).

Sam statek wielkością jest zbliżony do prezentowanej wcześniej Costa Deliziosy. Jest to typowy Panamax czyli statek o rozmiarach zbliżonych do maksymalnych, które pozwalają na przejście przez stare śluzy na Kanale Panamskim (nowe otwarte kilka lat temu umożliwiają już żeglugę większym jednostkom). Statek wszedł do służby w 2005 roku a ostatnią dużą modernizację przeszedł w 2014 roku. Posiada on 12 pokładów dostępnych dla pasażerów i wszystkie typowe dla statków tej wielkości atrakcje. Uczciwie muszę przyznać, że był utrzymany w bardzo dobrym stanie i do standardu trudno było się przyczepić. Więcej informacji na temat statku można znaleźć tutaj: http://www.vacationstogo.com/cruise_shi ... _Jewel.cfm

Zamieszczam jeszcze dwie fotki statku na początek (Norwegian Jewel to ten „uśmiechnięty” statek – uśmiech na dziobie jest charakterystycznym znakiem rozpoznawczym linii NCL – podobnie jak żółty komin na statkach Costy):

Image

Image

W Miami zlokalizowany jest największy port obsługujący statki wycieczkowe na Florydzie. W dniu, w którym wypływaliśmy w porcie cumowało 8 statków i trzeba przyznać, że ruch był w nim olbrzymi. Sam port położony jest stosunkowo blisko centrum miasta a dotarcie do niego nie stanowi dużego problemu – większość hoteli zapewnia płatne lub bezpłatne shuttle-busy obsługujące port . Jak w całych Stanach do dyspozycji jest również masa alternatywnych przewoźników: od taksówek zaczynając poprzez Ubera, Lyfta i niezliczoną liczbę firm obsługujących transfery.

Początek rejsu zasadniczo nie wyróżniał się niczym szczególnym. Do samego portu w Miami z miasta nie kursują środki komunikacji publicznej (wyłączając piętrowe autobusy turystyczne) ale dostaniem się tam nie powinno być najmniejszego problemu. Akurat hotel, w którym mieszkałem zapewniał możliwość zarezerwowania za 5 dolarów shuttle busa do portu. Biorąc jednak pod uwagę jaka jest skala działalności tego portu oraz ilość pasażerów codziennie rozpoczynających/kończących tam rejsy, domyślam się, że podobną usługę zapewnia większość hoteli w centrum Miami.

Sam port położony jest na wyspie „Dodge Island” połączonej z lądem mostem. Jest ona położona równolegle do grobli, po której biegnie droga łącząca Miami z Miami Beach. Tu widać Miami:

Image

…a tutaj już Miami Beach:

Image

Tradycyjnie przed portem czekała armia bagażowych, która odbierała od pasażerów bagaże i dostarczała je bezpośrednio na statek:

Image

Na pozór sprawiało to wrażenie chaosu ale w każdym chaosie zazwyczaj jest jakiś ukryty porządek – tak było też tutaj:-)

Kolejnym etapem była kontrola dokumentów i kontrola bezpieczeństwa przed wejściem do terminalu. Następnie trzeba było odstać swoje w jednej z trzech kolejek (pasażerowie z apartamentów oraz z najwyższymi statusami, pozostali statusowi i wszyscy pozostali). Przebiegało to bardzo sprawnie i po max. 15 minutach i ponownej kontroli bagażu podręcznego (tym razem nakierowanej praktycznie wyłącznie na wyszukiwanie napoi – na NCL nie można na pokład wnieść dosłownie nic w płynie i przez cały rejs było to bardzo rygorystycznie przestrzegane) trafiłem do dużej poczekalni, z której w grupach odbywało się wejście na pokład statku. W sumie od przyjazdu do portu do wejścia na statek minęła nieco ponad godzina.

Przed wypłynięciem zaliczyliśmy jeszcze obowiązkowe szkolenie na wypadek alarmu szalupowego. W odróżnieniu od Costy, gdzie od czasu katastrofy Costa Concordii traktuje się ten temat śmiertelnie poważnie tutaj odbyło się to z amerykańskim luzem i bez kamizelek ratunkowych. Każdy musiał się udać do miejsca określonego na karcie do kabiny (w moim przypadku była to jedna z restauracji), gdzie w sposób zbliżony do tego co każdy zapewne zaliczył przed lotem zaprezentowano jak się zakłada kamizelki ratunkowe oraz odczytano instrukcje awaryjne. Całość zajęła nie więcej niż 15-20 minut.

Image

Jako ciekawostkę mogę dodać, że sam rejs rozpoczął się z prawie dwugodzinnym opóźnieniem z bardzo banalnego jak się później okazało powodu: jeden z pasażerów w bagażu, który oddał przed wejściem do terminala miał paszport a kiedy się o tym zorientował (przy którejś kontroli) bagaż już był „w drodze” na statek. Jego odszukanie i zwrot przed terminal, żeby można było wyjąć paszport zajęły w sumie parę godzin – w efekcie czego wypływaliśmy z Miami już prawie w ciemnościach.

Image

Dzięki temu można było zobaczyć groblę do Miami Beach w nocnej scenerii:

Image

Image

Płynąc przez kanał minęliśmy niezliczone większe i mniejsze jednostki

Image

Image

…i tuż przed wyjściem na pełne morze mogliśmy rzucić jeszcze okiem na ciągnącą się w dal plażę Miami Beach…

Image

C.D.N.Jeszcze kilka słów na temat samego statku.

Większość statków we flocie NCL jest wielkością zbliżona do Norwegian Jewel, na którym płynąłem i oferuje podobne atrakcje (a czasem nawet układ – są to klony wykonane wg tego samego projektu różniące się szczegółami i designem). NCL ma też w swojej flocie kilka dużo (około 2x) większych jednostek (w Europie spośród nich najczęściej można spotkać Norwegian Epica), na których oprócz znacznie większej liczby pasażerów ulokowano też dodatkowe atrakcje (np. bar lodowy, kręgielnie, ściankę wspinaczkową a nawet coś na kształt namiotu cyrkowego z pokazami akrobatów).
Pierwsze kroki po wejściu na statek tak jak większość pasażerów skierowałem do bufetu. Jest on z krótkimi przerwami czynny praktycznie od 6 rano do 23 i oferuje bardzo duży wybór różnorodnych dań, którym naprawdę trudno coś było zarzucić. W stosunku do Costy, której rejs wcześniej opisywałem jest to zdecydowanie wyższa liga.

Image

Image

Image

Tradycyjnie dostępna była sporych rozmiarów i nieźle wyposażona siłownia (czynna od 6 do 23) oraz otwarte boisko posiadające niewielką widownię:

Image

Image

Image

Image

Image

Na statku było też sporych rozmiarów SPA (chociaż dla porównania tutaj z kolei Costa prezentuje znacznie wyższy poziom) udostępniająca oprócz całej masy nieziemsko drogich masaży, z których nie korzystałem również dostęp do strefy wellness. W strefie tej do dyspozycji pasażerów była część wspólna (damsko-męska), w skład której wchodziła wypoczywalnia z podgrzewanymi fotelami, otwartym tarasem i dużym wewnętrznym jakuzzi. Dodatkowo dostępne były - osobno dla mężczyzn i kobiet - strefa z saunami (sucha i mokra), jakuzzi, wypoczywalnią oraz toaletami i prysznicami. Dostęp do całej strefy wellnes był płatny (na tym rejsie 179 USD) i limitowany (praktycznie pod koniec pierwszego dnia rejsu nie było już dostępnych karnetów). Nie korzystałem z niej ze względu na rejon, w którym odbywał się rejs oraz spodziewaną pogodę ale doświadczenia z przeszłości co do takich miejsc mam bardzo dobre.
Kilka zdjęć ze strefy wellness:

Image

Image

Image

Image

Image

W ramach wycieczki po statku, można było również odwiedzić sąsiadujące z mostkiem kapitańskim pomieszczenie będące rodzajem „izby pamięci”. Były tam umieszczone informacje o odwiedzonych w przeszłości portach i pamiątkach z tych portów a także informacje o oficerach pracujących na mostku. Można było tam również pooglądać ekrany z aktualnymi mapami a także podejrzeć co się dzieje na samym mostku kapitańskim:

Image

Image

Image

Image

Skrzyżowaniem wszystkich dróg na statku były okolice recepcji, wokół której było zlokalizowane atrium z dwoma barami. Jeden z nich umieszczony na pokładzie nad recepcją pełnił również funkcję czynnej całą dobę restauracji serwującej proste pozycje z krótkiego menu (sałatki, hamburgery, fish&chips itp.) - tak na wszelki wypadek, jakby ktoś w środku nocy poczuł się głodny:-) Ze względu na świetnie zaopatrzony bar (m.in. kilkanaście rodzajów lanego piwa) cieszył się on zresztą cały czas bardzo dużym powodzeniem:-)

Image

Image

Image

W ciekawy sposób rozwiązana była sprawa zdjęć wykonywanych praktycznie na każdym kroku przez statkowych fotografów. Nie wiem jakie są doświadczenia innych ale ja mam często wrażenie, że są oni obecni wszędzie i chcą uwiecznić dosłownie każdego w każdych możliwych okolicznościach. Na większości statków, na których byłem wykonane zdjęcia są później dostępne w gablotach w określonym miejscu (zwykle takim, obok którego się często przechodzi) i kto chce może sobie je obejrzeć i kupić.

Na statkach NCL po modernizacji (w tym na NCL Jewel) jest to rozwiązane zupełnie inaczej. W momencie kiedy fotograf wykonuje komuś zdjęcie, prosi o podanie kodu z karty do kabiny. Później, gdy chcemy zdjęcie zobaczyć wybieramy się do punktu fotograficznego z szeregiem komputerów, gdzie wprowadzamy swój kod i możemy na ekranie zobaczyć „swoje” zdjęcia. Dzięki temu nie trzeba nic szukać a dodatkowo nikt inny nie ogląda naszych zdjęć w gablotach. Oczywiście jeśli komuś zdjęcie się spodoba dostaje je w tradycyjnej papierowej wersji z możliwością przesłania mailem wersji elektronicznej (nie muszę wspominać, że odpłatnie…). Ot taka ciekawostka…

Image

Z innych miejsc warto wspomnieć na statku o obowiązkowym (a jakże) kasynie, w którym zresztą w godzinach nocnych był zlokalizowany mini-bufet. Jakby jakiś gracz poczuł się głodny to nawet nie musiał opuszczać kasyna:-)

Image

Ważnym uzupełnieniem całości są połączone z barami loże (na Jewelu były trzy), w których koncentrowało się życie wieczorno-nocne, grała muzyka na żywo oraz organizowano dyskoteki i różnego rodzaje animacje a także teatr:

Image

Image

Image

Image

Jeśli chodzi o atrakcje wodne to położone były na najwyższym pokładzie w środkowej części statku i obejmowały dwa nieduże baseny, zjeżdżalnię oraz cztery jakuzzi.

Image

Image

Image

Image

Dla zainteresowanych były dostępne również biblioteka oraz pokój przeznaczony do gier planszowych i gier w karty.

Image

Ciekawostką na statkach NCL (spotkałem się z tym również na statku Holland America) była galeria obrazów. Co kilka dni zresztą odbywała się licytacja, która muszę przyznać, że cieszyła się całkiem sporym powodzeniem. Jak ktoś coś wylicytował to nie musiał tego pakować do bagażu – statek dostarczał obraz do domu:-)

Image

Co prawda na początku wspominałem o bufecie ale na koniec warto wspomnieć o pozostałych opcjach związanych z jedzeniem, które na statku było w mojej ocenie rewelacyjne. Oprócz wspomnianych alternatyw dla bufetu (mini-bufet w kasynie w nocy oraz całodobowy bar-restauracja z krótkim menu) dostępnych było kilka restauracji przy czym dwie z nich pełniły funkcje tzw. restauracji głównych i serwowały posiłki z menu (codziennie zmienianego) w czasie śniadań, lunchu i kolacji. Oprócz nich możliwe było również skorzystanie z osobnej restauracji specjalizującej się w kuchni azjatyckiej (z menu), która dostępna była zawsze w czasie kolacji a w czasie dni na morzu również w porze lunchu. Dla miłośników kuchni azjatyckiej dostępna codziennie była również spora sekcja bufetu z daniami tego typu. Wszystkie wspomniane dotychczas opcje wyżywienia zawarte były w cenie rejsu.

Dodatkowo na statku zlokalizowanych było kilka restauracji tematycznych, do których wstęp był dodatkowo płatny: bardzo wytworna restauracja specjalizująca się w kuchni francuskiej, restauracja włoska, tradycyjny stekhouse, restauracja brazylijska, restauracja sushi oraz restauracja japońska. W części z nich obowiązywała opłata cover chargé (ryczałtowa opłata za wejście bez względu na to co zamawiamy) w części zaś opłata była uzależniona od tego co wybraliśmy z menu.

Image

Image

Image

W odróżnieniu od niektórych linii, na statkach NCL kolacja nie jest podzielona na tury ani nie ma czegoś takiego jak przypisanie pasażera do stolika/godziny kolacji. Idziemy do restauracji wtedy kiedy jesteśmy głodni lub mamy ochotę i tam gdzie chcemy przy czym w restauracjach płatnych wskazana jest wcześniejsza rezerwacja (można ją załatwić przez aplikację dostępną w „statkowym” intranecie, telefon lub przed samą restauracją). Ponieważ na statkach NCL nie ma również czegoś takiego jak wieczory kapitańskie, galowe itp. to dress code jest również mało wymagający:


Dodaj Komentarz

Komentarze (30)

igore 30 sierpnia 2017 19:20 Odpowiedz
Totalnie nie mój klimat podróżowania (może kiedyś się to zmieni), ale czytam z zaciekawieniem. ;)
greg2014 30 sierpnia 2017 19:50 Odpowiedz
@igore - Tym bardziej jest mi miło:-) A tak na poważnie to oczywiście nie jestem wyznawcą jakiejś jedynie słusznej religii, która uważa, że tylko taka forma spędzania urlopu czy podróżowania jest słuszna a tych co uważają inaczej należy palić na stosie:-) Ja zresztą również korzystam z innych (bardziej tradycyjnych) form podróżowania. A kto wie...być może kiedyś spróbujesz i tego...
brzemia 30 sierpnia 2017 21:42 Odpowiedz
Greg2014 napisz cos wiecej po poziomie jedzenia. Napisales ze jest o wiele lepsze niz na Costa. Jakosciowo czy ilosciowo ?Wysłane przy użyciu Tapatalka
greg2014 30 sierpnia 2017 22:27 Odpowiedz
@brzemia - Różnica w jedzeniu między Costą a NCL dotyczy przede wszystkim różnorodności. Co do jakości wielkiej różnicy w mojej ocenie nie ma (może poza makaronami, które wydaje mi się, że zdecydowanie lepsze są na statkach Costy). A co do ilości...cóż - w obu przypadkach ilość jedzenia jest nie do przejedzenia:-) Wydaje mi się, że w dużej części wynika to z różnych pomysłów obu linii. Costa reklamuje swoje rejsy jako "Włochy na morzu" i jeśli chodzi o kuchnię to dania włoskie zauważalnie przeważają nad pozostałymi. Również struktura pasażerska Costy jest taka, że dominują w niej pasażerowie z Europy zazwyczaj z nadreprezentacją Włochów i Francuzów - i kuchnia jest idealnie do tego dopasowana. Przykładowo kuchnia azjatycka na statkach Costy reprezentowana jest wyłącznie w ograniczonym zakresie w bufecie (chyba tylko na statku Costa Diadema jest osobna-płatna restauracja azjatycka). W normalnym menu dania kuchni azjatyckiej pojawiają się stosunkowo rzadko (podaję ją tutaj jako przykład ale to samo dotyczy np. steków brazylijskich czy sushi).Z kolei NCL posiada zdecydowanie bardziej zróżnicowaną strukturę pasażerów - może z jakąś przewagą pasażerów z USA, Kanady i Australii. Cenią oni sobie z reguły różnorodność i możliwość spróbowania dań bardzo różnych kuchni co było widać z restauracjach tematycznych, które cieszyły się bardzo dużym powodzeniem (szczególnie stekhouse czy restauracja japońska, gdzie rezerwacje z reguły trzeba było robić dzień wcześniej). Dodatkowo między obiema liniami jest duża różnica w dostępnych możliwościach dot. jedzenia w godzinach późnowieczornych/nocnych. Na statkach Costy z reguły jest to tylko pizza lub room-service (zresztą nawet bufet wieczorny nie jest tam czymś do końca traktowanym poważnie - co nie zmienia faktu, że jest niezły; podstawową formą kolacji na statkach Costy jest kolacja w restauracji, która wiąże się ze specyficznym ceremoniałem-również czasowym). Z rozmów z pasażerami amerykańskimi wiem, że dla nich jest to trudne do zaakceptowania - oni lubią mieć możliwość wyboru prawie o każdej porze, jedzenia w środku nocy itd. I pod tym względem statki NCL-a biją Costę o kilka długości. Takie mają nawyki i nawet ich rozumiem, że na urlopie chcą mieć coś do czego są przyzwyczajeni. Podsumowując: różnica dotyczy przede wszystkim różnorodności i dużo większej możliwości wyboru pomiędzy kuchniami z różnych stron świata (nawet w ramach tego, co obejmuje cena za rejs - nie wspominając o dodatkowo płatnych opcjach). Jeśli chodzi o jakość samych dań to poza wspomnianymi makaronami, gdzie moim zdaniem wygrywa wyraźnie Costa wielkich róznic nie ma.
namteh 30 sierpnia 2017 23:15 Odpowiedz
Jak kształtowały się ceny w tym dodatkowo płatnych restauracjach?
greg2014 31 sierpnia 2017 08:39 Odpowiedz
@namteH - nie korzystałem ale z tego co pamiętam to wejście do restauracji japońskiej Teppanyaki kosztowało 30 USD/os. a do brazylijskiej 25 USD/os. Do tego doliczane były z automatu napiwki (18% powyższej ceny). Jeśli chodzi o restauracje 'a la karte' to najtańsza była restauracja włoska, najdroższa francuska i stekhouse.Były też dostępne pakiety typu restauracja X+restauracja Y+restauracja Z - do wykorzystania w trakcie rejsu i ich ceny były dużo bardziej atrakcyjne, ale samych cen nie pamiętam.
mashacra 31 sierpnia 2017 10:01 Odpowiedz
igore napisał:Totalnie nie mój klimat podróżowania (może kiedyś się to zmieni), ale czytam z zaciekawieniem. ;)Mam tak samo, ale od jakiegoś czasu czytam wszystkie relacje "rejsowe" na forum, i jestem już prawie namówiony ;)Zrobić to raz i wiedzieć, że więcej nie będę chciał, jedyne czego się obawiam, to że familia zasmakuje i będzie trzeba co roku prowadzić negocjacje.@greg2014 może jakieś podpowiedzi jak najtaniej wyrwać taki rejs OW? Świetna trasa się zapowiada :)BTW nie miałeś dosyć pływania po poprzednim?
brzemia 31 sierpnia 2017 10:03 Odpowiedz
Ja bylem w maju, zanowilem juz na grudzien ;)Wysłane przy użyciu Tapatalka
tropikey 31 sierpnia 2017 10:27 Odpowiedz
Ja mam podobnie, jak @mashacra :)Zdarzyło nam się chyba łącznie 3 lyb 4 razy być w szeroko rozumianym regionie karaibskim w wielkich "resortach", które (oprócz tego, że się nie przemieszczają :D ) oferują podobny styl wypoczynku. Za każdym razem mówiliśmy, że ok, ale nigdy więcej. Obawiam się, że podobnie mogłoby być z wycieczkowcami...A co do relacji, to wyrazy uznania dla autora za wysiłek włożony w przekazanie nam tak wielu szczegółowych informacji.Bardzo jestem jednak ciekaw, jak to wygląda cenowo?Wysłane z mojego P9 przy użyciu Tapatalka
greg2014 31 sierpnia 2017 11:03 Odpowiedz
@mashacra i @tropikey - Ja z reguły rezerwuję z dużym wyprzedzeniem w czasie jakichś promocji. W miarę możliwości robię to na poprzednim rejsie na statku bo wtedy jest jeszcze jakiś ekstra upust. Do tego korzystam z różnych mało popularnych wynalazków typu 'shareholders benefit', w ramach których w dużym uproszczeniu za posiadanie akcji jakiegoś operatora (operacja stosunkowo prosta do przeprowadzenia chociaż wiąże się z pewnym ryzykiem-jak to na rynkach finansowych :-) ) można dostać na statku darmowy kredyt do wykorzystania - np. na wycieczki. No i do tego dochodzą programy lojalnościowe, które zazwyczaj również dają jakieś benefity, z których niektóre nie mają dla mnie specjalnego znaczenia ale inne (np. kolejny kredyt do wykorzystania czy transport bagażu z domu do portu i z powrotem przez operatora) zdecydowanie tak. W zależności od ceny i długości rejsu, dodatkowe kredyty, które traktuję w uproszczeniu jako obniżkę ceny mogą stanowić nawet 20% wyjściowej ceny czyli sporo. Wykorzystuję te środki później na rejsie na to co i tam kupiłbym na statku - jakąś wycieczkę w fajne miejsce, gdzie zorganizowanie czegoś samemu jest problematyczne lub ryzykowne, na napoje czy jeszcze coś tam innego. Ale niestety złotej zasady na dobrą cenę nie ma-przynajmniej ja nie znam. Z dotychczasowych obserwacji wydaje mi się, że najlepsze ceny są poza sezonem wakacyjnym w danym rejonie, w przypadku rejsów repozycyjnych (gdy statek między sezonami zmienia całkowicie region-np. płynie z Europy do Brazylii) lub gdy początek i koniec rejsu są w różnych portach (ale to akurat nie dotyczy rejsów przez Kanał Panamski). Również nowe trasy, które operator wprowadza po raz pierwszy potrafią być relatywnie tanie (np. w tym roku rejsy Costy z Japonii w kilku wariantach czasowych; w przyszłym roku przypuszczam, że ta trasa będzie dużo droższa).Według tej zasady mam zaplanowane wyjazdy na mniej więcej rok do przodu (najbliższy w listopadzie). Z drugiej strony na najbardziej popularnych trasach, gdzie jest dużo rotacji i miejsc czasem pojawiają się bardzo atrakcyjne oferty "last minute". Jak dotąd z nich nie korzystałem bo trudno to planować ale zjawisko na pewno istnieje.Zgadzam się zresztą z @tropikey - ja na pierwszy rejs popłynąłem kiedyś w sumie prawie przypadkiem... A co do tego czy nie miałem dość - myślę, że gdyby te dwa rejsy odbywały się jeden po drugim (bez kilkudniowej przerwy w Miami) to być może byłoby to męczące. Wyszedłem jednak z założenia, że jak już lecę taki kawał świata to chcę też coś więcej zobaczyć a nie zaraz wracać do domu. Zresztą na tej trasie samo przejście przez kanał i porty były na tyle ciekawe, że rejs zleciał stosunkowo szybko. @brzemia - a gdzie się wybierasz w grudniu ?
brzemia 31 sierpnia 2017 11:08 Odpowiedz
Itaka organizuje wyspy kanaryjskie i maderaWysłane przy użyciu Tapatalka
samaki9 1 września 2017 18:41 Odpowiedz
Greg2014 , czy w NCL są pakiety na drinki jak np w MSC czy po prostu za każdy drink płacisz osobno?
greg2014 1 września 2017 21:28 Odpowiedz
@samaki9 - Gdy rezerwowałem rejs w NCL była akurat promocja, w której w bonusie dostawało się do wyboru: all inclusive na napoje, nielimitowany wstęp do płatnych restauracji, jakiś pakiet internetu lub anulację napiwków. Wybrałem napoje w związku z tym problem płacenia za nie miałem prawie z głowy. Prawie bo ten AI (w NCL są różne typy AI) nie obejmował z nieznanych powodów kawy w barze koło atrium (ale tylko w tym jednym, żeby było ciekawie) i podczas postoju w porcie w Miami napoje były gratis ale amerykańskie podatki były naliczane (piszę dla porządku - były to drobne kwoty). Poza tym pakiet AI obejmował wszystko co było w barach i restauracjach - do jednostkowej ceny 15 USD. Jeśli coś było droższe (z reguły jakieś wódki i whisku premium/super premium) - płaciło się tylko nadwyżkę. Pakiet AI nie obejmował z kolei tego co jest w kabinach w minibarkach.Generalnie przy rezerwacji w NCL przez kanały europejskie (strona ncl.eu lub unijne biura podróży) tego typu lub nawet bardziej atrakcyjna promocja trwa prawie cały czas. Aktualnie oprócz AI obejmuje również butelkowaną wodę (litr na dzień), tę specjalną i jedyną kawę w barze koło atrium:-), napiwki i jakieś pakiety dot. restauracji płatnych-w promocji dostaje się wszystkie te bonusy razem. Czasem jest też dorzucany pakiet na wycieczki (np. 50 USD na każdy odwiedzany port). Co do zasady tą niekończącą się promocją objęte są wszystkie kabiny z wyjątkiem gwarantowanych (trzeba na to uważać) i prawie wszystkie rejsy w terminie 30 dni od zakupu i więcej. W last minutach często tego typu promocji nie ma. Niestety skutkiem ubocznym tego typu promocji są aktualnie dużo wyższe ceny w NCL niż gdy rezerwowałem ten rejs. Pocieszam się, że oni takie eksperymenty z pakietami wliczonymi w cenę już prowadzili jakieś 2 lata temu i okresowo ceny były wyższe/niższe - mam nadzieję, że teraz też za jakiś czas ceny u nich były rozsądniejsze niż teraz bo standard i trasy mają naprawdę świetne i chętnie bym się znowu gdzieś z nimi wybrał:-)Poza tym na statku kupowanie pakietów jest możliwe ale ceny są wysokie - takie jak dla klientów amerykańskich (np. AI ok. 65 USD/dzień + 18% napiwku). Oprócz pełnego AI są również pakiety na softdrinki (cola, sprite itd.).
brzemia 2 września 2017 17:46 Odpowiedz
Sluzy podwojne budowane byly w celu zaoszczedzenia ilosci wody potrzebnej do transportu. Zazwyczaj sluzowano w odwrotnych kietunkach a woda z gornej sluzy wplywala do dolnej a nie na zewnatrz. Widac teraz juz to nie ma znaczenia. Koszt slyzowania chyba przesadzony. Podobno panamaxy placa 100 tys dolarow i podobno tylko gotówką ;) czy w koszcie rejsu bylo jakos widać koszt przejscia przez kanał? W sumie 50$ na glowę wychodzi ;)Budowany most wchodzi daleko w glab ladu bo podobno poziom sztucznego jeziora ma zostac podniesiony.Czekam na dalszy ciąg.Wysłane przy użyciu Tapatalka
greg2014 2 września 2017 18:38 Odpowiedz
@brzemia - Co do kosztów trudno mi polemizować - przekazuję to co usłyszałem:-) Trzebaby głębiej wejść w taryfy kanału, które pewnie gdzieś są dostępne. Pamiętam jedynie, że kapitan mówił, że opłata dla statków wycieczkowych uzależniona jest od tego ile na nich może być maksymalnie osób (pasażerowie+załoga) bez względu na to ile jest faktycznie. Statek pusty i pełny płaci tyle samo. Sam koszt przejścia nie był natomiast nigdzie wyróżniony w dokumentach rejsu.Jeśli chodzi o zużycie wody przy śluzowaniu to chyba nadal jest duży problem ponieważ do tego wykorzystywana jest tylko woda z jeziora Gatun. Przewodnik podczas prezentacji mówił, że nowe śluzy mają system, w którym woda krąży w obiegu zamkniętym (mają specjalne zbiorniki buforowe) i w skali roku straty są głównie na parowaniu i nieszczelnościach instalacji. Szacują jednak, że o ile dobrze pamiętam 80% wody jest wykorzystywane w obiegu zamkniętym co radykalnie obniżyło jej zużycie a tym samym ubytki wody z jeziora. Tak, śluzy po stronie Pacyfiku przywracały nas do poziomu oceanu. Winda jechała w dół:-)
ewaolivka 2 września 2017 21:13 Odpowiedz
Ależ rzeczowy i przystępny opis! Zdjęcia też.
brzemia 12 września 2017 18:52 Odpowiedz
Tradycyjnie prosimy o zdjęcie ostatniej gazetki z podsumowaniem mil morskich i portów ;)ponad 2 tygodnie to pewnie kupon na pralnię się przydał.Ocena rejsu w skali 1-10 ?, który to już twój rejs? do zobaczenia na morzu ;)
greg2014 14 września 2017 10:22 Odpowiedz
@brzemia - Akurat jestem w rozjazdach. Wracam do domu za tydzien i mam nadzieje ze gdzies znajde papierowa gazetke z ostatniego dnia. Wtedy uzupelnie podsumowanie?Sam rejs oceniam bardzo wysoko - 9/10 bo zawsze cos mozna poprawic. Ten byl juz 10-y wiec jakas skale porownawcza juz mam. A kupon oczywiscie ze sie przydal. Takie niespodzianki zawsze ciesza?Do zobaczenia?
pawel5432 15 września 2017 19:40 Odpowiedz
mógłbyś napisać jak wygląda kontrola paszportowa (immigration) w przypadku takiego rejsu (chodzi o pieczątki wjazdowe-wyjazdowe) ?Czy odbywa się jeszcze na statku przed jego opuszczeniem w danym kraju czy już w porcie ? Jak wygląda wyjazd (wypłynięcie) z danego kraju (po wejściu na statek dostajesz pieczątkę wyjazdową) ?
greg2014 16 września 2017 13:28 Odpowiedz
@pawel5432 - ogólnie to nie ma jednej zasady:-)W porcie początku i końca rejsu jak dotąd zawsze było podobnie jak na lotnisku - na jakimś etapie wejścia na statek przechodziło się przez okienka urzędników imigracyjnych i najpierw wyjeżdżało a potem wjeżdżało do danego kraju. Na tym rejsie też tak było - najpierw w Miami przy opuszczaniu USA a potem w LA przy wjeździe do USA. Wygląda to podobnie jak na lotnisku - czyli przy wyjeździe kontrola minimalna/żadna, przy wjeździe bardziej drobiazgowa "face-to-face" z urzędnikiem imigracyjnym, deklaracjami celnymi, pieczątkami itp. W portach pośrednich na tym rejsie nie było żadnych kontroli. Na ląd schodziło się z kartą pokładową i teoretycznie trzeba było mieć ze sobą dokument ze zdjęciem, o który w moim przypadku nikt nigdzie nie spytał. Paszporty nie były nam zabierane. W związku z tym nie mam w nim żadnych pieczątek z krajów, w których byliśmy po drodze. Chyba w jednym kraju był wymóg wypełnienia lokalnej deklaracji celnej, którą oddawało się przy schodzeniu ze statku - i to było wszystko.Jeśli chodzi o inne trasy to w Europie dla obywateli UE kontroli imigracyjnej praktycznie nie ma (dopóki statek porusza się w ramach strefy Schengen) ale na statku jest wymóg posiadania paszportu - nie można płynąć z dowodem osobistym. Osobom spoza UE w Europie paszporty są zabierane zazwyczaj przy wejściu na statek i zwracane przed zejściem. Czasami - gdy np. statek ma po drodze port w Wielkiej Brytanii, kontrola imigracyjna przeprowadzana jest na statku. Trzeba się ustawić w kolejce o określonej porze (z reguły wszyscy są podzieleni na "okienka czasowe" w zależności od tego na jakim pokładzie się znajdują ich kabiny a całość w miarę sensownie zorganizowana) i zaliczyć indywidualną kontrolę "face-to-face" przed urzędnikiem imigracyjnym. Odbywa się to zwykle w jakimś dużym barze albo w teatrze (urzędnicy siedzą przy długim stoliku na scenie - zabawnie to wygląda). Podobne zasady z tego co pamiętam były również w Indiach. Jeśli wcześniej paszport komuś był zabierany to przed taką kontrolą jest wydawany na czas kontroli (i zaraz po niej znowu zabierany).Są też trasy - głównie w Azji i na Bliskim Wschodzie, gdzie paszporty są zabierane wszystkim przy wejściu na statek i oddawane na koniec (z ewentualnymi indywidualnymi kontrolami pośrednimi - jak np. w Indiach) z kompletem pieczątek ze wszystkich krajów. Miłość do stempli jest szczególnie widoczna w Azji Płd-Wsch, gdzie potrafią stemplować paszporty w każdym porcie - nawet jeśli poprzedni port był w tym samym kraju. Pewnie wynika to z jakichś lokalnych zwyczajów/przepisów ale nigdy w to nie wnikałem.Podsumowując - bywa różnie i wszystko zależy od tego gdzie dany rejs się odbywa:-)
greg2014 21 września 2017 20:33 Odpowiedz
brzemia napisał:Tradycyjnie prosimy o zdjęcie ostatniej gazetki z podsumowaniem mil morskich i portów ;)Wróciłem, odszukałem gazetki lecz niestety podsumowania przebytego dystansu w milach morskich w nich nie było. Prawdopodobnie mogło to być w jakiejś wkładce do gazetki, która się gdzieś zawieruszyła...Korzystając jednak z jednego z popularnych serwisów w necie umożliwiających sprawdzenie dystansu na morzu (https://sea-distances.org) można szacować, że w trakcie rejsu przebyliśmy odległość ok. 4500 mil morskich.Pozdrawiam wszystkich miłośników mórz i oceanów:-)
norwich1987 26 października 2017 13:43 Odpowiedz
Przeczytałem, świetna relacja!Moje pytania :) 1) Czy przy tak dużym statku po wejściu do małego portu/miasta nie okazywało się, że mieścina 3-tysięczna nagle podwajała swoją populację i cały czar tego miejsca pękał z powodu nadmiaru turystów? Dało się to odczuć, że gdzie nie wejdziesz to nagle milion turystów z Twojego statku? 2) Rozumiem, że jak chcesz kupić pamiątkowy alkohol w jakimś porcie to nie ma szans, bo nie wniesiesz na statek?3) Czy na samym statku masz wrażenie, że "igły nie wciśniesz" czy raczej jest w miarę luz?Dzięki za odp!
namteh 26 października 2017 13:49 Odpowiedz
norwich1987 napisał:...1) Czy przy tak dużym statku po wejściu do małego portu/miasta nie okazywało się, że mieścina 3-tysięczna nagle podwajała swoją populację i cały czar tego miejsca pękał z powodu nadmiaru turystów? Dało się to odczuć, że gdzie nie wejdziesz to nagle milion turystów z Twojego statku? ...Tego to nie wiesz, bo po pierwsze: nie byłeś w miasteczku przed przybyciem statkiem, a po drugie: przecież to sami swoi, ze statku! Prawie jak rodzina ;) @greg2014Mógłbyś coś powiedzieć o średnim wieku wycieczkowiczów? Czy na statku były przewidziane atrakcje dla każdej grupy wiekowej?
greg2014 26 października 2017 21:57 Odpowiedz
norwich1987 napisał:Przeczytałem, świetna relacja!1) Czy przy tak dużym statku po wejściu do małego portu/miasta nie okazywało się, że mieścina 3-tysięczna nagle podwajała swoją populację i cały czar tego miejsca pękał z powodu nadmiaru turystów? Dało się to odczuć, że gdzie nie wejdziesz to nagle milion turystów z Twojego statku? 2) Rozumiem, że jak chcesz kupić pamiątkowy alkohol w jakimś porcie to nie ma szans, bo nie wniesiesz na statek?3) Czy na samym statku masz wrażenie, że "igły nie wciśniesz" czy raczej jest w miarę luz?Dzięki za odp!Dziękuję za opinię:-)ad. 1 Generalnie z takim problemem się nie spotkałem chociaż zdarzały się sytuacje jeszcze bardziej ekstremalne - np. Katakolon w Grecji (dawna Olimpia), gdzie osada do której przybija statek liczy może kilkuset mieszkańców - głównie jakieś zaplecze turystyczne. Czasem przybijają tam natomiast naraz 2 statki z 2-3 tys. pasażerów każdy. Większość z nich jednak jedzie na wycieczki-np. w tym konkretnym miejscu do Olimpii (zorganizowaną na statku albo samodzielnie) i problemu nie ma. Myślę, że linie tak dobierają miejsca w których zatrzymują się statki, aby podobnego problemu uniknąć co nie oznacza, że jakiegoś poczucia, że jest dużo osób nie będzie - ale to praktycznie dotyczy większości popularnych miejsc turystycznych. Dla mnie nigdy to nie był w każdym razie problem.ad. 2Jeśli kupisz alkohol na lądzie możesz go wnieść na statek ale zostanie od razu przy wejściu zatrzymany w depozycie. Dostajesz pokwitowanie a w ostatnim dniu rejsu zostanie on wieczorem przyniesiony do kabiny (lub trzeba go samemu gdzieś odebrać) i wtedy można go spakować do bagażu przed zejściem ze statku.ad. 3Na statku zawsze są luźne miejsca - jeśli ktoś potrzebuje się gdzieś zaszyć w spokoju bez problemu takie miejsce znajdzie. Jedynym miejscem, gdzie bywa ciasno (to przynajmniej mój odbiór) to bufet w szczycie pory śniadania czy lunchu (ale nie kolacji) oraz ewentualnie okolice basenów przy ładnej pogodzie podczas dni na morzu. Mam nadzieję, że pomogłem. W razie dalszych pytań pytaj śmiało:-)
brzemia 27 października 2017 08:57 Odpowiedz
Gdzie tym razem? ;)Wysłane z telefonu przy użyciu Tapatalka
greg2014 27 października 2017 20:55 Odpowiedz
Tym razem mam w planie rejs z Włoch do Dubaju przez Kanał Sueski:-) Po drodze kilka portów na Morzu Śródziemnym, Eliat w Izraelu, Aquaba w Jordanii oraz po kilka portów w Omanie i Zjednoczonych Emiratach Arabskich. Typowa repozycja statku na zimę w cieplejszy region.
brzemia 12 listopada 2017 14:56 Odpowiedz
MSC Splendida ?
greg2014 12 listopada 2017 21:54 Odpowiedz
Jeśli chodzi o ten program dla dzieci to pochodzi on ze statku Norwegian Epic.
brzemia 12 listopada 2017 21:58 Odpowiedz
Mi chodzilo o twoj kolejny. Jesli tak to juz zazdroszcze kanalu sueskiego. Juz 2 do kompletu.Wysłane z telefonu przy użyciu Tapatalka
greg2014 12 listopada 2017 23:23 Odpowiedz
Następny płynę Costą - tym razem Costa Mediterranea. Jeśli chodzi o szeroko rozumiany Bliski Wschód i okolice to Costa na zimę przebazowywuje zawsze jeden statek do Dubaju, jeden na Mauritius i jeden na Malediwy/do Indii więce teoretycznie na jesień jest do wyboru trzy okazje, żeby wybrać się w tamtym kierunku a w marcu trzy na trasę w drugim kierunku. Z tego co kojarzę to na wiosnę chyba nawet będzie jedna okazja więcej bo wycofują na stałe jeden statek z Azji do Europy ale to będzie dość długi rejs (chyba z Szanghaju albo Hongkongu do Savony - pewnie w sumie trasa na 30-40 dni).Możliwe, że skrobnę jakąś relację - przynajmniej z części poza Morzem Śródziemnym. Bazując na relacjach tych co mieli okazję płynąć tą trasą, samo przejście przez Kanał Sueski jest na pewno mniej widowiskowe niż przez Panamski: po pierwsze nie ma śluz (kanał na wysokości morza) a po drugie otoczenie to generalnie pustynia. Ale wkrótce przekonam się na własnej skórze. Za 2 tygodnie będę już w trasie:-)