Dlaczego w ogóle Wyspy Owcze? Razem z moją dziewczyną, Mają, gustujemy w „północnych” kierunkach. Myśleliśmy o Islandii, tymczasem pojawiła się bardzo atrakcyjna oferta przelotów na Wyspy Owcze za niecałe 800zł z Bergen (na archipelag lata tylko farerski przewoźnik Atlantic Airways, więc ceny z reguły nie podlegają większym wahaniom i utrzymują się na stałym, dość wysokim poziomie). Tak więc wybór był prosty – lecimy na Owce!
;)
Parę słów o celu naszej podróży:
Wyspy Owcze to terytorium zależne od Danii, posiadające jednak bardzo szeroką autonomię. Niecałe 50 tysięcy Farerczyków, zamieszkujących archipelag, posiadają swój własny język (zbliżony do islandzkiego) To własnie języka farerskiego dzieciaki uczą się jako pierwszego , bo od pierwszej klasy szkoły podstawowej (duńskiego uczą się dopiero od trzeciej klasy). Wyspy mają swój parlament i prowadzą własną politykę wewnętrzną (sami zarządzają m.in. szkolnictwem, służbą zdrowia, Duńczykom pozostawiają wolną rękę w prowadzeniu polityki zagranicznej) Wyspy Owcze, podobnie jak Grenlandia, pozostają poza strukturami UE oraz Schengen, choć mają podpisaną umowę stowarzyszeniową podobną do tej norweskiej (nie potrzebny nam paszport, aby odwiedzić wyspy). Drukują nawet swoje pieniądze, które są jednak honorowane na równi z koronami duńskimi i reprezentują taką samą wartość (1 korona farerska = 1 DKK). Historycznie wyspy należały do Norwegii, ale na skutek skandynawskiej „gry o tron” (:P) władzę nad Norwegią przejął król Danii i tym samym wyspy przeszły pod panowanie Duńczyków. Później Norwegia uzyskała niepodległość, ale archipelag pozostał już duński. Stolicą archipelagu jest Tórshavn liczące ok. 12.300 mieszkańców. Nazwa miasta w języku farerskim oznacza „Miasto Thora” W relacji ceny będę podawał w DKK, przy czym 1 Korona Duńska [DKK] to 0,58 PLN, więc ceny wystarczy podzielić na dwa i dodać „troszeczkę”, aby wiedzieć mniej więcej ile to jest na nasze
;)
Farerskie banknoty zachwycają swoją prostą estetyką
Trasa lotu:
Mapka odwiedzonych miejsc na Wyspach Owczych:
Przed wyjazdem czytamy świetny reportaż Wasielewskiego i Michalskiego o Wyspach Owczych. Lektura obowiązkowa przed wyjazdem
;)
Zapraszam do relacji!
-- 13 Wrz 2016 16:11 --
1 dzień:
Zaopatrzeni w bieliznę termiczną, ciepłe softshelle, zapasy jedzenia (na Owcach jest bardzo drogo) i polski przewodnik po archipelagu (wydawnictwo Tramp – jedyna taka pozycja w j. polskim) ruszamy polskim busem z Wrocławia do Katowic.
Na lotnisko w Pyrzowicach docieramy wraz z Piotrkiem a.k.a. @kleyo - użytkownikiem F4F, który wraz z kolegami leciał na tripa do Norwegii i był na tyle uprzejmy, że zgarnął nas ze sobą, za co bardzo dziękujemy
:) Do Bergen docieramy na pokładzie Wizzaira koło ósmej rano i jako, że mamy około 12 godzin oczekiwania na lot na Wyspy Owcze, postanawiamy pozwiedzać miasto. Bergen, jedno z najstarszych miast w Norwegii, powitało nas deszczową aurą. Około 12 stopni Celsjusza i obfite opady deszczu skutecznie zniechęcały do jakiejkolwiek aktywności poza ciepłym i suchym wnętrzem lotniska, ale skoro lecimy na deszczowe Faroje, to musimy się zacząć przyzwyczajać
;)
Za 185 NOK (87zł) kupujemy bilet w dwie strony na shuttle kursujący między miastem, a lotniskiem. Autobus ma kilka przystanków po drodze. My wysiadamy na dworcu autobusowym, położonym bardzo blisko centrum. Podróż trwa ok. pół godziny. Bagaż zostawiamy w lockerze na dworcu (20 NOK, czyli 9,5zł za cały dzień, więc taniej niż np. w Krakowie)
W pierwszej kolejności udajemy się na pobliski Fish Market, gdzie można spróbować lokalnych specjałów wyłowionych prosto z morza. Wśród nich są m.in. krewetki, kraby królewskie, homary, kalmary, małże, kawior, niezliczone gatunki ryb, mięso wieloryba itp.. Sprzedawcy bardzo uprzejmi, częstują towarem w ramach degustacji … i każdy z nich zna przynajmniej kilka słów po polsku
:D
Kiełbasa z łosia, wyglądem przypominająca cygaro
;)
Takie potwory straszą w akwarium:
Z targu rybnego roztacza się malowniczy widok na Bryggen – najbardziej zabytkową część miasta, której wizytówką jest rząd starych, drewnianych domów należących niegdyś do kupców hanzeatyckich. Niektóre z nich pochodzą z XII wieku! Obecnie mieszczą się w nich głównie sklepy z pamiątkami, a także puby.
Widok na Bryggen:
Kolejnym punktem wycieczki jest spacer na wzgórze Fløyen, skąd roztacza się wspaniała panorama miasta. Po drodze zahaczamy jeszcze o Theta Museet – muzeum norweskiej partyzantki za czasów nazistowskiej okupacji kraju. Jest też także wystawa poświęcona zaangażowaniu Norwegii w misje pokojowe ONZ na całym świecie.
Urokliwe uliczki Bergen:
Wejście na Fløyen zajmuje nam dwie godziny. Mamy dużo czasu więc decydujemy się na tę opcję, choć na szczyt można też wjechać kolejką (90 NOK, czyli 42 zł w dwie strony). Niestety kiedy jesteśmy w połowie drogi deszcz gwałtownie przybiera na sile – cali przemoczeni docieramy na szczyt, z którego niewiele widać z powodu nisko osadzonych chmur. W kawiarni rozgrzewamy się przy kubku herbaty, czekamy aż deszcz osłabnie i wracamy. Zejście zajmuje nam 45 minut. Zahaczamy jeszcze o Fish Market, jemy trochę owoców morza na ciepło, odbieramy bagaże z dworcowego lockera i łapiemy autobus na lotnisko.
Widok na Bergen w drodze na szczyt Fløyen:
Lot na Wyspy Owcze trwa ok. godziny i 10 minut. Ledwo zdążamy na lot, bo okazało się, że został przyspieszony o 20 minut, o czym lotnisko nie raczyło poinformować podróżnych. Z niepokojem stoimy w ślamazarnie poruszającej się kolejce do kontroli, a tablica przed nami ostrzega, że boarding dobiega końca. Po kontroli biegiem rzucamy się do gate’a i jako ostatni pasażerowie wchodzimy na pokład. Obłożenie niewielkie – na oko 10-12%. W przeciwieństwie do Kopenhagi, gdzie Farerczycy tłumnie podróżują na zakupy i w odwiedziny do krewnych, Begren cieszy się niewielkim zainteresowaniem. Lot poza tym, że wystartował 20 minut przed czasem, przebiega spokojnie. Na pokładzie czysto, do picia dostajemy kawę + do wyboru maleńką puszkę coli/sprite’a/ fanty/ tonicu/soku pomidorowego, jabłkowego lub pomarańczowego. Wszelkie przekąski lub alkohol są już płatne. Lądujemy na lotnisku Vagar o 20:45. Nasza gospodarz z airbnb, Sigga, załatwia nam taksówkę, która za 200DKK od osoby zawiezie nas do położonego w odległości 49 kilometrów, Tórshavn – stolicy kraju. (Chociaż wyspy formalnie należą do Danii, funkcjonują jak totalnie osobny organizm, o czym wspominałem już we wstępie) . W samochodzie jedzie z nami jeszcze Carrie – Nowozelandka z Christchurch. Jest ciemno i leje – niewiele widać w drodze z lotniska. Kierowca mówi, że trwa obecnie debata nad tym, czy nie powinien powstać nowy port lotniczy – położony w pobliżu samej stolicy, Torshavn. Jednak na archipelagu liczącym niecałe 50 tys ludzi dwa lotniska nie mają racji bytu. Międzynarodowy port lotniczy na wyspie Vagar został wybudowany przez Brytyjczyków w czasie tzw. „Przyjaznej Okupacji” – kiedy Dania została zajęta przez nazistów, Brytyjczycy szybko zajęli Wyspy Owcze w obawie, że o to samo pokuszą się naziści. Niemiecka obecność na archipelagu położonym zaledwie 400 km od północnych wybrzeży Szkocji stanowiłaby duże zagrożenie dla Zjednoczonego Królestwa. Farerczycy z radością powitali brytyjskich żołnierzy, którzy zapewnili im bezpieczeństwo przed niemiecką agresją.
A319 linii Atlantic Airways na lotnisku Vagar:
Do Tórshavn docieramy przed 22. Mieszkamy w niewielkim farerskim domku położonym w samym centrum miasta, wraz z Siggą i jej córkami. Nasza gospodyni to bardzo miła i gościnna kobieta. A za wynajem pobiera wyjątkowo niską (jak na warunki Wysp Owczych) opłatę. Suszymy przemoczone ciuchy, bierzemy gorący prysznic i wyczerpani kładziemy się do łóżka.Dzień 2
Odespawszy trudy podróży, udajemy się do położonej ulicę obok, informacji turystycznej. Planujemy dowiedzieć się gdzie możemy kupić 7-dniowy pass na wszystkie autobusy i promy. Jest to wydatek rzędu 700DKK (420zł) ale opłaca się ponieważ mamy zamiar często przemieszczać się po całym archipelagu. Na miejscu spotyka nas duże rozczarowanie. Jest sobota, a travel card będzie można kupić w porcie dopiero w poniedziałek. Nieoczekiwanie w informacji turystycznej zjawia się… Carrie – nasza współpasażerka z taksówki, poprzedniego dnia. Oznajmia, że dysponuje samochodem, ale nie ma zielonego pojęcia jak wykorzystać ten dzień, więc jak mamy jakiś pomysł na wycieczkę to możemy połączyć siły. Upewnia się przy tym, czy aby na pewno nie krzyżuje nam planów swoją propozycją, my natomiast nie możemy posiąść się z radości. Dzień jest bezchmurny, a na Wyspach Owczych zdarza się to stosunkowo rzadko. Proponujemy wycieczkę do malowniczo położonej na wyspie Vagar, miejscowości Gásadalur. Po drodze okazuje się, że droga na Vagar jest zamknięta do godz. 13, bo akurat tego dnia odbywa się maraton. Mamy więc godzinę czasu, którą postanawiamy spożytkować na krótki spacer nad jezioro Sørvágsvatn – największe na Farojach. Krótki spacer przeciąga się aż do godziny 16, bo widoki są oszałamiające, pogoda rewelacyjna, a na szlaku pustki absolutne.
W drodze nad Sørvágsvatn.
Widok na jezioro i położoną na jego drugim brzegu wioskę Midvagur
Wspinamy się na klify skąd rozpościera się wspaniały widok na jezioro, oraz leżącą u jego brzegu wioskę Midvagur. Ze szczytu widać, różnicę wysokości jaka dzieli taflę jeziora i znajdującą się poniżej powierzchnię oceanu. Jest to widok unikatowy i nie znam innego miejsca na świecie gdzie można coś takiego obserwować
:)
Owce są wszędzie (co nieszczególnie powinno dziwić)
;)
...pasą się całkowicie obojętne na otaczające je piękno...
Kilkanaście metrów niżej widzimy taflę wzburzonego oceanu
Carrie i Maja
;)
Po godzinie 16 ruszamy do wioski Gásadalur. Z racji tego, że nieplanowany postój się nam przeciągnął i krótki spacer zmienił się w kilkugodzinny trekking, rezygnujemy z postoju w Bøur, skąd mieliśmy się udać pieszo do Gásadalur. Podjeżdżamy do celu naszej podróży bezpośrednio. Jest to możliwe dzięki wybudowanej 10 lat temu drodze. Do 2006 roku, Gásadalur była całkowicie odcięta od świata, zaopatrzenie docierało tu łódkami i helikopterem, natomiast listonosz pokonywał pieszo szlak łączący obie miejscowości – i to kilka razy w tygodniu! (ok. 5 km w jedną stronę). Udajemy się szlakiem wzdłuż klifu, skąd rozpościera się pocztówkowy widok na wioskę:
W samym Gásadalur znajdują się jedne z najżyźniejszych gleb na tych jałowych, bezpłodnych wyspach. Szału nie ma, ale niewielka warstwa organiczna wystarcza, aby wyhodować trochę warzyw na własny użytek. Maleńkie poletka z krzaczkami pomidorów i innymi uprawami, znajdują się niemal przy każdym domu. Dzięki rybołówstwu i skromnie rozwiniętemu rolnictwu ludzie mogli tu przeżyć cały rok w warunkach ograniczonego kontaktu z "cywilizacją". Od kiedy wybudowano im drogę, nie muszą być aż tak samowystarczalni.
Najlepszy widok jest na terenie, który zdaje się być czyjąś własnością prywatną. Jest tam mała szopa, na ścianie której suszą się ryby, miejsce na palenisko i ławka. Nikogo nie ma, więc popychani ciekawością, wchodzimy za bramę. Pozostaje pozazdrościć tak pięknie umiejscowionej działki. Wieczory przy ognisku muszą być tu naprawdę epickie
:D
Wracamy do Tórshavn, po drodze zatrzymując się w ciekawym skansenie z dobrze zachowanym starym budownictwem. Kamienne domy kryte są tradycyjnym dachem porośniętym… trawą! Ten typ budownictwa wywodzi się z dawnych czasów, kiedy nie mając innego budulca (na wyspach nie rosną drzewa) , Farerczycy obsiewali dachy trawą. W warunkach wysp, na których pada prawie codziennie, a temperatury nie spadają poniżej zera (średnia temp w latem to +12, zimą +3), trawa przyjęła się doskonale i przez cały rok cieszy oczy soczystą zielenią.
Przed samym Torshavn doświadczamy tego, co opisują wszystkie przewodniki po Wyspach Owczych (a nie ma ich zbyt wiele) – zdumiewającej zmienności pogody. Zaczyna mocno wiać. W ciągu trzydziestu minut bezchmurne niebo zaciąga się ciemnymi chmurami, z których momentalnie lunął deszcz. Szybko powstała gęsta mgła, która skutecznie ograniczała widoczność. Po przyjeździe do Torshavn idziemy jeszcze na szybkie zakupy do marketu Bonus (przykładowe ceny: butelka wody 0,5l – 15 DKK, chleb tostowy – 14 DKK, klopsiki w puszce – 40 DKK, batonik 12 DKK) oraz na krótki spacer po mieście (o czym szerzej napiszę później)
Carrie odstawia nas pod sam dom. Dzięki jej uprzejmości udało się dobrze wykorzystać pierwszy, słoneczny dzień na Wyspach (które jak się później przekonaliśmy, należą do rzadkości
;))
Następnego dnia lecimy helikopterem na wyspę Mykines, gdzie spotyka nas mrożąca krew w żyłach przygoda... ciąg dalszy nastąpi
;)Dzień 3-4
Jest niedziela, więc znów nie kupimy tygodniowej karty na transport po wyspach. Musimy się dostać na lotnisko Vágar ponieważ mamy zarezerwowany przelot helikopterem na wyspę Mykines. Na lotnisko docieramy ok. 9 rano, godzinę przed planowanym odlotem. Ze zdziwieniem odkrywam na tablicy przylotów Wizzaira z Budapesztu! Czyżby węgierski przewoźnik po cichu otworzył nowy kierunek? Jak się później okazało, we wtorek odbywał się mecz eliminacyjny do Mistrzostw Świata: Wyspy Owcze – Węgry, a Wizzair podstawił samolot, aby Madziarzy mogli się łatwo dostać na wyspy i dopingować swoich piłkarzy
:)
Autobus na lotnisko
Hala odlotów świeciła pustkami
Nagle zapanował spory ruch - wylądował helikopter
;)
Nasz checkin odbywa się zaledwie pół godziny przed odlotem. Po bagaż przychodzi dwóch pracowników w odblaskowych kamizelkach. Podjeżdzają pod terminal VW Transporterem z przyczepką, na którą ładują bagaże, a pasażerowie wchodzą do auta (każdemu podróżnemu przysługuje 20kg bagażu rejestrowanego + podręczny). Podjeżdzamy na płytę lotniska i wysiadamy przy samym helikopterze. Z kwestii organizacyjnych takiego wyjazdu - przelot najlepiej rezerwować z wyprzedzeniem, ponieważ w dniu wylotu może już być komplet. (maszyna- AgustaWestland AW139, jest w stanie zabrać na pokład 12 pasażerów) Ciekawostką jest, że transport helikopterem na Wyspach Owczych jest stosunkowo tani. Wynika to z faktu, że ten rodzaj transportu jest hojnie dotowany przez rząd Wysp Owczych. Piloci należą do Search and Rescue Team, więc muszą latać codziennie, aby nie wyjść z wprawy - nigdy nie wiadomo kiedy od ich doświadczenia będzie zależeć czyjeś życie. Za transport w dwie strony płacimy 300 DKK od osoby, czyli ok. 150zł.
Helikopter gotowy do przyjęcia pasażerów
Dostajemy stopery na uszy...
...i możemy ruszać
:) W dole - widok na wieś Sørvágur
No widzisz. Tutaj totalna bieda
:P Byłem zaskoczony zważywszy na to, że bilety raczej do tanich nie należą (więc choćby sucharkiem wypadałoby poczęstować pasażera)
:D Postaram się jeszcze dzisiaj dodać ciąg dalszy relacji. W międzyczasie gdyby ktoś miał jakieś pytania o organizację wyjazdu, czy o same wyspy, to śmiało pytać
:) chętnie podzielę się doświadczeniem
:)
Absolutnie fenomenalne.
:shock: Czy bardzo wejdę w Waszą prywatność, jeśli zapytam o daty Waszego pobytu? Przepraszam, jeżeli gdzieś to już było wspominane.
:oops:
Bardziej mialem na mysli konkretnie wyspe Mykines. Autor napisal ze w dwie strony lecial helikopterem, a mnie ciekawi czy mozna sie tam dostac statkiem (np. z Torshavn)
:)
Dzięki z miłe słowa
:) całkowity brak czasu uniemożliwił mi dokończenie dzisiaj relacji, więc wrzucę przynajmniej ten oto epicki filmik, który powinien Was zachęcić do odwiedzenia archipelagu
;) https://vimeo.com/172487933
@geckoTak się złożyło, że mieszkam w Danii od kilku lat (przez pół roku w roku, resztę spędzam na włóczęgostwie). O ile ten kraj budzi we mnie odrazę swoją nijakością i obrzydliwym wręcz bezrefleksyjnym podejściem do życia jego mieszkańców, to do wizyty na wyspach zachęciłeś mnie, mimo że odmawiałem tej "przyjemności" przez lata będąc zapraszany na wspólny urlop przez Duńskich kolegów z firmy
;)
Zarówno Farerczycy, jak i Grenlandczycy wybitnie nie lubią, gdy zbyt mocno wiąże się ich z Duńczykami.Mają swoją własną wysublimowaną kulturę, lecz z uwagi na kwestie finansowe pewnie jeszcze długo nie zostaną niepodległe.Super relacja, Wyspy Owcze są piękne i na zawsze w pamięci pozostanie mi piękny rejs Norroną powrotny z Islandii w pięknej pogodzie.Może jeszcze dane będzie mi wrócić
;)
Fajna relacja i bardzo interesujące miejsce...szkoda jednak, ze mieszkańcy w ramach tradycji corocznie zabijają setki grindwali.https://youtu.be/ep2-_ofP19Q
@ZFRTak, to prawda. Miałem wspomnieć o tym w relacji, ale wyleciało mi z głowy. Proceder rzeczywiście haniebny, szczególnie że człowiek wykorzystuje wrodzoną lojalność tych ssaków. Polowanie wygląda tak, że kutry otaczają stado, ranią jednego z osobników i zapędzają go do zatoki. Reszta grindwali płynie za zranionym osobnikiem i kiedy wszystkie są uwięzione w zatoce, dochodzi do rzezi.Ostatnio nawet jakieś badania potwierdziły, że mięso grindwali może być rakotwórcze, bo gromadzą się w nim pierwiastki metali ciężkich. Farerczycy natomiast traktują te doniesienia jako ukryte dążenia eko-terrorystycznego lobby do wykorzenienia ich "tradycji"...
:roll: Zresztą.. obecnie oni tego mięsa nawet nie jedzą. Nie dostaniesz go w żadnym markecie na wyspach.
Fajna relacja z tego chyba najdroższego miejsca w Europie jeżeli chodzi o koszt dojazdu, nocleg i wydatki na miejscu. No i ta pogoda
:) Możesz napisać ile łącznie kosztowała was ta wyprawa?
Ja mam pytanie o bilety Atlantic Airways.Na szybko sprawdziłem teraz i Bergen-Vágar pokazują mi się za 719+794=1513 DKK. Czy to jest ta normalna cena? Czy zdradziłbyś ile płaciliście Wy (tzn. ile DKK to te "niecałe 800zł"?)?Czy to była jakaś chwilowa obniżka, czy też na tej trasie nie ma obniżek?
:mrgreen: Widzę też, że Kopenhaga-Vágar to stała cena 1398 DKK RT. Ktoś wie może czy to cena uczciwa, czy też jednak zdarzają się niższe i trzeba czekać?
:roll: Mam przeczucie, że to cena niezmienna.
:oops:
@klapioNajwiększy koszt wiązał się właśnie z przelotem (coś koło 790zł BGO-FAE oraz 260zł KTW-BGO z bagażem rejestrowanym). Na airbnb wydaliśmy 600zł od osoby (6 noclegów). Jak na warunki Wysp Owczych to bardzo tanio. Więc chętnie podzielę się namiarami, może ktoś skorzysta
:) Babeczka bardzo sympatyczna i mieszka w ścisłym centrum Tórshavn (skąd wszędzie można się dostać autobusem lub promem) Tak więc jak nie decydujemy się na wypożyczenie auta, najkorzystniej jest robić sobie takie całodniowe tripy z Torshavn.https://www.airbnb.pl/users/show/74256322Co do innych kosztów, to wydaliśmy 500 DKK (~290zł) na 4-dniowy travel pass (autobusy + promy), 295 DKK (170zł) na rejs wzdłuż klifów Vestmanna, 280DKK (160zł) na przelot helikopterem, 20 DKK (12zł) za muzeum w Klaksvik, 100 DKK (57zł) za nocleg na statku i 100 DKK (57zł, czyli ok 29zł od osoby) za nocleg na polu namiotowym. Na jedzenie wydaliśmy bardzo mało, bo przywieźliśmy kupę jedzenia z polski (w tym makarony, kaszę i inne do przygotowania na ciepło, bo wiedzieliśmy że będziemy mieli dostęp do kuchni). Jedzenie tam jest bardzo drogie, i tak najtańszy chleb tostowy to 14 DKK (7,5zł), półlitrowa woda mineralna też coś koło tego (nie opłaca się kupować, bo mają najczystszą kranówę na świecie)
:D Jakieś klopsiki w puszce kosztują 40 DKK (23zł), dżem 16DKK (9zł).. Z pamiątek to za pocztówkę trzeba wydać co najmniej 10 DKK (5,5zł), magnes coś koło 30 DKK (16zł), znaczek do Polski 17 DKK (10zł)Podsumowując:loty - 1050złhelikopter - 160złmieszkanie - 600złtravel card - 290złrejs - 170złkuszetka na statku - 57złpamiątki + jedzenie na miejscu - ~100złnocleg na polu namiotowym - 29złmuzeum - 10złjedzenie + pamiątki - 150złWięc sześciodniowa podróż na Wyspy Owcze kosztowała nas ok. 2600 zł od osoby.@kamwadpo tym jak śledziłem ceny na tym kierunku, byłbym skłonny stwierdzić, że ~1300zł za RT to standardowa cena. My jak już wspomniałem kupiliśmy za niecałe 800zł (coś koło 1300 DKK) i z tego co widzę jest obecnie całkiem sporo dat do wyboru w takiej własnie cenie. Nie wiem, czy to jakaś chwilowa obniżka czy może Atlantic Airways na stałe obniżyło ceny przelotów. Warto polować na lot z Bergen, bo jednak łatwiej się tam z Polski dostać niż do Kopenhagi (W przypadku Kopenhagi chyba najlepszym rozwiązaniem jest brać Ryanaira do Malmo i stamtąd autobusem do Kopenhagi)
Dziękuję. A gdzie widzisz te "całkiem sporo dat do wyboru w takiej właśnie cenie"? U jakiegoś pośrednika? Ja szukałem na stronie AA terminów od kwietnia 2017 i ciągle widzę 1513 DKK RT.
:oops: Dlatego zainteresowała mnie cena ok. 1400 DKK z Kopenhagi, do której mi łatwiej dostać się z miejsca, w którym mieszkam.
;) Rozumiem więc, że uważasz, iż te ceny się nie zmieniają?
:evil: I nie ma co liczyć na obniżki?
:twisted:
@kamwadsprawdzam na kayaku jakieś losowe daty w miesiącach letnich (maj, czerwiec, lipiec sierpień) z wylotem z Kopenhagi i wszędzie znajduje mi coś w przedziale 750-800zł, więc jest bardzo korzystnie. Na niższe ceny bym nie liczył, bo jak wspominałem, przez długi czas bardzo ciężko było znaleźć coś poniżej 1000zł. Zwłaszcza, że lata tam tylko jedna linia, więc nie muszą się bawić w obniżki
:)
SJK napisał:Oprócz z Kopenhagi i Bergen można też polecieć z Billund ale tam to tylko z Gdańska dostaniemy się.Chciałem zaktualizować tę informację - do Billund dostaniemy się również niedługo z Warszawy - od marca 2017 wizz air otwiera takowe połączenie
:)
zasłużona nominacja w konkursie
:)świetnie się czytało, widać że pogodę mieliście wkalkulowaną w ten wyjazd i nie stanowiła ona dla Was problemu.to chyba druga relacja na forum z Wysp Owczych, poprzednia: wyspy-owcze-bezdrzewny-raj-europy,1507,77463
@marcino123 i nie ukrywam, że ta relacja była bardzo pomocna w planowaniu naszej podróży
:) (choć nasz wypad był raczej bardziej budżetowy, tak więc czytelnicy fly4free mają możliwość skomponowania własnej podróży w oparciu o dwie relacje, w dwóch zupełnie innych wariantach - "na bogato" i "po kosztach"
;)
Te 100 koron za rozbicie namiotu to na pewno nie są najgorzej wydane pieniądze - wprost przeciwnie! Zdecydowanie gorszą inwestycją był namiot Quechua. A wyprawa fantastyczna. Zazdroszczę, mimo że... byłem na Wyspach Owczych. Teraz, po 10 latach, poczułem się na nowo zainspirowany i mam wielką ochotę tam powrócić, korzystając przy okazji z Waszych pomysłów. Przy okazji - w przyszłym roku na Wyspy Owcze będzie z Kopenhagi latał SAS.
Inwestycja to żadna, ale jako że biwakuje stosunkowo rzadko, to namiot artykułem pierwszej potrzeby u mnie nie jest
;) Aczkolwiek jak na sprzęt za 200zł sprawuje się całkiem nieźle
:D Przeżyłem w nim już dwie zawieruchy - na Wyspach Owczych i na Ziemi Ognistej
:D Co nie zmienia faktu, że do następnej wyprawy prawdopodobnie zaopatrzę się w solidniejszy sprzęt.
Gdyby ktos byl zainteresowany, to w najblizsza srode, 23 listopada o godz 18:00, bede prowadzil prelekcje (polaczona z pokazem zdjec) na temat Wysp Owczych
:) Prelekcja odbedzie sie w auli Uniwersytetu Ekonomicznego we Wroclawiu, w ramach cotygodniowego cyklu "Spotkania z Podroznikiem" organizowanego przez Klub Podroznikow BIT z Uniwersytetu Ekonomicznego we Wroclawiu
:) Zapraszam! ps. sorry za brak polskich znakow, pisze z pracy
:P
Dlaczego w ogóle Wyspy Owcze? Razem z moją dziewczyną, Mają, gustujemy w „północnych” kierunkach. Myśleliśmy o Islandii, tymczasem pojawiła się bardzo atrakcyjna oferta przelotów na Wyspy Owcze za niecałe 800zł z Bergen (na archipelag lata tylko farerski przewoźnik Atlantic Airways, więc ceny z reguły nie podlegają większym wahaniom i utrzymują się na stałym, dość wysokim poziomie). Tak więc wybór był prosty – lecimy na Owce! ;)
Parę słów o celu naszej podróży:
Wyspy Owcze to terytorium zależne od Danii, posiadające jednak bardzo szeroką autonomię. Niecałe 50 tysięcy Farerczyków, zamieszkujących archipelag, posiadają swój własny język (zbliżony do islandzkiego) To własnie języka farerskiego dzieciaki uczą się jako pierwszego , bo od pierwszej klasy szkoły podstawowej (duńskiego uczą się dopiero od trzeciej klasy). Wyspy mają swój parlament i prowadzą własną politykę wewnętrzną (sami zarządzają m.in. szkolnictwem, służbą zdrowia, Duńczykom pozostawiają wolną rękę w prowadzeniu polityki zagranicznej) Wyspy Owcze, podobnie jak Grenlandia, pozostają poza strukturami UE oraz Schengen, choć mają podpisaną umowę stowarzyszeniową podobną do tej norweskiej (nie potrzebny nam paszport, aby odwiedzić wyspy). Drukują nawet swoje pieniądze, które są jednak honorowane na równi z koronami duńskimi i reprezentują taką samą wartość (1 korona farerska = 1 DKK).
Historycznie wyspy należały do Norwegii, ale na skutek skandynawskiej „gry o tron” (:P) władzę nad Norwegią przejął król Danii i tym samym wyspy przeszły pod panowanie Duńczyków. Później Norwegia uzyskała niepodległość, ale archipelag pozostał już duński.
Stolicą archipelagu jest Tórshavn liczące ok. 12.300 mieszkańców. Nazwa miasta w języku farerskim oznacza „Miasto Thora”
W relacji ceny będę podawał w DKK, przy czym 1 Korona Duńska [DKK] to 0,58 PLN, więc ceny wystarczy podzielić na dwa i dodać „troszeczkę”, aby wiedzieć mniej więcej ile to jest na nasze ;)
Farerskie banknoty zachwycają swoją prostą estetyką
Trasa lotu:
Mapka odwiedzonych miejsc na Wyspach Owczych:
Przed wyjazdem czytamy świetny reportaż Wasielewskiego i Michalskiego o Wyspach Owczych. Lektura obowiązkowa przed wyjazdem ;)
Zapraszam do relacji!
-- 13 Wrz 2016 16:11 --
1 dzień:
Zaopatrzeni w bieliznę termiczną, ciepłe softshelle, zapasy jedzenia (na Owcach jest bardzo drogo) i polski przewodnik po archipelagu (wydawnictwo Tramp – jedyna taka pozycja w j. polskim) ruszamy polskim busem z Wrocławia do Katowic.
Na lotnisko w Pyrzowicach docieramy wraz z Piotrkiem a.k.a. @kleyo - użytkownikiem F4F, który wraz z kolegami leciał na tripa do Norwegii i był na tyle uprzejmy, że zgarnął nas ze sobą, za co bardzo dziękujemy :) Do Bergen docieramy na pokładzie Wizzaira koło ósmej rano i jako, że mamy około 12 godzin oczekiwania na lot na Wyspy Owcze, postanawiamy pozwiedzać miasto. Bergen, jedno z najstarszych miast w Norwegii, powitało nas deszczową aurą. Około 12 stopni Celsjusza i obfite opady deszczu skutecznie zniechęcały do jakiejkolwiek aktywności poza ciepłym i suchym wnętrzem lotniska, ale skoro lecimy na deszczowe Faroje, to musimy się zacząć przyzwyczajać ;)
Za 185 NOK (87zł) kupujemy bilet w dwie strony na shuttle kursujący między miastem, a lotniskiem. Autobus ma kilka przystanków po drodze. My wysiadamy na dworcu autobusowym, położonym bardzo blisko centrum. Podróż trwa ok. pół godziny. Bagaż zostawiamy w lockerze na dworcu (20 NOK, czyli 9,5zł za cały dzień, więc taniej niż np. w Krakowie)
W pierwszej kolejności udajemy się na pobliski Fish Market, gdzie można spróbować lokalnych specjałów wyłowionych prosto z morza. Wśród nich są m.in. krewetki, kraby królewskie, homary, kalmary, małże, kawior, niezliczone gatunki ryb, mięso wieloryba itp.. Sprzedawcy bardzo uprzejmi, częstują towarem w ramach degustacji … i każdy z nich zna przynajmniej kilka słów po polsku :D
Kiełbasa z łosia, wyglądem przypominająca cygaro ;)
Takie potwory straszą w akwarium:
Z targu rybnego roztacza się malowniczy widok na Bryggen – najbardziej zabytkową część miasta, której wizytówką jest rząd starych, drewnianych domów należących niegdyś do kupców hanzeatyckich. Niektóre z nich pochodzą z XII wieku! Obecnie mieszczą się w nich głównie sklepy z pamiątkami, a także puby.
Widok na Bryggen:
Kolejnym punktem wycieczki jest spacer na wzgórze Fløyen, skąd roztacza się wspaniała panorama miasta. Po drodze zahaczamy jeszcze o Theta Museet – muzeum norweskiej partyzantki za czasów nazistowskiej okupacji kraju. Jest też także wystawa poświęcona zaangażowaniu Norwegii w misje pokojowe ONZ na całym świecie.
Urokliwe uliczki Bergen:
Wejście na Fløyen zajmuje nam dwie godziny. Mamy dużo czasu więc decydujemy się na tę opcję, choć na szczyt można też wjechać kolejką (90 NOK, czyli 42 zł w dwie strony). Niestety kiedy jesteśmy w połowie drogi deszcz gwałtownie przybiera na sile – cali przemoczeni docieramy na szczyt, z którego niewiele widać z powodu nisko osadzonych chmur. W kawiarni rozgrzewamy się przy kubku herbaty, czekamy aż deszcz osłabnie i wracamy. Zejście zajmuje nam 45 minut. Zahaczamy jeszcze o Fish Market, jemy trochę owoców morza na ciepło, odbieramy bagaże z dworcowego lockera i łapiemy autobus na lotnisko.
Widok na Bergen w drodze na szczyt Fløyen:
Lot na Wyspy Owcze trwa ok. godziny i 10 minut. Ledwo zdążamy na lot, bo okazało się, że został przyspieszony o 20 minut, o czym lotnisko nie raczyło poinformować podróżnych. Z niepokojem stoimy w ślamazarnie poruszającej się kolejce do kontroli, a tablica przed nami ostrzega, że boarding dobiega końca. Po kontroli biegiem rzucamy się do gate’a i jako ostatni pasażerowie wchodzimy na pokład. Obłożenie niewielkie – na oko 10-12%. W przeciwieństwie do Kopenhagi, gdzie Farerczycy tłumnie podróżują na zakupy i w odwiedziny do krewnych, Begren cieszy się niewielkim zainteresowaniem. Lot poza tym, że wystartował 20 minut przed czasem, przebiega spokojnie. Na pokładzie czysto, do picia dostajemy kawę + do wyboru maleńką puszkę coli/sprite’a/ fanty/ tonicu/soku pomidorowego, jabłkowego lub pomarańczowego. Wszelkie przekąski lub alkohol są już płatne.
Lądujemy na lotnisku Vagar o 20:45. Nasza gospodarz z airbnb, Sigga, załatwia nam taksówkę, która za 200DKK od osoby zawiezie nas do położonego w odległości 49 kilometrów, Tórshavn – stolicy kraju. (Chociaż wyspy formalnie należą do Danii, funkcjonują jak totalnie osobny organizm, o czym wspominałem już we wstępie) . W samochodzie jedzie z nami jeszcze Carrie – Nowozelandka z Christchurch. Jest ciemno i leje – niewiele widać w drodze z lotniska. Kierowca mówi, że trwa obecnie debata nad tym, czy nie powinien powstać nowy port lotniczy – położony w pobliżu samej stolicy, Torshavn. Jednak na archipelagu liczącym niecałe 50 tys ludzi dwa lotniska nie mają racji bytu. Międzynarodowy port lotniczy na wyspie Vagar został wybudowany przez Brytyjczyków w czasie tzw. „Przyjaznej Okupacji” – kiedy Dania została zajęta przez nazistów, Brytyjczycy szybko zajęli Wyspy Owcze w obawie, że o to samo pokuszą się naziści. Niemiecka obecność na archipelagu położonym zaledwie 400 km od północnych wybrzeży Szkocji stanowiłaby duże zagrożenie dla Zjednoczonego Królestwa. Farerczycy z radością powitali brytyjskich żołnierzy, którzy zapewnili im bezpieczeństwo przed niemiecką agresją.
A319 linii Atlantic Airways na lotnisku Vagar:
Do Tórshavn docieramy przed 22. Mieszkamy w niewielkim farerskim domku położonym w samym centrum miasta, wraz z Siggą i jej córkami. Nasza gospodyni to bardzo miła i gościnna kobieta. A za wynajem pobiera wyjątkowo niską (jak na warunki Wysp Owczych) opłatę. Suszymy przemoczone ciuchy, bierzemy gorący prysznic i wyczerpani kładziemy się do łóżka.Dzień 2
Odespawszy trudy podróży, udajemy się do położonej ulicę obok, informacji turystycznej. Planujemy dowiedzieć się gdzie możemy kupić 7-dniowy pass na wszystkie autobusy i promy. Jest to wydatek rzędu 700DKK (420zł) ale opłaca się ponieważ mamy zamiar często przemieszczać się po całym archipelagu. Na miejscu spotyka nas duże rozczarowanie. Jest sobota, a travel card będzie można kupić w porcie dopiero w poniedziałek. Nieoczekiwanie w informacji turystycznej zjawia się… Carrie – nasza współpasażerka z taksówki, poprzedniego dnia. Oznajmia, że dysponuje samochodem, ale nie ma zielonego pojęcia jak wykorzystać ten dzień, więc jak mamy jakiś pomysł na wycieczkę to możemy połączyć siły. Upewnia się przy tym, czy aby na pewno nie krzyżuje nam planów swoją propozycją, my natomiast nie możemy posiąść się z radości. Dzień jest bezchmurny, a na Wyspach Owczych zdarza się to stosunkowo rzadko. Proponujemy wycieczkę do malowniczo położonej na wyspie Vagar, miejscowości Gásadalur. Po drodze okazuje się, że droga na Vagar jest zamknięta do godz. 13, bo akurat tego dnia odbywa się maraton. Mamy więc godzinę czasu, którą postanawiamy spożytkować na krótki spacer nad jezioro Sørvágsvatn – największe na Farojach. Krótki spacer przeciąga się aż do godziny 16, bo widoki są oszałamiające, pogoda rewelacyjna, a na szlaku pustki absolutne.
W drodze nad Sørvágsvatn.
Widok na jezioro i położoną na jego drugim brzegu wioskę Midvagur
Wspinamy się na klify skąd rozpościera się wspaniały widok na jezioro, oraz leżącą u jego brzegu wioskę Midvagur. Ze szczytu widać, różnicę wysokości jaka dzieli taflę jeziora i znajdującą się poniżej powierzchnię oceanu. Jest to widok unikatowy i nie znam innego miejsca na świecie gdzie można coś takiego obserwować :)
Owce są wszędzie (co nieszczególnie powinno dziwić) ;)
...pasą się całkowicie obojętne na otaczające je piękno...
Kilkanaście metrów niżej widzimy taflę wzburzonego oceanu
Carrie i Maja ;)
Po godzinie 16 ruszamy do wioski Gásadalur. Z racji tego, że nieplanowany postój się nam przeciągnął i krótki spacer zmienił się w kilkugodzinny trekking, rezygnujemy z postoju w Bøur, skąd mieliśmy się udać pieszo do Gásadalur. Podjeżdżamy do celu naszej podróży bezpośrednio. Jest to możliwe dzięki wybudowanej 10 lat temu drodze. Do 2006 roku, Gásadalur była całkowicie odcięta od świata, zaopatrzenie docierało tu łódkami i helikopterem, natomiast listonosz pokonywał pieszo szlak łączący obie miejscowości – i to kilka razy w tygodniu! (ok. 5 km w jedną stronę). Udajemy się szlakiem wzdłuż klifu, skąd rozpościera się pocztówkowy widok na wioskę:
W samym Gásadalur znajdują się jedne z najżyźniejszych gleb na tych jałowych, bezpłodnych wyspach. Szału nie ma, ale niewielka warstwa organiczna wystarcza, aby wyhodować trochę warzyw na własny użytek. Maleńkie poletka z krzaczkami pomidorów i innymi uprawami, znajdują się niemal przy każdym domu. Dzięki rybołówstwu i skromnie rozwiniętemu rolnictwu ludzie mogli tu przeżyć cały rok w warunkach ograniczonego kontaktu z "cywilizacją". Od kiedy wybudowano im drogę, nie muszą być aż tak samowystarczalni.
Najlepszy widok jest na terenie, który zdaje się być czyjąś własnością prywatną. Jest tam mała szopa, na ścianie której suszą się ryby, miejsce na palenisko i ławka. Nikogo nie ma, więc popychani ciekawością, wchodzimy za bramę. Pozostaje pozazdrościć tak pięknie umiejscowionej działki. Wieczory przy ognisku muszą być tu naprawdę epickie :D
Wracamy do Tórshavn, po drodze zatrzymując się w ciekawym skansenie z dobrze zachowanym starym budownictwem. Kamienne domy kryte są tradycyjnym dachem porośniętym… trawą! Ten typ budownictwa wywodzi się z dawnych czasów, kiedy nie mając innego budulca (na wyspach nie rosną drzewa) , Farerczycy obsiewali dachy trawą. W warunkach wysp, na których pada prawie codziennie, a temperatury nie spadają poniżej zera (średnia temp w latem to +12, zimą +3), trawa przyjęła się doskonale i przez cały rok cieszy oczy soczystą zielenią.
Przed samym Torshavn doświadczamy tego, co opisują wszystkie przewodniki po Wyspach Owczych (a nie ma ich zbyt wiele) – zdumiewającej zmienności pogody. Zaczyna mocno wiać. W ciągu trzydziestu minut bezchmurne niebo zaciąga się ciemnymi chmurami, z których momentalnie lunął deszcz. Szybko powstała gęsta mgła, która skutecznie ograniczała widoczność.
Po przyjeździe do Torshavn idziemy jeszcze na szybkie zakupy do marketu Bonus (przykładowe ceny: butelka wody 0,5l – 15 DKK, chleb tostowy – 14 DKK, klopsiki w puszce – 40 DKK, batonik 12 DKK) oraz na krótki spacer po mieście (o czym szerzej napiszę później)
Carrie odstawia nas pod sam dom. Dzięki jej uprzejmości udało się dobrze wykorzystać pierwszy, słoneczny dzień na Wyspach (które jak się później przekonaliśmy, należą do rzadkości ;))
Następnego dnia lecimy helikopterem na wyspę Mykines, gdzie spotyka nas mrożąca krew w żyłach przygoda... ciąg dalszy nastąpi ;)Dzień 3-4
Jest niedziela, więc znów nie kupimy tygodniowej karty na transport po wyspach. Musimy się dostać na lotnisko Vágar ponieważ mamy zarezerwowany przelot helikopterem na wyspę Mykines. Na lotnisko docieramy ok. 9 rano, godzinę przed planowanym odlotem. Ze zdziwieniem odkrywam na tablicy przylotów Wizzaira z Budapesztu! Czyżby węgierski przewoźnik po cichu otworzył nowy kierunek? Jak się później okazało, we wtorek odbywał się mecz eliminacyjny do Mistrzostw Świata: Wyspy Owcze – Węgry, a Wizzair podstawił samolot, aby Madziarzy mogli się łatwo dostać na wyspy i dopingować swoich piłkarzy :)
Autobus na lotnisko
Hala odlotów świeciła pustkami
Nagle zapanował spory ruch - wylądował helikopter ;)
Nasz checkin odbywa się zaledwie pół godziny przed odlotem. Po bagaż przychodzi dwóch pracowników w odblaskowych kamizelkach. Podjeżdzają pod terminal VW Transporterem z przyczepką, na którą ładują bagaże, a pasażerowie wchodzą do auta (każdemu podróżnemu przysługuje 20kg bagażu rejestrowanego + podręczny). Podjeżdzamy na płytę lotniska i wysiadamy przy samym helikopterze. Z kwestii organizacyjnych takiego wyjazdu - przelot najlepiej rezerwować z wyprzedzeniem, ponieważ w dniu wylotu może już być komplet. (maszyna- AgustaWestland AW139, jest w stanie zabrać na pokład 12 pasażerów) Ciekawostką jest, że transport helikopterem na Wyspach Owczych jest stosunkowo tani. Wynika to z faktu, że ten rodzaj transportu jest hojnie dotowany przez rząd Wysp Owczych. Piloci należą do Search and Rescue Team, więc muszą latać codziennie, aby nie wyjść z wprawy - nigdy nie wiadomo kiedy od ich doświadczenia będzie zależeć czyjeś życie. Za transport w dwie strony płacimy 300 DKK od osoby, czyli ok. 150zł.
Helikopter gotowy do przyjęcia pasażerów
Dostajemy stopery na uszy...
...i możemy ruszać :) W dole - widok na wieś Sørvágur